Minął kolejny dzień, i tym samym nadszedł kolejny, wyczekiwany przez szatyna wieczór. Tym razem jednak pogoda była dobra, a niebo pokryte milionami jasnych punktów skutecznie uspokajało chłopaka, przynosząc słodkie uczucie zadowolenia i ekscytacji. Tak samo jak dzień temu, czekał na tej samej, drewnianej ławce patrząc w nocne niebo. Sam nie wiedział czemu już drugi raz przyszedł za wcześnie. Może tylko dlatego, żeby zebrać myśli, albo może żeby przygotować się samotnie do upragnionego spotkania.
-Siema, Nicholas! -usłyszawszy za sobą głos, szybko się odwrócił witając swojego przyjaciela szczerym uśmiechem.
-Dzisiaj pogoda chyba dopisuje, co nie? - dodał blondyn siadając obok niego na ławce i zwracając uwagę na gwiazdy.
-Chodź. - odezwał się szatyn nawet nie próbując odpowiedzieć na zadane mu wcześniej pytanie. Wstając, chwycił delikatnie rękę drugiego i pociągnął w stronę parku. Uśmiechnął się jeszcze szerzej uświadamiając sobie, że tym razem robi to on, nie blondyn. Zwykłe prowadzenie drugiego za rękę dało chłopakowi tyle satysfakcji, że początkowo samemu trudno było mu w to uwierzyć, ale zignorował to uczucie i zwrócił się w stronę celu, którym po raz kolejny okazało się ciemne miejsce na trawie z dala od mocnych lamp.
-Jesteś uzależniony? -pytanie wyrwało szatyna z lekkiego zamyślenia. Chociaż jego przyjaciel niezbyt sprecyzował o co mu chodziło, chłopak od razu wiedział, że tyczy się to narkotyków.
-Myślisz, że jestem? -
-Myślę, że to ja pierwszy zadałem pytanie. - może i ta wypowiedź zdaje się być lekko agresywna, ale blondyn powiedział to w taki sposób, że chłopak całkowicie inaczej to odebrał.
-Nie, biorę tylko czasami. - odpowiedział, mocno się zastanawiając. Na myśl przyszło mu ich pierwsze spotkanie, wtedy, kiedy kupił od niego narkotyki. Pewnie ta sytuacja spowodowała u Luke'a takie przemyślenia. W końcu wyglądał wtedy co najmniej dziwnie, chłopak zatem jego stan musiał odebrać jako coś w stylu głodu narkotykowego.
-To dobrze. - po usłyszeniu tych słów szatyn wziął głęboki wdech i spojrzał odważnie prosto w oczy blondyna. Trwało to dosyć długo, chłopak może przez trzy minuty, bez słowa wpatrywał się w swojego towarzysza i zdawał się być w jakiś sposób pewny siebie.
-Pocałuj mnie. - Nicholas naprawdę nie wiedział, dlaczego powiedział to teraz, na głos. W prawdzie od kiedy pierwszy raz poczuł ciepłe wargi jego przyjaciela na jego ustach, pragnął doświadczyć tego uczucia jeszcze, i jeszcze raz. Ale dlaczego to pragnienie pokonało go teraz?
Każda sekunda dla szatyna była istnym piekłem. Chłopak zaczął się denerwować, a w jego głowie pojawiało się coraz więcej czarnych scenariuszy, które mimowolnie pożerały go od środka. W ciągu tak małej ilości czasu, tak dużo nieprzyjemnych myśli przeszło przez jego głowę, że po krótkiej chwili ciszy serce biło mu tak mocno, że zdawało się zaraz opuścić swoje miejsce i wyskoczyć mu przez gardło. Z zewnątrz chłopak za to wyglądał całkowicie inaczej, zupełnie przeciwnie do tego, co teraz czuł. Patrząc na jego wyraz twarzy, można było stwierdzić, że w stu procentach jest pewny tego, co powiedział, a w jego głowie nie ma miejsca na nadmierne myślenie czy żałowanie swoich słów. Wyglądał jakby nagle nabrał niesamowitej odwagi, w rzeczywistości jednak było całkiem inaczej. Wszystkie wirujące w jego głowie myśli i obawy ustały w tym jednym, niespodziewanym momencie. Po raz kolejny blondyn skutecznie zatrzymał uciążliwe przemyślenia drugiego, wysyłając do jego organizmu miliony trzepoczących skrzydłami motyli.
Całował go, jakby zupełnie zapomniał o męczących go wcześniej myślach. To uczucie miał już okazję poznać, wtedy w jego domu. Tym razem było ono jednak nieporównywalnie mocniejsze, zresztą tak samo jak pocałunek. Poczuł na swoim policzku zimną dłoń chłopaka, który jakiś czas później zakończył już dosyć długo trwającą przyjemnośc i nie oddalając się zbytnio od szatyna spojrzał mu w oczy.
-Dlaczego sam tego nie zrobisz, idioto? - szatyn spostrzegł na twarzy drugiego pojawiający się szeroki uśmiech, zresztą sam też nie mógł się powstrzymać i chwilę później szczerzył się tak samo, jak jego towarzysz.
-Mówiłeś, że nie jesteś uzależniony, więc nie będę miał wyrzutów sumienia pokazując ci to. -odezwał się blondyn wyciągając z kieszeni mały woreczek wypełniony białą substancją.
-Na jutro też coś masz? -zaśmiał się, przypominając sobie wczorajszy wieczór, kiedy jego przyjaciel przyniósł na ich spotkanie alkohol.
-Może. -
Szatyn zabrał z ręki blondyna woreczek i spojrzał na niego badawczo, obracając nim kilka razy w dłoni.
-Co to jest? -
-Kokaina. - odparł blondyn zabierając narkotyk z powrotem do siebie.
Resztę wieczoru spędzili totalnie naćpani, razem mając niesamowity ubaw z wszystkiego, na co normalnie nie zwrócili by nawet uwagi. Rozmawiali w najlepsze na różne, bezsensowne tematy, a czasami nawet odczuwali nagłą potrzebę, żeby zacząć śpiewać, oboje całkowicie różne piosenki. Z perspektywy trzeciej osoby musiało to brzmieć zabawnie, oni jednak całkowicie poważnie zajmowali się dawaniem krótkich koncertów sobie nawzajem. Przepełnieni energią wziętą z wciągniętego przez nich proszku, byli niesamowicie zadowoleni i odczuwali prawdziwą radość, a nawet można by było powiedzieć, że euforię. Jedna dawka kokainy nie działała jednak wiecznie, co zresztą też nie było dla nich problemem. W końcu kiedy pożądane przez nich działanie dobiegnie końca, zawsze mogą wciągnąć więcej, ale bez przesady, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
Przez dosyć długi czas leżeli razem na pogniecionej trawie, namiętnie rozmawiając o pokrywających niebo gwiazdach. Szatyn nieraz wspomniał o tym, jak białe punkty zdają się być o wiele bliżej, niż w rzeczywistości się znajdują, i jak może się wydawać, że wszystko otaczają, powodując uczucie radości i komfortu. Blondyn nie tylko się zgadzał, ale także dodawał własne refleksje, przez co konwersacja zamieniła się w prawdziwą dyskusję o zaletach nocnego nieba. Oczywiście wśród poważniejszych wypowiedzi często pojawiały się żarty, głośny śmiech, a czasami nawet zupełna cisza, podczas której oboje delektowali się cudownym widokiem. Szatyn nawet pod wpływem narkotyków nieustannie zachwycał się tym, co dane mu było zobaczyć. Każda gwiazda z osobna i wszystkie razem były dla niego najlepszą rzeczą na świecie, którą kochał z całego serca.
A cigarette?//cur1os1ty
vote?
CZYTASZ
A cigarette? /punznap
Fanfiction-Jesteś Nick, tak? - Ten nowy. -Nie uciekaj w swój pierwszy dzień, będziesz miał problemy. - rzucił stanowczym tonem, jednocześnie przyspieszając kroku w nadzieji, że zostawi drugiego w tyle. -Nie obchodzi mnie to. - po usłyszeniu tych słów chłopak...