31.

55 3 16
                                    

Pov. Taka
Obudziłem się sam w pokoju z towarzyszącymi mi wyrzutami sumienia. Przetarłem dłonią oczy.

-Dlaczego ja o tym wspomniałem.. - westchnąłem. Usłyszałem pukanie. Myśląc, że to Byakuya nic nie odpowiedziałem, ale pukanie się powtórzyło.

-Otwarte. - ziewnąłem. Do pokoju wszedł Makoto z kubkiem parującego napoju.

-Przespałeś cały dzień. Pomyślałem, że będziesz spragniony. - uśmiechnął się delikatnie i położył kubek z herbatą na stoliku. - Coś cię trapi?

-Stracę go.. - wspomniałem, a Makoto szybko zrozumiał o co mi chodzi.

-Postaraj się cieszyć chwilą, puki jeszcze możecie. - uśmiechnął się.

-Z każdą sekundą jest bliżej do końca. - zaśmiałem się pod nosem. - A ja głupi jeszcze będę ranić.-wziąłem kubek i napiłem się trochę naparu.
Makoto usiadł obok mnie.

-Wiem to, ale wiem również, że jak i ty tak i on zasługujecie na szczęśliwe wspomnienia z tego czasu. - położył dłoń na moim ramieniu. Westchnąłem ciężko.

-To będzie ciężkie rozstanie.. - odłożyłem kubek spowrotem na stolik. - Ale co mogę poradzić, racja? - uderzyłem głową w jego ramię.
Makoto uśmiechnął się do mnie.

-Co cię cieszy? - spytałem.

-Skorzystaj z dnia! Długo czasu nie dostaniecie - popacał mnie po głowie i opuścił pokój.

Spojrzałem przez okno. Śnieg zaczął się topić przez opady deszczu, a ozdoby świąteczne straciły swoją magię. Zauważyłem Sakurę idącą z nieprzytomną Kyoko. Otworzyłem okno i ją zawołałem.

-Sakura! Co z Kyoko?! - na moje słowa Sakura odwróciła wzrok.

-Nie żyje..-spojrzałem zdziwiony. Przecież miała dostać pomoc.

-A-a..wiesz może gdzie jest Mondo..?

-Ponoć u Chihiro.. Musze iść! - powiedziała machając mi smutno.
Zamknąłem okno i ubrałem czarną luźną bluzę i jakiekolwiek spodnie. Szybko udałem się do domu Chihiro. Nie wziąłem kurtki ani nic, mimo padającego deszczu. Niebo było różowe przez zachodzące słońce, a szum wiatru i deszczu dodawało temu uroku. Idąc wpadłem na kogoś i upadliśmy wspólnie na ziemię.

-Aj.. Wybacz. Ładne dziś mamy niebo. - powiedziałem patrząc na chłopaka pode mną. - A to tylko Ty.

-Aha. Taka miłość do mnie? - Mondo usiłował mnie z siebie zrzucić, ale ja tylko wsunąłem mu się pod bluzę i wysunąłem głowę obok jego.

-Masz strasznie luźną bluzę.

-Najwidoczniej musze zacząć nosić bardziej obcisłe. - pocałował mnie w czoło i zaczął miziać po plecach. Wtuliłem się w jego ciepłe ciało i zamknąłem oczy rozkoszując się chwilą. Mondo po chwili zabrał rękę z moich pleców, a ja niezadowolony ugryzłem go w szyję.

-Cholera! Nie wolno! - klepnął mnie mocno w tyłek.

-Rób mi tak dalej. - mruknąłem mu do ucha. Uśmiechnąłem się, gdy Mondo zasłonił twarz dłonią.

-Nieuczciwe.

-Oj uczciwe słońce - wtuliłem się ponownie w niego, a on objął mnie. W jego objęciach czuję jak wszystko co złe nagle znika. Po chwili robiąc nie wiadomo jakie figury jogi odwróciłem się na plecy leżąc dalej na Mondo i patrzyłem na niebo.

-Przpiekne. - wyszeptał.

-Hm? Że widok? Zgadzam się.

-Nie. Mówię o tej piękności co na mnie właśnie leży. - przygryzł płatek mojego ucha, a ja lekko pacnąłem w jego brzuch czując każdy jego wyrzeźbiony mięsień na brzuchu.

-Nic nie przebije widoku, który miałem podczas naszego pierwszego pocałunku.

-Chyba raczej jak leżałeś pode mną w nocy. - powiedział zagłuszając słowa kaszlem. Na mojej twarzy pojawiły się ponownie rumieńce. Zasłoniłem twarz bluzą, aż do oczu i zacząłem jeździć palcami po mięśniach Mondo.

Mimo wszystko dalej czułem męczący mnie strach, który z każdym dniem się powiększał, ale nie zamierzam psuć tej chwili, a cieszyć się nią.

Krwawa miłość //IshimondoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz