Proch 1.0

132 15 6
                                    

Bycie zainteresowanym innym związkiem, niż ten wpasowujący się w heteronormatywne standardy społeczeństwa nie było łatwe. Ba, nie mogło być - to wmawiałem sobie przez ostatnie pięć lat, które upłynęły od coming outu przed moją rodziną i przyjaciółmi. Wcześniej byłem po prostu synem, bratem i przyjacielem, ale teraz stałem się "tym gejem". Za każdym razem kiedy któryś z moich braci przyprowadzał na rodzinny obiad nową dziewczynę ta robiła wielkie oczy i w pewnym momencie wieczoru zawsze padało to słynne zdanie "Może po prostu nie spotkałeś jeszcze właściwej kobiety". Pierwsze kilka razy próbowałem na spokojnie wytłumaczyć im, że to wcale tak nie działa, że kobiety wcale mnie nie pociągają, ale kiedy moi rodzicie zaczęli spoglądać w ten piorunujący sposób dałem sobie spokój nawet z tym.


Z pośród wszystkich osób w moim otoczeniu to właśnie moi rodzice, osoby które powinny być dla mnie wsparciem niezależnie od okoliczności, mieli największy problem z zaakceptowaniem mojej orientacji seksualnej. Mimo że starali się ukryć swoją reakcję to kiedy wytłumaczyłem im, dlaczego od kilku lat nie przyprowadziłem do domu dziewczyny moja mama prawie zemdlała, a tato, pod pretekstem papierosa wyszedł z pokoju. Czy miałem im to za złe? Tylko odrobinę. Potrafiłem zrozumieć, że ich syn będący w grupie tych wszystkich "zboczeńców" był dla nich szokiem. Oboje byli tradycjonalistami, dorastali w kulturze wszechobecnego katolicyzmu i zgodnie z nauką kościoła ciężko im było w ogóle myśleć o związkach jednopłciowych.

Moi bracia przyjęli to nieco lepiej, w końcu obaj byli młodzi i nie tak bardzo uprzedzeni jak moi rodzice, ale też nie było kolorowo. Mógłbym się rozwodzić nad tym, co i komu mówili godzinami, bo chociaż wolałbym nie wiedzieć to wiem, ale całą sytuację doskonale nakreśli nasza wymiana zdań z bożonarodzeniowej kolacji sprzed dwóch lat kiedy Domen zapytał, czy to ja jestem kobietą w związku.

Nie można mi się więc dziwić, ze niekoniecznie chciałem wystawiać swoich partnerów na działanie mojej kochanej rodzinki, czego moja mama nie omieszkała mi wypominać podczas każdego spotkania. Wszystko jednak zmieniło się kiedy poznałem Kamila.

Pewnie trwałbym w tym impasie do końca swojego życia, udając że jestem szczęśliwy w swoim własnym towarzystwie, gdyby mój najlepszy przyjaciel Jurij nie dostał grypy żołądkowej. Może to brzmieć nieco cynicznie z mojej strony, zwłaszcza że cała akcja miała miejsce podczas jego drugiej rocznicy ślubu, ale co ja poradzę na to, że ten umysłowy analfabeta  pomylił termin przydatności na wszystkich butelkach mleka, których użył do przygotowywania rocznicowej, super specjalnej kolacji-niespodzianki. Nie chcąc stracić zapłaconych za zarezerwowaną wcześniej wycieczkę objazdową po Francji pieniędzy Jurij wysłał w swoje miejsce mnie - i chociaż nie bardzo miałem ochotę tłuc się aż na drugi koniec Europy poddałem się widząc zawiedzioną twarz przyjaciela.

Na miejscu przewodnikiem naszej grupy okazał się być niesamowicie uroczy, nieco niższy ode mnie brunet, który mimo wyraźnego akcentu bardzo dobrze i delikatnie mówił po angielsku. Wydawało mi się, jakby minęły ledwie minuty, od kiedy pierwszy raz usłyszałem jego głos, kiedy w rzeczywistości słońce chyliło się już ku zachodowi, a my obeszliśmy pieszo niemal cały Paryż. I kiedy wydawał nam instrukcje dotyczące naszego kolejnego dnia w hotelowej recepcji, ze współczuciem przyglądając się ledwo trzymającym się na nogach pozostałym uczestnikom wycieczki ja miałem wrażenie, jakbym mógł za tym głosem podążać bez przerwy przez kilka kolejnych godzin.

Jak się okazało podążałem przez następny tydzień, chociaż z każdym dniem stawało się to trudniejsze z powodu braku snu. No, może nie całkowitego braku snu, ale nie wiem, czy przez całą wycieczkę przespałem łącznie dwadzieścia godzin, a wszystko przez to, że nie mogłem przestać myśleć o aksamitnym głosie Kamila, który w połączeniu z jego twarzą był czymś, czego nie dało się po prostu wyrzucić z głowy.

Historie na razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz