2. It's not right, pt.1

70 9 34
                                    

2. It's not right, pt.1




Han Jisung nienawidził bólu. Po tylu latach nieprzerwanych tortur, tylu latach cierpienia i tracenia litrów plazmy dziennie... Nic dziwnego, że i tym razem obudził się z gardłowym jęknięciem, kiedy wszystkie zmysły wskoczyły z powrotem na wysokie obroty, a nieznośny impuls rozlał się po całym ciele, ciągnąc za wszystkie możliwe nerwy w jego organizmie.

Uchylił ociężałe powieki, spotykając się ze słabo oświetlonym pomieszczeniem, obdarty sufit przywitał go z otwartymi ramionami.

Rozejrzał się dookoła, beżowe ściany z których odłaziła już farba oraz malujący kąty pomieszczenia ciemnymi plamkami grzyb, wykrzywiły jego usta w zdegustowaniu.

Pojedyncza lampka nocna z przekrzywionym abażurem rzucała słabą łunę białego światła na całe pomieszczenie, ustawiona na drewnianej, ciemnej komodzie bez jednej z szuflad przy niedomkniętych drzwiach z płyty pilśniowej; widocznie zrobionych własnoręcznie, bez żadnej obróbki czy malowania, aby przypominały te ze sklepu.

Wąskie, wysokie lustro w kącie zdecydowanie wymagało czyszczenia, jego tafla upaćkana różnymi specyfikami, których nie potrafił nazwać, lecz sama myśl o przeglądaniu się w nim wydawała się odrzucająca, Jae i jego parobkowie nie oszczędzali go w lochach, na pewno wyglądał okropnie, a jego znamię... Paskudna blizna kalająca jego lico, nie przemawiała do niego zbyt przyjaźnie, aby chciał ją oglądać.

Niedaleko brudnego lustra na środku ściany widniało okno, lecz jego stan również wprawiał Jisunga w niepokój.

Z zewnątrz zabite już przemoczonymi, najpewniej zgniłymi od przeróżnych warunków atmosferycznych deskami, od wewnątrz naklejone szare gazety (róg jednej odchodził od szyby, straciwszy cały klej), jakby ktoś starał się ukryć, co znajduje się w środku przed ciekawskimi spojrzeniami przechodniów.

Powyżej znajdował się plastikowy karnisz, nagi, nie odziany w żadną zasłonę.

Co to za miejsce?

Jisung zapytał się w duchu, jego zdrowe oko połyskiwało z zaintrygowaniem oraz lękiem w półmroku, skanując resztę pokoju, dopóki nie zatrzymało się na ciemnej kanapie naprzeciw okna, jej szwy porozłaziły się w niektórych miejscach.

Jego serce przyspieszyło, a ciężka do przełknięcia gula utworzyła się w gardle na widok rozciągniętego na meblu bruneta.

Jego loki, odsłaniając jasne czoło, rozsypane na boki, sprawiały wrażenie jedwabiście puszystych, aż miał ochotę zatopić w nich palce. Usta delikatnie uchylone, oddech uchodził między nimi równomiernie i z cichym świstem, kiedy głowa przekręciła się odrobinę w jego kierunku, wystawiając jego skryte pod powiekami oczy, quasi arcydzieło w gablocie w muzeum. Długie rzęsy tworzyły cienie na policzkach, optycznie wydłużające dwa czarne rzędy nad nimi, dodając mu uroku.

Szary, na oko za luźny sweter okrywał jego tors, za długie rękawy chowały dłonie przed stęsknionym wzrokiem Solarnego, jedna ręka chłopaka zwisała wiotko z kanapy, wyprostowana, o mało nie zahaczając o wyłożoną wykładziną dywanową podłogę.

Jego nogi ozdobione czarnymi dresami, czarne Conversy wciąż na jego stopach, mimo iż znajdowali się w budynku, jakby padł ze zmęczenia, nim zdążył je zdjąć.

Wyglądał równie pięknie, jak go zapamiętał...

Jisung zamrugał kilkukrotnie, z zamysłem pozbycia się gromadzących w kącikach łez, których słony składnik szczypał jego wciąż zapuchnięte, na siłę zamknięte oko.

[ON HOLD] Time To Go Home [The Universes System, Book 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz