Rozdział 6

156 11 8
                                    

Eric

Dwa lata próbowałem wybić sobie blondynkę z głowy. Uwierzcie, na prawdę próbowałem i to do tego stopnia, że z desperacji zacząłem umawiać się z Kimberly. Tak. TĄ Kimberly.

Złamałem własne postanowienia i spotykałem się z współpracownicą, byle zapomnieć o kobiecie, która zawróciła mi w głowie i nie chciała jej opuścić.

Pomysł był może i dobry, ale wykonanie już gorsze. Przy Kim nie potrafiłem nawet na sekundę skupić myśli i słuchać jej pierniczenia. Po miesiącu zaczęła planować nasza wspólną przyszłość. Nawet domy zaczęła oglądać i szczebiotac wesoło, że dzieci będą mieć gdzie biegać bo ogród jest duży i szkoła blisko.

Ja pierdolę! Za jakie grzechy!?

Zacisnąłem zęby i wytrzymałem pół roku, ale nie mogłem dłużej. Nie, gdy wiedziałem, że Grace gdzieś tam jest i ma zamiar wrócić na stałe do kraju.
Nie śledziłem jej, ale wiedziałem, że radzi sobie świetnie. Wiadomości same do mnie docierały przez osoby z mojego i jej otoczenia. Robi karierę, zdobywa doświadczenie i znajomości oraz cieszy się życiem.

Dopiero przypadkowa rozmowa podczas spotkania biznesowego kilkanaście tygodni temu przyniosła nieoczekiwany zwrot. Grace na pewno wracała do Stanów i to mogła być szansa dla mnie. Szansa by w końcu ją mieć. Bez związku. Bez zobowiązań. Bez planów na przyszłość. Tylko czyste pragnienie i żądza. Tego chciałem.

Namieszała mi w głowie jak żadna inna, ale o głębszych uczuciach z mojej strony nie może być mowy. Pragnienie kogoś a potrzeba bycia z nim to dwie różne sprawy. Ja pragnąłem ją tylko przelecieć. No może nie raz, ale tylko to mnie interesowało. Intrygowała mnie. Mamiła obojętnością i zadziornością. Była inna a przy tym całkowicie naturalna.

Z dniem zakończenia studiów przyniosła pieniądze na spłatę długu ojca. O mało nie zaśliniłem biurka, gdy rzuciła kopertę wprost w moją klatkę piersiową i kazał mi się nimi wypchać. Oniemiałem z zachwytu.
Była wściekła i bosko piękna z wypiekami złości na policzkach. Czarny, garniturowy damski komplet oplatał jej jeszcze zbyt wychudzoną figurę jak bandaż a czerwone szpilki na wysokim obcasie powodowały, że zaschło mi w ustach. Miałem ją na wyciągnięcie ręki.
Gnany chucią zaproponowałem jej spotkanie. Jednak nie spodziewałem się, że odmówi. Żadna do tamtej pory mi nie odmawiała.

Nie było mowy o kawie, winie, obiedzie czy kolacji, o śniadaniu nie wspominając. Olała mnie z góry na dół posyłając mi tak lekceważące spojrzenie i parsknięcie, że miałem ochotę przełożyć ją przez kolano i zlać jej mały, chudy i kościsty tyłek. A potem ogłosiła wszem i wobec, że mamy obydwaj trzymać się od niej i jej ojca z daleka. Na odchodne trzasnęła drzwiami z takim impetem, że zdmuchnęło mi dokumenty z biurka. Zamiast je zbierać, patrzyłem tępo w dębowe, rzeźbione skrzydła i myślałem jak ją do siebie przekonać. Niestety nie było mi dane nawet spróbować.
Dwa tygodnie później nie było jej nawet na kontynencie.

A teraz patrzy na mnie z przestrachem w granatowych, chmurnych oczach jakby zobaczyła samego diabła. Muszę przyznać, że cholernie mnie to podnieca.

Współpracownicy Leona Donovana zajęli miejsca przy stole czekając na rozpoczęcie prezentacji. A on jak to Leon, jak zwykle się spóźnia.

Grace obeszła długi stół i na jego końcu przygotowała swoje materiały. Teraz już na mnie nie patrzyła. Rozmawiała z asystentką prezesa i uśmiechała się delikatnie. Jej ciało nabrało kształtów a twarz wyrazistości. A ta czerwona szminka... Jezu Chryste.

Moja wyobraźnia zaczyna galopować w zdecydowanie najgorszą możliwą stronę jak na warunki w jakich teraz się znajduje. Poprawiam spodnie w kroku by szwy nie podrażniały pewnego czułego narządu i wsuwam się na krześle głębiej pod blat by nikt nie zauważył mojego problemu.

Zapomnieć o przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz