𝟐𝟎.𝐌𝐨𝐫𝐝𝐞𝐫𝐜𝐲.

3.7K 111 160
                                    

Ethan pov

Wyszedłem z sali nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który wkradł mi się na twarz. William Evans wchodząc do mieszkania Aurory, sam wydał na siebie wyrok, nie zdając sobie sprawy że nie ma do czynienia z tą samą dziewczyną co niecały rok temu. Bo Aurora sprzed 2 lat już nie żyła. Zmieniła się w bezwzględną dziewczynę, która zrobi wszystko bo uchronić bliskich przed cierpieniem, przez które sama musiała przejść. Nie była już dziewczyną która wychowywała się bez ojca pod opieką zaborczej matki. Teraz Aurora miała rodzinę, przyjaciół i wielu innych ludzi którzy dbali o nią jak najlepiej potrafili. 

Na korytarzu wciąż siedzieli wszyscy i gdy mnie zobaczyli Lucas razem z Ruby poszli do sali. Rudowłosa gdy przechodziła obok mnie, uśmiechnęła się dwuznacznie, na co pokręciłem głową ze zrezygnowaniem. Nie wiedziałem jak one to robią, miałem wrażenie że rozmawiają ze sobą w myślach i właśnie dlatego wszystko o sobie wiedziały. Poszedłem jednak prosto w stronę Marcusa, który stał kawałek dalej od wszystkich. Trzymał ręce w kieszeniach i tupał delikatnie lewą nogą o podłogę. Był zdenerwowany jak my wszyscy a może nawet bardziej. Dopiero odzyskał swoją bratanice, i był cholernie przestraszony że znów mógł ją stracić. 

-Kazała coś ci przekazać-powiedziałem gdy byłem na tyle blisko by mnie usłyszał. Podniósł głowę wyżej i po jego minie widziałem, że zdawał sobie sprawę z tego co powiedziała mi Aurora. -Prosiła by zrobić to tak, by wyglądało na wypadek. 

Jego zdezorientowana mina zmieniła się natychmiastowo, a zastąpił ją szeroki uśmiech i niewyobrażalny wyraz dumy. Odwrócił się na pięcie z zamiarem wyjścia, jednak zanim ruszył, spojrzał na mnie przez ramię. 

-Jedziesz ze mną?-spytał, na co bez wahania podszedłem w jego stronę. Uśmiechnął się lekko.- Tak myślałem. 

I bez dłuższego zwlekania poszliśmy na parking. Moje kłykcie wciąż bolały od uderzeń o ścianę, ale zacisnąłem mocniej pięść i bez narzekania wsiadłem do auta mężczyzny. Odjechał spod szpitala z głośnym piskiem opon. 

Nie był to pierwszy raz gdy jechałem z nim załatwić brudną robotę. Tydzień po wydarzeniu w domku nad jeziorem, zadzwonił do mnie żebym przyjechał na jego posesję przy wybrzeżach miasta. Gdy tam przyjechałem Theo był przywiązany do krzesła. Podszedłem wtedy do Marcusa a on kazał mi opisać każdą bliznę na ciele Aurory i zadał mu takie same rany. Później wyszliśmy z pomieszczenia i dwóch obcych mi mężczyzn wielokrotnie zgwałcili chłopaka, siedzieliśmy  w pokoju obok słuchając jego krzyków, rozkoszując się nimi tak samo jak on rozkoszował się krzykami Aurory. Na końcu po prostu poderżnął mu gardło i pojechaliśmy z nim do zakładu, gdzie spalili jego ciała, następnie po prostu wyrzuciliśmy prochy do śmieci. Po Theo nie pozostał najmniejszy ślad. 

Ciekawiło mnie więc co zaplanował dla Willa, przez którego Aurora prawie umarła. Czułem lekkie poczucie winy przez to co robiliśmy, ale gdy tylko przypominałem sobie co zrobili tej wspaniałej dziewczynie, wszystko znikało i pozostawała tylko wola zemsty. 

Zatrzymał auto przed tym mieszkaniem, w którym po naszej kłótni znalazłem Aurorę. Otworzył bagażnik i wyciągnął z niego dwie pary czarnych rękawiczek, podał mi jedną i tak samo jak on założyłem je na dłonie. Zamknął auto i poszliśmy do mieszkania chłopaka. Wszędzie śmierdziało marychą i innymi gównami. Drzwi były otwarte jak zawsze, więc po prostu weszliśmy. 

Mieszkanie wyglądało jak puste. Marcus wyciągnął broń i szedł przodem. Wyglądało na to że w mieszkaniu nikogo nie ma. Zostało jednak ostatnie pomieszczenie, gdzie na kanapie siedział Will jarając trawę. Był sam co szło nam na rękę. Gdy nas zobaczył chciał się podnieść ale Marcus odblokował broń co powstrzymało chłopaka. 

𝐎𝐮𝐫 𝐃𝐞𝐬𝐭𝐢𝐧𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz