9"Gdzie byłeś?"

216 23 8
                                    



-Luke? Co się stało? Gdzie jesteś? - odpowiedział zdenerwowany chłopak. Każda sekunda ciszy ze strony blondyna wydawała się dla szatyna tak nienaturalnie długa i w dodatku dodawała mu niesamowitych ilości stresu. Na prawdę się martwił, tym bardziej, że jego przyjaciel nadal nic nie odpowiedział.

-Jestem w parku – głos Punza był słaby i cichy. Szatynowi wydawało się jakby chłopak był dźgnięty lub co najmniej chory na coś, co nie pozwalało mu normalnie mówić. W jego głowie zaczęły pojawiać się różne, dla niektórych mogłyby się tez wydawać nawet straszne i nierealne scenariusze. Chociaż Sapnap tak nie uważał, można by było powiedzieć, że był mistrzem w wymyślaniu dziwnych i okrutnych sytuacji, które według niego mogłyby się wydarzyć. Teraz na przykład wyobraził sobie, że jego najlepszy przyjaciel idąc spokojnie na spacer został napadnięty i dźgnięty tępym nożem dokładnie dwa razy w bok brzucha a potem kopnięty z całej siły w twarz i zostawiony przy ławce na swobodne wykrwawianie się. Nie zdążył jednak przemyśleć większej ilości historii, bo szybko wyskoczył z okna pokoju kierując się w stronę parku. Do tego miejsca miał około trzy i pół kilometra, dlatego postanowił zabrać auto swojego ojca. Może jeszcze nie miał prawa jazdy, ale wiedział jak jeździć samochodem. Kiedyś na szczęście dosyć sporo się tego uczył, dlatego w tym momencie nie miał żadnego problemu z dostaniem się do paku.

Kiedy dotarł na miejsce, nerwowo rozglądał się za dźgniętym blondynem. Jego serce zachowywało się teraz tak, jakby szatyn zaraz sam miał dostać nożem w klatkę piersiową, Działo się tak z jednej, prostej przyczyny- za bardzo lubił Punza, żeby teraz nie zamartwiać się na śmierć biegając po parku i wołając chłopaka. Za to na dworze było już ciemno, co znacznie utrudniało próby szatyna i jeszcze bardziej go stresowało. Po chwili jednak zauważył postać siedzącą na ławce, ledwo oświetloną przez pobliską lampę. To był on, Luke we własnej osobie.

-Kurwa, Punz. Gdzie cię dźgnęli?! - niemalże wykrzyczał podbiegając jak najszybciej do ławki, na której siedział blondyn trzymając się mocno za brzuch.

-Dźgnęli? Nick, nie panikuj nikt mnie nie dźgnął. - odpowiedział patrząc się lekko rozbawionym wzrokiem na przyjaciela. Miał parę zadrapań na twarzy, kilka ran na rękach i przede wszystkim obolały brzuch, bo w końcu chyba nie trzymał się go bez powodu.

-Sprzedawałem jakiemuś typowi heroinę i nagle znikąd wzięło się tutaj ich sześciu. Postanowili, że razem mnie napadną i ukradną cały jebany towar, który akurat miałem przy sobie. Teraz nie dość, że strasznie boli mnie brzuch, to jeszcze straciłem z 10 gramów, czyli około 5000 złotych. - skończył swoją wypowiedź głośno wzdychając.

-Zadzwoniłem do ciebie, bo nie doszedłbym w takim stanie do domu, a auta nie wziąłem, bo uznałem, że ten wieczór jest idealny na dłuższy spacer. Wiem, że to może być głupie pytanie, ale nosisz może ze sobą coś przeciwbólowego? - zapytał jeszcze patrząc z nadzieją w oczy przyjaciela. Brzuch bolał go dosyć mocno, w końcu poza paroma uderzeniami w twarz i przewróceniem na ziemię, mężczyźni kopnęli go w tamto miejsce kilka razy z całej siły.

-Akurat mam, idioto. - odparł trochę wkurzony szatyn. Zastanawiał się, jak jego przyjaciel może być tak nieodpowiedzialny, żeby wybierać się pieszo do ciemnego parku, aby sprzedać narkotyki tak podejrzanej osobie. Mimo lekkiego zirytowania zachowaniem blondyna nie potrafił się na niego gniewać więc tylko wyciągnął z tylnej kieszeni opakowanie tabletek przeciwbólowych i podał je blondynowi.

-Ja mam auto, wezmę cię do twojego domu i cię opatrzę, okej? - zapytał pomagając wstać przyjacielowi i prowadząc go w stronę pobliskiego parkingu.

A cigarette? /punznapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz