Musiałam iść do lekarza.
Koniecznie, jak najszybciej musiałam udać się do najbliższej placówki medycznej i zbadać się pod kątem przewlekłego kretyństwa, ponieważ to, jak bardzo za każdym razem sama spisywałam się na porażkę było wręcz śmieszne. Jeszcze kiedyś mogłam to sobie jakoś wytłumaczyć młodzieńczą głupotą, gdy byłam jeszcze w wieku nastoletnim, kiedy to hormony oraz durnowate poczucie dumy szalało we mnie każdego dnia, jednak teraz, będąc dorosłą kobietą, świadomie decydującą się własną zgubę? Tak, zdecydowanie potrzebowałam pilnej pomocy, gdyż przewyższałam chęć autodestrukcji samego Rogersa, a to już dużo mówiło o tym, jaką byłam osobą.
A byłam iście zidiociałą, nierozsądną osobą, bez jakiejkolwiek samokontroli.
Ponieważ nie miałam zielonego pojęcia, po jaką ja niby cholerę, rzuciłam tym przeklętym nożem w osobnika, który był chyba jedynym na tej planecie, potrafiącym aż tak perfekcyjnie posługiwać się różnego rodzaju ostrzami.
A już szczególnie, jeżeli chodziło o walkę wręcz lub ciskanie na dal w cel.
Owszem, w przeszłości zdarzyło mi się mężczyznę prawie - że - zabić, przez przypadek, lub, cóż, być może naumyślnie, kiedy to rozpoczynałam, z bardzo ważnego powodu, jakim było to, iż brunet mnie niesamowicie irytował, bijatyki lub zasadzki mające na celu jak najmocniejsze utrudnienie mu życia, jednak nigdy w życiu, specjalnie, nie sprowokowałam walki na noże. Albowiem zdawałam sobie doskonale sprawę, że jeśli ktoś potrafił wykonać ruch tak szybki, że zwykłe, ludzie oko nie było w stanie go nawet zarejestrować, albo i gorzej, złapać lecący z prędkością sztylet z taką łatwością, jakby była to tylko mięciutka poduszka lub pluszowy miś, najlepiej było albo się poddać, albo nie podżegać do wprowadzenia w życie owych umiejętności, ponieważ szanse na wygraną, lub przede wszystkim na przeżycie, były doprawdy zerowe.
Gdyż nawet jeśli paliła mnie każda komórka mojego ciała, aby to przyznać, w posługiwaniu się tego rodzaju bronią, Bucky Barnes był po prostu mistrzem.
I nikt nie był na tyle głupi, aby wyzwać go na pojedynek tymi metalowymi cholerstwami.
Cóż, nikt, oprócz mnie.
Krótko mówiąc, nie miałam nie dość, że żadnych, nawet najmniejszych szans na to, aby chociażby wyjść z tego całego bagna bez szwanku, to na dodatek byłam zwyczajną, istną, idiotką.
Wprost wspaniale.
Jednak jeśli nalało się sobie piwa, nawet tak ohydnego, że człowiekowi wręcz zbierało się na wymioty, trzeba było je w końcu wypić. I chyba to był ten czas, abym je wypiła, chociaż tak bardzo nie chciałam tego robić. Oh, Bóg mi świadkiem, że tak bardzo nie chciałam tego robić, ponieważ zdawałam sobie sprawę z tego, jak spektakularnie przegram, nawet pomimo, że moja przeklęta upartość nie pozwalała powiedzieć tego na głos.
-Co, Bennet, zabrakło języka w buzi? - miękki, aczkolwiek stanowczy głos Buckiego wypełnił pomieszczenie, po tym, jak nieznośna cisza, która, jak na ironię, wprost rozsadzała mi głowę. Podnosząc w górę lewą brew, spojrzał na mnie tak prowokującym wzrokiem, że aż przez moment zupełnie zapomniałam, co miałam mu odpowiedzieć. - Bo za każdym razem masz tak dużo do powiedzenia, na każdy temat, że człowiek jedyne, co ma ochotę zrobić to jak najszybciej cię uciszyć. Najlepiej na dobre. - dodał jeszcze prawie, że szeptem, na co mrużąc oczy, zacisnęłam lewą dłoń w pięść.
Wzdychajac jego miętowo - piżmowy zapach, wdzierający mi się do nozdrzy niczym najsłodsza trucizna, oddychałam głośno, patrząc mu w ciemno-stalowe oczy, które z takim samym skupieniem oraz butą wpatrywały się w moje własne. Stojąc na przeciwko mężczyzny z jego cholernymi, metalowymi palcami zaplątanymi wokół brązowego pukla moich włosów, zdałam sobie sprawę, jak blisko nasze ciała się siebie znajdowały; do tego stopnia, że jeśli wzięłabym chociażby jeszcze głębszy oddech w płuca, nasze klatki piersiowe złączyłyby się ze sobą, jak jakiś pierdolony konsensus. Opuszki moich palców wręcz mrowiły, wysyłając mi niemą informację, abym w końcu wykonała nimi jakikolwiek ruch, najlepiej szybki oraz mocny, w kierunku torsu Barnesa, tak, aby brunet nawet nie zorientował się, co go trafiło.
CZYTASZ
Knives And Lust - Bucky Barnes
Fanfiction'Zmieniliśmy się. Zmieniliśmy się, a mimo to oboje nadal byliśmy tak samo popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść odrodziła się na nowo, tym samym ciągnąc nas za sobą na samo dno. A może wcale o nienawiść nie chodziło?' Josie Bennet i Bucky Ba...