1. Hope
Minęło dobrych kilka godzin, odkąd Jisung słyszał ten przyjemny, budzący strumień nadziei do wartkiego płynięcia przez jego poturbowane ciało, wsparte plecami o zatęchły mur ściany naprzeciwko mosiężnych drzwi do jego celi.
Od piętnastu lat jedyny przyjemny, w miarę kojący jego cierpienia głos, jaki był w stanie dotrzeć do jego uszu, był jedynie w jego głowie podczas snu, kiedy wszelakie wspomnienia o Minho napływały, spuszczając kurtyny gorzkich łez na jego lica i wyrywając niekontrolowane szlochy z pozdzieranego od krzyków gardła.
Teraz nowy głos wkroczył na scenę i Han mógłby przysiąc, że gdyby nie stan w jakim był, zacząłby skakać ze szczęścia. Ten głos uspokajał go i obiecywał mu wolność, obiecywał wyciągnąć go z piekła, w jakim się znalazł przez podstęp Lokiego zaraz po zniszczeniu tunelu łączącego Kuedgard z Midgardem.
Był bohaterem w tamtym świecie, aczkolwiek w przeciwieństwie do typowego bohatera z filmu, on nie doczekał się swojego dobrego zakończenia, cóż... przynajmniej jeszcze nie.
Jeśli była najdrobniejsza szansa na jego powrót do domu, chciał ją chwycić i wykorzystać, jak tylko się dało.
Miał powód, aby wrócić i nie chodziło jedynie o ratowanie własnego tyłka. Nie dbał o to, czy by to wszystko przeżył, miał to daleko w poważaniu, zbyt pogrążony w samo pogardzie po zamordowaniu własnego kochanka, lecz jednej felernej nocy, po wyjątkowo okrutnych torturach, jego zdanie uległo drastycznej zmianie.
Miał ochotę się poddać, w dniu, gdy Jae rozgrzał do czerwoności swoją okrytą stalą dłoń i przyłożył do jego pięknego znamienia, likwidując arcydzieło, które Minho zwykł podziwiać i obdarzać milionami pocałunków, gdy tylko znalazł na to czas.
Aczkolwiek tej samej nocy, gdy o mało co nie wykrwawił się, wylewając litry łez, ubolewając nad stratą ukochanego kwiatu lotosu w kałuży własnego moczu zmieszanego z fioletową plazmą, gdy stracił przytomność, wycieńczony i wymęczony płaczem, miał sen.
Tak droga mu polana na jego rodzinnej planecie; na Daram, objawiła mu się przed powiekami. Zmaterializowała się równie piękna, jaką ją zapamiętał, chociaż może było to spowodowane jego utęsknieniem oraz ciągłym patrzeniem na zawilgłe rudawe cegły, krew oraz fekalia?
Delikatny wiatr muskał zielone źdźbła trawy, wędrował po nich falami, szumiał w uszach, tworząc kojącą melodię, szepcząc bezsensowne historie, korony drzew kołysały się w ich rytmie, spokojnie, leniwie, zupełnie jakby tam był.
Mógł odczuć każde muśnięcie wiatru, każdy szum liści oraz poczuć miękkość trawy pod bosymi stopami dokładnie tak, jak je zapamiętał. Takie przyjemne, intymne wręcz.
Rozłożył ramiona na boki i obrócił się przymykając powieki, wszelkie oznaki katowań, jakim był poddawany regularnie, dawno zapomniane, bez znaczenia w jego przepięknym śnie, z którego z chęcią by się już nie budził.
Wtem je poczuł, zatrzymał się gwałtownie, otworzył błękitne, niegdyś fiołkowe, ślepia i zlustrował dwie dosyć znajome sylwetki, siedzące ramię w ramię na pagórku. Blondyn miał jedną rękę przerzuconą przez szyję czekoladowo włosego.
Jisung załkał, zakrywając dłonią usta w szoku.
- Min... Minho... Minho! - zająkał się, przełknął głośno zawadzającą w gardle gulę i wykrzyknął, chcąc podbiec do swojego kochanka oraz przyjaciela; Bang Chana, niemniej jego nogi wciąż tkwiły w miejscu, quasi przytwierdzone do zielonej trawy, zakute w mosiężne okowy.
Lee spiął się wyraźnie, jego barki powędrowały nieco w górę, a później powolnie odwrócił głowę w jego kierunku.
Jisung był gotowy przyjrzeć się jego idealnie wyrzeźbionej kompleksji, jednak los pokrzyżował mu plany, jego sen stał się niewyraźny, obraz rozmazywał się, a Minho był jedynym, który w nim pozostał do samego końca, nawet gdy cała polana rozsypała się w drobny mak razem z Chanem.
CZYTASZ
[ON HOLD] Time To Go Home [The Universes System, Book 2]
FanficPodczas Wielkiej Wojny między Wieloświatami, powrócił pokój, lecz Ziemia uległa zniszczeniu, a wielu poległo na polu bitwy. Midgard został odcięty od reszty na piętnaście długich lat, zapewniając spokój i bezpieczeństwo pozostałym, aczkolwiek nagle...