7. Promyczek nadziei zawsze istnieje

2.2K 121 1
                                    

Leo

- Nie chcę tego słuchać, naprawdę. Mam dużo ciekawszych rzeczy do roboty.

- Serio, Leo?- Reed prychnął prześmiewczo.- Ostatnio tak sobie myślałem, że ty wcale NIE masz nic ciekawszego do roboty. A ja chcę dla ciebie jak najlepiej.

- Ah, tak?- wywróciłem oczami.- Zachowaj te rady dla siebie, proszę cię.

- Po prostu nie chcesz przyjąć do wiadomości, że mógłbym mieć rację. Czas odpuścić, brachu. Tylko się wykończysz, a prędzej czy później zniszczysz. Nie widzisz tego? Fleur to fajna dziewczyna, ale nie ukrywajmy. Ma nasrane w głowie, a do tego jest odrobinę toksyczna, więc...

- Zamilknij, Dragon, póki jeszcze masz szansę. Za chwilę obiję ci mordę.

- Proszę bardzo.- rozłożył ramiona, jakby czekał aż do niego podejdę.- Uderzaj, kurwa. Tak mocno, jak tylko chcesz. Mam to w dupie. Bardziej się dla mnie liczy twoje samopoczucie, wiesz? A widzę jaki jesteś teraz rozkojarzony, bo porwałeś się z motyką na słońce. A to się nie uda, Leo.

- Łatwo się nie poddaję.

- Wiem, dlatego...

- Nie masz pojęcia o czym mówisz.- przerwałem mu gwałtownie.- I nie chcę już kontynuować tej jałowej rozmowy. To naprawdę nie jest twoja sprawa. Mieszałem się kiedykolwiek między ciebie a Lemon?

- Ostrzegałeś mnie.- wymruczał.

- Tak, ale to zupełnie coś innego. Wiedziałem, że i tak zrobisz to, co będziesz uważał za słuszne. Jedynie wyraziłem swoją opinię, nie próbując tym samym cię do niczego zmusić.

- Ja też cię nie zmuszam. Źle to odbierasz. Po prostu uważam, że będziesz dużo zdrowszy, spokojniejszy, jeśli dasz sobie spokój z tą laską.

- To nie jest pierwsza, lepsza laska, żebym od tak umiał się wycofać. Wiem co robię, jestem dorosły, a ty, w postaci przyzwoitki, to ostatnia rzecz jakiej mi teraz trzeba.- przewróciłem ostentacyjnie oczami.- Także dziękuję bardzo.

- Żebyś potem nie żałował. Ona cię zniszczy, może to zrobić.

- Jasne.- wzruszyłem ramionami.- Mimo wszystko warto zaryzykować dla pewnych osób. Sam ryzykowałeś, i nie mów mi teraz, iż było inaczej.

- Tak. Znaczy... jasne, ryzykowałem, ale to są dwie, zupełnie różne sytuacje.

- Nie wydaje mi się, jeśli mam być całkowicie szczery.

- Ale ja...

- Czy wy musicie się tak wydzierać?

 Rafe wszedł do kuchni, gdzie akurat starałem się wypić swoją kawę. Wtedy dorwał mnie Reed, więc nawet łyka się nie napiłem. I miałem ochotę czymś rzucić o ścianę, ale mniejsza z tym. Do tego Rafe był rozespany, więc ewidentnie z naszej winy musiał zerwać się z łóżka. Jakoś kompletnie zapomniałem o tym, że on też przecież jest w mieszkaniu. Po prostu to wtykanie nosa w nieswoje sprawy, co właśnie robił Reed, miało prawo mnie wkurwić i wyprowadzić z równowagi.

- Co robicie?- zapytał Rafe z kwaśną miną.- Próbuję spać, więc nie mam ochoty słuchać waszych rozterek sercowych. Miłość to gówno, ja wiem najlepiej. I może tego się trzymajmy. Następnym razem, z łaski swojej, wyjdźcie na zewnątrz i tam sobie skaczcie do gardeł. Są jeszcze ludzie, którzy chcieliby się wyspać, skoro mają ku temu okazję. A to nie zdarza się często, więc błagam was. Cicho, kurwa. Teraz to i tak już nie zasnę. Kawa.- wymruczał.- Potrzebuję świeżej dawki kofeiny.

 Wtedy zadzwonił telefon Reeda. Spojrzał na wyświetlacz, później na nas, i westchnął głośno unosząc przy tym urządzenie.

- Sofia dzwoni, muszę odebrać.

Fighter#2: LeoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz