12. The City, pt.3
Jisung dawno nie czuł tak wielkiego przerażenia. Nawet w chwilach, gdy Jae katował go w lochach Midgardzkiego zamku, gdy bał się o własne życie, nie było to porównywalne do obaw o bezpieczeństwo jego przyjaciół.
Toteż pędził, ile sił w jego wciąż odzyskujących siły nogach na tyły apteki, gdzie usłyszał szamot oraz krzyki.
Bolesny wrzask Chana zapalił czerwoną lampkę w głowie Hana i zmusił kończyny do mocniejszego odpychania się od ziemi, niczym w transie, gdy naszedł na całą akcję.
Dwie zamaskowane postacie o drobniejszej posturze, czarne kaptury na głowach, luźne, sięgające nieco za pośladki płachty okrywały ich szczupłe sylwetki, nogi odziane w przylegające legginsy, multum pasków otulało je i przytrzymywało różnego rodzaju kabury na broń bądź pochwy na sztylety.
Dziewczyna z trzema nożami przy prawym udzie przyparta do ściany, kant szafki wbijał się zapewne w jej plecy, lecz Changbin nie pozwalał jej na żadne gwałtowne ruchy z kolei druga, nieco wyższa wyrwała właśnie ostrze z ramienia Chana, który zrobił kilka chwiejnych kroków w tył, dłoń przyciskała zadaną ranę, usilnie tamując krwawienie, jego twarz pobielała w cierpieniu.
Jisung ujrzał czerwień, jego gniew rozpalił plazmę w żyłach i nim zdążył rozważyć wszystkie możliwe zagrożenia, jego palce owinęły się wokół rękojeści noża kuchennego skrytego w kaburze na jego piersi, po czym tak, jak go Minho uczył, wycelował prosto w gardło nieznajomej, która zraniła Banga.
Jego ciało w zwinnym susie przemieściło się w przód, zupełnie jakby nigdy nie robił sobie przerwy od walki, jego pamięć mięśniowa zaskoczyła nawet jego.
Pierwsze cięcie minęło jej tchawicę o kilka centymetrów, kobieta zrobiła skuteczny unik, jej krwisto karminowe oczy wybałuszone w szoku, Han jednak nie dał jej czasu na reakcję i wolną dłonią chwycił ją za kołnierz, a raczej za narzutę na wysokości kołnierza i wypuściwszy nóż z ręki, zgiął palce prawej dłoni, kumulując żarzącą się energię, jego skóra w danym miejscu rozbłysła słabym różem niezauważalnie.
- Z-Zaczekaj! – bobieta krzyknęła, zapierając się piętą o przewrócony regał, jej luźny kaptur opadł na plecy w afekcie nagłego zrywu i Jisung zastygł w bezruchu, szok malował jego błękitne ślepia i unosił brwi, niewielka blizna utworzyła się na łuku nad żółciejącym już siniakiem.
- Yeji?
Jej soczyście rubinowe, kocie oczy, zgrabny nos z maleńkim pieprzykiem nad jedną z dziurek oraz krucze włosy spięte w niskiego kucyka na boku.
- Niech to gwiazdy, Jisung! – Yeji wypuściwszy sztylet z ręki, uradowana, podchodziła do zszokowanego rudowłosego, aczkolwiek nim zdążyła zamknąć go w swoim szczelnym uścisku, Chan z zaskoczenia zaszedł ją od tyłu, ostrzegawczy krzyk jej towarzyszki padł na głuche uszy, gdy ten wykręcał już jej ramię na plecy.
Aczkolwiek nie na długo, gdyż Chan najwyraźniej opadł z sił wystarczająco, aby mogła obrócić się umiejętnie, po czym wytrąciła błyskawicznie broń z jego dłoni i podcięła nogi, śląc go na parkiet, na koniec wskakując na jego tors oraz przygniatając ramiona do boków szczupłymi, lecz umięśnionymi udami.
Chan przeklął pod nosem, wiercąc się niespokojnie, jego zakrwawione ramię zapewne uwierało makabrycznie.
- Jesteś z nimi? – Yeji skinęła niepewnie głową w stronę wykrzywiającego buzię w bolesnym grymasie Chana, Changbin wciąż przytrzymywał jej znajomą, jego pistolet z lufą przytkniętą do jej szczęki, gdy obserwował zatrwożony całą sytuację.
CZYTASZ
[ON HOLD] Time To Go Home [The Universes System, Book 2]
FanficPodczas Wielkiej Wojny między Wieloświatami, powrócił pokój, lecz Ziemia uległa zniszczeniu, a wielu poległo na polu bitwy. Midgard został odcięty od reszty na piętnaście długich lat, zapewniając spokój i bezpieczeństwo pozostałym, aczkolwiek nagle...