Powodzenia.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-To jest kot. Ja właśnie patrzę na kota.
Powiedziałam doprawdy bardzo elokwentnie po kilku minutach ciszy, wpatrując się w puchate zwierzątko przede mną z tak wielką konsternacją, jakbym nie mogła uwierzyć w surrealizm sceny odgrywającej się teraz przede mną. To wszystko, co wydarzyło się przez ostatnią godzinę; przechadzanie się z Buckim wokół festiwalowych bud, pieczenie razem s'moresów oraz wpatrywanie się w tą małą, puszystą kulkę, wydało mi się wręcz tak nieracjonalne, że czułam się, jakby to wcale nie było moje życie.
Chociaż szczerze powiedziawszy, owy surrealizm towarzyszył mi odkąd tylko przekroczyłam próg tego cholernego bunkra, gdzie po raz pierwszy od długiego czasu, znów spotkałam Barnesa. Miałam wrażenie, że było to wszystko było tak bardzo odrealnione, że tak naprawdę działo się to tylko w mojej głowie, a ja śniłam na jawie i zaraz obudzę się we własnym pokoju w siedzibie, otoczona tym wszystkim, co było mi znane.
Jednak nawet kilkakrotne mruganie oczami nie ocuciło mnie z niczego, tylko dopiero cholerne uszczypnięcie się w ramię, które sobie zafundowałam, sprowadziło na ziemię tak nagle, że aż w środku poczułam tak dziwny ścisk, jakby ktoś z całej siły kopnął mnie w brzuch.
-No trudno się temu nie zgodzić. - głos Buckiego nagle wypełnił moje uszy, więc momentalnie stając się odrobinę bardziej samoświadoma, przekierowałam na niego swe znudzone spojrzenie, ponieważ znając go, pewnie zaraz będzie chciał mnie uraczyć jedną z jego przegenialnych odzywek. - Długo nad tym myślałaś, Bennet? Bo nie, żeby coś, ale dość długo zajęło ci wskazanie, co to jest za zwierzę. - dodał jeszcze sarkastycznym tonem, patrząc na mnie z uniesioną brwią, a ja, przeklinając samą siebie w myślach, że miałam rację, miałam ochotę dosłownie rzucić w niego tym nożem, który trzymałam w dłoni.
-Wiesz co, czasem naprawdę żałuję, że jestem w stanie cię słyszeć. - skomentowałam dokładnie w tej samej manierze, wskazując na mężczyznę czubkiem ostrza, na co ten tylko przewrócił oczami, jednocześnie parskając bez humoru. - Chodzi mi o to, że to jest ostatnie miejsce, w którym możesz spotkać kota. I to do tego tak małego. Przecież on nie może mieć więcej, niż miesiąc. - powiedziałam, znów przekierowując swą uwagę na zwierzę, które teraz zbliżając się o krok, miałknęło cicho, po czym delikatnie otarło się o moją nogę, na co moje serce momentalnie tak bardzo zmiękło, że przez sekundę, zupełnie nie wiedziałam, co miałam zrobić.
Bucky natomiast, który wciąż stał parę metrów ode mnie, trzymając w ręku swą czarną bluzę westchnął cicho i również zrobił krok w przód, przez co koci maluch zaprzestał łaszenia się, aby spojrzeć na bruneta. Wymieniając z Barnesem dość zirytowane spojrzenia między sobą, ja ponieważ mężczyzna był tak niewzruszony, że aż mnie nosiło, a on, gdyż zapewne zdenerwowało go to, co do niego powiedziałam, bardzo ostrożnymi oraz powolnymi ruchami, by nie spłoszyć kota, uklęknęłam na kolana, zatapiając swe palce w jego bielutkiej, puszystej sierści, jednocześnie chowając swój nóż do kabury przypiętej do paska spodni.
Mruczek natychmiastowo zaczął wydawać z siebie zadowolone wibracje, a ja poczułam, jak oblewa mnie tak wielkie szczęście, że kąciki ust momentalnie uniosły się ku górze.
-Przestań patrzeć się na niego wzrokiem, jakbyś chciał go utopić w rzece, bo zaraz go spłoszysz. - upomniałam bruneta karcącym tonem głosu, na co ten tylko westchnął przeciągle. Zachowanie mężczyzny było wręcz tak nieubłagane, jakby pojawienie się tego małego agenta nie wzbudziło w nim żadnych, nawet najmniejszych odczuć. Nadal stał tam z rękoma założonymi na krzyż i patrzył na to całe zdarzenie z góry, wydając się, że niesamowicie mu się nudziło.
CZYTASZ
Knives And Lust - Bucky Barnes
Fanfiction'Zmieniliśmy się. Zmieniliśmy się, a mimo to oboje nadal byliśmy tak samo popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść odrodziła się na nowo, tym samym ciągnąc nas za sobą na samo dno. A może wcale o nienawiść nie chodziło?' Josie Bennet i Bucky Ba...