9

907 60 5
                                    

Otworzyłem powoli oczy, próbując zorientować się gdzie jestem oraz co się stało.

Na przeciwko mnie przy biurku siedział brunet, który gdy tylko zobaczył że nie śpię, podszedł do mnie klękając obok.

- Jak się czujesz?- zapytał.

- Lepiej, która godzina?- zapytałem.

- 18:08.- powiedział zerkając na zegarek.

- Kurde.- mruknąłem podnosząc się z kanapy.

- Coś się stało?- zapytał.

- Muszę iść, dzięki że mi pomogłeś.- odparłem kierując się w stronę drzwi.

- Nie ma za co.- westchnął cicho.- Poczekaj, możemy się spotkać o 12 na dachu?- zapytał.

- Przepraszam, gdzie?- zapytałem zdezorientowany.

- No tak.- westchnął głośno.- Wyślę Ci pineske dobrze?- zapytał na co niepewnie się zgodziłem.- I proszę nie mów nic chłopakom dobrze? Do później.- powiedział.

- Dowidzenia proszę pana policjanta.- powiedziałem szybkim krokiem opuszczając komendę.

Wyjąłem telefon z kieszeni przeglądając wszystkie powiadomienia.

"Carbonara"

- Gdzie jesteś?
- Erwin Odbierz ten telefon
- Halo? Erwin gdzie ty do cholery jesteś?!
- jeśli się zaraz nie odezwiesz to zaczynamy poszukiwania!
- Ekipy są wezwane
- No proszę odezwij się

I jeszcze kilka innych, nie tylko od białowłosego ale i większości członków zakshotu a nawet tych których "nie znałem"

Wybrałem numer Carbo, klikając by zadzwonić.

- No wreszcie! Erwin gdzie ty jesteś?!- usłyszałem zdenerwowany głos chłopaka.

- Um... przed komendą.- powiedziałem nie pewnie.

- Co ty tam robisz?! Nie mówił ci nikt że masz tam nie chodzić!?- zapytał donośnym tonem.- DAVID!- usłyszałem jak woła bruneta. - Jedź po niego na komendę!- dodał szybko.- Zaraz David przyjedzie nie ruszaj się stamtąd.- powiedział.

- Słyszałem.- westchnąłem cicho przerażony napadem chłopaka. Nie pamiętałem go, więc również takich napadów agresji i histerii.

Rozłączyłem się się białowłosym, czekając za wyższym.

- Erwin!- wybiegł z samochodu, przytulając mnie z całych sił.- Martwiliśmy się, od samego rana nie było z tobą kontaktu!- powiedział z wyrzutami.

- Byłem tutaj.- wyszeptałem.

- Po co?- zapytał zdezorientowany.

- Wezwanie w sprawie wypadku.- powiedziałem.

- Przecież ta sprawa dawno się przedawniła!- powiedział podejrzliwie.- Od kogo te wezwanie?- zapytał szybko.

- Ee, Gregory Montanha?- zapytałem raczej sam siebie nie będąc pewnym.

- Jak ja go tylko znajdę!- wywrzeszczał kierując się do budynku. Od razu pobiegłem za nim.

- Uspokój się David!- również krzyknąłem chcąc powstrzymać chłopaka.

- I TY GO JESZCZE BRONISZ?!- zapytał wnerwiony.

- Nie wiem o co chodzi. Chcę żebyś nie robił głupot bo pójdziesz siedzieć!- krzyknąłem hamując bruneta.

- Niech jeszcze raz się do ciebie zbliży to go osobiście ukatrupie.- westchnął odwracając się.

- Co dla panów? Czemu tak krzyczycie? To jest komenda, proszę się zachwywać.- odparł ktoś.

Odwróciłem się gdzie dostrzegłem wcześniejszego policjanta z recepcji. Chyba Capele.

- Już nas tu nie ma.- warknął łapiąc za klamkę.

- David, możemy pogadać?- zapytał policjant.

- Okej, erwin idź do auta.- westchnął.

Wyszedłem z komendy, stając przy ścianie tak aby móc słyszeć rozmowę.

- Wiem że jestem policjantem i nie powinienem ale wiesz jak jest. Przyjaźnimy się, i dobrze wiemy co zrobił wam a najbardziej jemu Grzechu, musicie bardziej ich pilnować.

- Ale my wiemy, tylko że dopilnowanie czegoś o czym Erwin nie pamięta jest ciężkie.

- Spokojnie David, razem z carbonarą dacie radę. Myślę że powinien wiedzieć co się stało.

- Nie Dante... nie może, nie chcemy by znów przez to przechodził.

- Może masz rację, trzymaj się. Pozdrów  resztę, do zobaczenia.

Słysząc ostatnie zdanie odbiegłem szybko od ściany wsiadając do auta Davida.

- Wróciłem.- odparł po paru chwilach chłopak wsiadając do środka.- Robimy z godzinę Napad, chcesz może z nami?- zapytał uśmiechnięty.

- Nie chce wracać do tego życia tak szybko... - westchnąłem.

Mogłem być kiedyś kimś ważnym, kimś kto zarządzał wszystkim I wszystkimi, żyjący tylko z napadów czy innych wykroczeń, ale teraz gdy znam tamte życie tylko z opowieści, a nie jak jest teraz, wolę żyć chociaż przez chwilę normalnie.

- To chociaż na zakładnika?- zapytał z nadzieją.

- Jak na zakładnika?- zapytałem.

- No tak.- westchnął.- Nigdy nie bierzemy zakładników spad banku czy innych, tylko bierzemy tych którzy chcą być na zakładnika. Czyli inaczej podstawionych, i tych którzy wiemy że nie zaczną nas sabotować.- wyjaśnił chłopak.

- Aha... no dobrze. Mogę spróbować.- uśmiechnąłem się lekko.

- Bez ciebie jako haker jest ciężko, musieliśmy nauczyć kilku młodziaków by tobie dorównać.- zaśmiał się, odpalając samochód.

~~~~~~~

Cześć koledzy/ koleżanki jebac mnie pa

Pisane: 22.01.2022

Opublikowane: 10.03.2022

Słów: 668

Pa

Friends don't lie...| Morwin  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz