Rozdział 9

160 15 4
                                    

Eric

Przypatruję się jej twarzy z uwagą. Śledzę każdą krzywiznę. A w źrenicach skanuję najmniejsza jaśniejszą i ciemniejszą plamkę pigmentu. W końcu to ona odzywa się pierwsza i to co słyszę wcale mi się nie podoba.

- Nic nie mów. To nie wypali. Doskonale wiemy o tym oboje. Ja... nie szukam kochanka na jedną noc, a ty... nie nadajesz się do związków.- mówi w końcu.

I co ja mam jej powiedzieć? Prawdę? Ale którą!? Moją czy Leona? Obie są w jakiejś części rzeczywiste. Tylko czy ja jestem na to gotowy?

- Akurat związek nie jest mi potrzebny do szczęścia.- odpowiadam szczerze.- Jest mi dobrze jak jest.- jednak gdy moje słowa opuszczają usta, czuję jęk cholerny lód ścina krew w moich żyłach.

- A dla mnie jest niezbędny. Dlatego zjedzmy obiad i pożegnajmy się.

Widzę jak Grace odwraca twarz i ociera policzek drżącą dłonią.

Teraz wiem jaki to było dla niej ważne. I cholera! Dla mnie również.
Niepewność mnie paraliżuje. Brak konkretnej decyzji również. Boję się, że jeśli wybiorę siebie, stracę Grace na zawsze a jeśli Ją, to mogę tego potem żałować i zniszczę kobiecie życie, które może ułożyć sobie z kimś innym.

Gdy widzę jak wolnym krokiem zmierza do drzwi kuchennych, starając się iść pewnie i nie dawać po sobie poznać chwili słabości moje skamieniałe serce na nowo zalewa życiodajna krew. Jak wtedy gdy trzymałem ja na rękach, nieprzytomną i zakrwawioną. I jaką pustkę czułem, gdy już jej tam nie było.

- Grace!

Zamiera z ręką na klamce. Nie odwraca głowy. Nawet nie drgnie. Boi się. Boi się usłyszeć co jeszcze chciałbym jej powiedzieć, zranić i udowodnić, że nie jestem dla niej. Ale ona to wszystko wie. Do tej pory tliła się w niej jeszcze iskierka nadziei. Teraz najpewniej zgasła.

Podchodzę i staję za jej plecami. Przykrywam jej dłoń swoją i próbuję poukładać w głowie wszystkie myśli zanim powiem coś czego będę żałować.

- Chcę spróbować.- wyrywa się z moich ust. To moje pierdolone serce doszło w końcu do głosu. Piętnaście lat spokoju i bach! Jestem w dupie!

- Nie chcesz.- zrzuca moją dłoń i otwiera drzwi. Wchodzi do środka przyklejając do twarzy uśmiech. Niestety jej oczy zdradzają, że jest zawiedziona. A ja znowu czuję, że jestem pusty w środku.

Po obiedzie u Petera i Grace wróciłem do siebie. Tak jak powiedziała, odprowadziła mnie do samochodu i pożegnaliśmy się jednym przyjacielskim całusem w policzek. Moje serce i dusza wręcz wyły z żalu, ale nic nie mogłem zrobić. Nie chciałem jej namawiać, rozdrapywać tematu i spowodować by znowu przeze mnie płakała.



Tydzień później...

Plątam się po mieszkaniu i nie mam pojęcia co mógłbym ze sobą zrobić. Siadam w fotelu z drinkiem i zatapiam się w myślach. W nich pojawia się tylko jedna osoba- Grace.

Niespodziewanie słyszę dźwięk rozsuwanych drzwi windy i do mieszkania wkracza moja matka. Jak zwykle wystrojona i piękna jak na swoje pięćdziesiąt dwa lata.

- Dzień dobry synku.- woła od progu. Jednak gdy podchodzi bliżej uśmiech zamiera na jej ustach.

- Cześć.- bąkam pod nosem.

- Oho!- zdejmuje żakiet, przewiesza go przez oparcie kanapy. Następnie zrzuca ze stóp szpilki i przemierza salon do barku, po czym nalewa do szklanki pokaźną porcje wódki oraz soku pomarańczowego. Potem rozsiada się wygodnie na sofie na przeciwko i przygląda mi się uważnie.

Zapomnieć o przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz