8. The Dreanmein Council

47 6 28
                                    

8. The Dreanmein Council




- Idiota. Pajac. Po co w ogóle mnie przygarnął? Nie jestem workiem treningowym, też mam uczucia – Changbin kucał przy brzegu rwącej, cieszącej swym żywym błękitem, rzeki, jednym ramieniem obejmując swoje kolana zaś drugie miał wyprostowane, łokieć oparty luźno na nadgarstku pierwszego i palcem wskazującym unosił drobne kamyki i ciskał nimi w szumiącą wodę.

Uważał tę umiejętność za bardzo przydatną. Przenoszenie rzeczy bez konieczności ruszenia się z miejsca. W domu używał jej często. Brał książki z półki, odsłaniał zasłony rano czy chociażby sprzątał po sobie.

Wszystko idealnie i łatwo, jeśli wykluczymy z tego Felixa, który zawsze karcił go za to, jakby dopuścił się jednej z groźniejszych zbrodni, dokonał Coup d'etat i czekało go za to ścięcie.

Felix nienawidził korzystania z mocy w ich skromnych progach. Uważał, iż Changbin nie powinien iść na łatwiznę i musi nauczyć się funkcjonować również bez ich pomocy, bo nigdy nie wiadomo co się wydarzy, prawda? Otóż dla niego to było bez sensu. Skoro ma możliwości, to czemu ma się męczyć? To nie tak, że pewnego dnia stracą swoje umiejętności, nieprawdaż?

– Głupek...

- Powinieneś szanować starszych, Changbin – niski głos Felixa rozbrzmiał donośnym echem w jego głowie, zmusił do przymknięcia w poirytowaniu powiek na kilka sekund oraz wypuszczenia sporego haustu powietrza.

- Super, teraz już nawet go słyszę – prychnął brunet pod nosem i chciał wrzucić kolejny kamyk do nurtu, kiedy dźwięk łamanego patyka za jego plecami wytrącił go z równowagi i gwałtownie się odwrócił, kamykiem ciskając prosto w czoło bogu-ducha-winnego Felixa. – F-F-Felix!

- Właśnie dlatego nie pozwalam ci używać telekinezy bez powodu! – Lee przymknął jedno oko, a drugim spoglądał z wyrzutem na chłopaka i palcami masował obolałe miejsce, z którego po chwili zaczęła sączyć się złota plazma i spłynęła w dół wprost na powiekę Opiekuna, koląc delikatną źrenicę, gdy przedarła się przez wąską szparkę między długimi rzęsami. Ten odsunął odrobinę dłoń i zlustrował znajdującą się na niej ciecz. – Oh?

- O nie! – Seo momentalnie wstał na równe nogi i podbiegł do Lee, chcąc złapać go za policzki, lecz zawahał się w ostatniej sekundzie i lekko spanikowany przyglądał się ranie z rękami w górze, wędrującymi w przód i w tył w powietrzu dzielącym ich torsy, niczym betonowy mur.

– Krwawisz... Znaczy nie żeby mnie to obchodziło, to twoja wina. Było mnie nie zachodzić od tyłu, jak jakieś zwierzę – Changbin po chwili odchrząknął i krzyżując ręce na piersi odwrócił głowę w bok, zadzierając nosa pogardliwie.

Gdy do jego uszu doszedł cichy chichot, zerknął kątem oka na uśmiechającego się Felixa, wykręcił oczy na tyle usilnie, że ich pozycja okazała się wręcz odrobinę bolesna dla młodziutkiego bruneta.

- Powinieneś być czujny bez przerwy – Changbin w poirytowaniu wywrócił oczami i ze zrezygnowaniem westchnął ciężko.

„A ten znowu o tym".

Felix zlustrował go bezradnie i położył dłoń na głowie piętnastolatka, delikatnie go po niej klepiąc.

Changbin wybałuszył zdziwiony swe ciemne ślepia i odwrócił się z powrotem w stronę Lee, nawet nie zauważając rumieńca zdobiącego jego własne policzki ledwo widocznym pudrowym różem.

– Ale cieszy mnie, że jednak masz jakieś poczucie winy, Bin.

- Zamknij się – wymamrotał, udając naburmuszonego, ale nie wyrwał się spod dotyku starszego, nieświadomie się nim rozkoszując i próbując nie dać po sobie poznać, jak poruszyły go słowa Felixa i użyte przez niego zdrobnienie. To nie tak, że go nienawidził, lecz nie potrafił również powiedzieć, że jest dla niego kimś bliskim. Changbin sam gubił się we własnych odczuciach, momentami zastanawiając się, czy są one na pewno jego, czy może tysięcy jego poprzednich wersji.

[ON HOLD] Time To Go Home [The Universes System, Book 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz