-Krwawisz. - powiedziałam doprawdy elokwentnie, czując, jak z twarzy schodzi mi cała krew. Moje usta mimowolnie się otworzyły, ciało całe zesztywniało, a adrenalina tak niesamowicie szybko krążyła w moich żyłach, że miałam problem z wychwyceniem jakichkolwiek innych dźwięków, oprócz wysokiego pisku, który okupował teraz me uszy.
Jak zaczarowana wgapiałam się w świeżą ranę Buckiego, z której wypływało coraz więcej czerwonej cieczy, osiadając tym samym na jego dłoni, czarnej kamizelce, aż wreszcie na zielonej trawie, która wręcz gięła się pod gęstością lepkiej krwi. Starając w ogóle zrozumieć czego ja właśnie doświadczałam i dlaczego, do jasnej cholery, nie zauważyłam tego wcześniej, zamrugałam kilkanaście razy, jednocześnie potrząsając lekko głową, aby jakoś przywołać się do rzeczywistości. Jednak to wszystko wydawało się być tak bardzo surrealistyczne, że miałam spory problem z przyswojeniem wszelakich informacji, które moje ciało wysyłało teraz do mózgu. Kierując swój przerażony wzrok z powrotem na twarz Buckiego więc, zmusiłam swe nogi do poruszenia się o chociażby pieprzony milimetr, abym nie stała dłużej w jednym miejscu niczym słup piekielnej soli.
-Wiem. - brunet odpowiedział mi tak samo elokwentnie, przyznając się do tego, jakby opowiadał o tym, co zjadł na dzisiejsze śniadanie. Żadna zaskoczona, wystraszona, czy też zmartwiona rakcja nie przeszła przez jego cerę, a mężczyzna wydawał się być raczej bardziej zirytowany tym, że ktoś miał czelność go postrzelić, niżeli spanikowany, że właśnie wykrwawiał się na pierdoloną trawę.
Nie dowierzając, zamrugałam kilkanaście razy, ponieważ nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie słyszałam i omal krztusząc się własnym językiem, wyrzuciłam ręce w powietrze, podchodząc do Barnesa o parę kroków. Stojąc teraz praktycznie na przeciwko niego, w taki sposób, że dzieliły nas tylko otwarte drzwi samochodu, poczułam metaliczny zapach posoki, który uderzył w moje nozdrza swą pełną mocą. Nieprzyjemne wspomnienia z przeszłości zalały mój umysł, więc połykając ciężko ślinę, próbowałam skupić się na tym, co działo się przede mną.
-I nie pomyślałeś może, że wartoby podzielić się tą informacją z całą klasą?! - wykrzyknęłam zszokowana, mogąc niemalże oczyma duszy zobaczyć, jak wszelka wiara w tą cholerną ludzkość, opuszcza właśnie mój umysł i spierdala sobie na dożywotnie wakacje, ponieważ doszczętnie się już poddała.
A ja byłam niebezpiecznie blisko, aby pójść w jej kroki.
-Niby po co? To nie tak, że pierwszy raz w życiu zostałem postrzelony, Bennet, chyba zdajesz sobie z tego sprawę? - Bucky odezwał się zmęczonym głosem zupełnie nic nie robiąc sobie ze spojrzenia, jakie właśnie mu posłałam. Boże, ten człowiek naprawdę testował każdą cząstkę mojej cierpliwości. - A teraz, jeśli mogłabyś się odsunąć, chciałbym wsiąść do auta, żeby móc w końcu wyjechać z tej pieprzonej dziury. - dodał nadwyraz spokojnym głosem, będąc w pełni gotowym, aby wpakować się na swe siedzenie kierowcy.
Będąc coraz bliżej wyjścia z samej siebie oraz stanięcia obok, moje brwi powędrowały w górę, a powieki na moment mimiwolnie się zamknęły, podczas, gdy w myślach starałam się policzyć spokojnie do dziesięciu. Po cierpliwości zostały tylko marne wspomnienia, a me nerwy były w tej chwili tak doszczętnie poszarpane, że miałam ochotę rzucić się na ziemię i zacząć z czystej bezsilności krzyczeć w niebogłosy, jednocześnie rwąc sobie wszyskie włosy z głowy.
On chyba, do jasnej cholery, nie mówił poważnie.
Przysięgam na Boga, ten człowiek wpędzi mnie do grobu szybciej niż jakiekolwiek choróbsko, stresująca misja, czy też Tony, który pod wpływem alkoholu chce rozkręcać duże imprezy w stroju Iron Mana, co zawsze, ale to zawsze kończy się katastrofą.
CZYTASZ
Knives And Lust - Bucky Barnes
Fanfiction'Zmieniliśmy się. Zmieniliśmy się, a mimo to oboje nadal byliśmy tak samo popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść odrodziła się na nowo, tym samym ciągnąc nas za sobą na samo dno. A może wcale o nienawiść nie chodziło?' Josie Bennet i Bucky Ba...