Rozdział 8

170 16 16
                                    

Grace

Upokorzenie jakiego dzisiaj doznałam wstrząsnęło mną do głębi. Jeszcze teraz targają mną wątpliwości, czy dobrze zrobiłam zgadzając się na współpracę z Donovanem, ale jego żona wręcz błagała o szansę wybudowania osiedla według mojego projektu.

Maya jest cudowna i bardzo miła. Polubiłam ją od razu, gdy niespodziewanie zostałam zaproszona na bankiet, który organizował mój ówczesny szef a jej wujek. Potem rozmawiałyśmy kilkukrotnie przez telefon i naprawdę cieszyłam się z szansy pracy moim rodzinnym mieście.

Im dłużej o tym myślę, tym co raz bardziej zaczynam pragnąć powrotu do Europy. Tam przynajmniej nikt mnie nie znał poza wąskim gronem współpracowników. Byłam anonimowa. Patrzono na moją ciężką pracę a nie na to z kim się spotykam i czy przypadkiem nie jest egoistycznym dupkiem.

- Grace?- słyszę za sobą i błagam Boga by to były omamy słuchowe.

Przestaje wykonywać jakiekolwiek czynności. Ołówek zawisa w powietrzu nad arkuszem papieru. Nawet nie oddycham. Głupio to przyznać, ale boje się odwrócić głowę. A co jeśli On faktycznie tam jest?

Jeśli tak, to chyba zapadnę się pod ziemię.

Nie, cholera! Niech go piekło pochłonie! Niech wraca skąd przyszedł!

- Grace!

O kurwa!- Krzyczy mój mózg. Nie, nie, nie! Ile można, na Boga?!

-Dobra. Raz kozie śmierć.- mamroczę pod nosem.

Odwracam głowę i widzę jak stoi w progu, skulony w sobie i cierpiący. Widzę jak bije od niego żal i skrucha. Jak kaja się za grzechy, których przecież nie popełnił. Przynajmniej w stosunku do mnie zawsze był dżentelmenem. Nawet mnie ratował. Nie powiedział nawet nic złego. Nie odpowiadamy przecież za myśli i słowa innych.

Jego brązowe oczy do tej pory bystre, błyszczące, rzucające irytujące spojrzenia, wręcz płonące inteligencją i nakazujące wyskakiwanie panienkom z majtek, teraz są matowe i puste, bez tego intrygującego błysku.

Teraz to ja zaczynam mieć irracjonalne poczucie winy.

Ja pierdolę! Zepsułam Erica Thompsona!

Przyglądam się uważnie jego twarzy i muszę przyznać, że jest cholernie przystojny. Nawet teraz, taki przygaszony i nieswój jest pociągający. I jasna cholera, zawsze był i doskonale o tym wiedziałam, ale co innego jest wiedzieć a co innego trzymać to w tajemnicy przed wszystkimi i wmawiać sobie, że ten facet mnie nie kręci. Bo kręci.

Inaczej nie śniła bym niezliczoną ilość razy, wielce wymownych scen z życia erotycznego homo sapiens, z nami w roli głównej.

Nie odpychałabym od siebie mężczyzn, którzy chcieli znaczyć w moim życiu coś więcej niż moje ukochane projekty.

I w końcu przyznałbym sama przed sobą, że może jest dupkiem, ale nigdy nim nie był w stosunku do mnie. Nawet, gdy usilnie próbowałam sobie w mówić, że dzisiejsza sytuacja to jego wina.

Nie chcąc wyjść na desperatkę, nadal mam zamiar grać niedostępną. Niech wykaże się inwencją i udowodni, że faktycznie mu zależy. A co?

- Czego chcesz Eric?- pytam oschle nadal wpatrując się w jego piękne oczy.

- Chciałem Cię bardzo przeprosić. Wybacz mi. Nie było moim zamiarem narazić Cię na nieprzyjemności i plotki.- mówiąc to wyciąga dłonie w moją stronę.

Opuszczam wzrok i widzę przepiękny bukiet moich ulubionych białych róż.

Cholera. Postarał się.

Zapomnieć o przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz