ROZDZIAŁ 3

22.4K 810 150
                                    

Wykończona po całym dniu pracy weszłam do cichego mieszkania i opadłam od razu na kanapę, posiedziałam dobre pół godziny, aby ból nóg ze mnie zszedł. Dzisiaj mieliśmy dużo wysyłek ubrań, a Alexa, się rozchorowała, więc musiałam pakować za nią paczki. Amanda mi pomagała, ale ilość zamówień nas dzisiaj nas przerosła. Na dodatek musiałam później zostać i poprzyjmować kolejne zamówienia.
Zegarek już wskazywał godzinę szóstą.

— Cholera, za dwie godziny miał być po mnie człowiek Cartera — bąknęłam głośno i poszłam do kuchni coś zjeść.

Ze zmęczenia zjadłam kilka owoców, nawet nie chciało mi się robić żadnej porządnej kolacji.
Wykąpana i przebrana w inne rzeczy, usiadłam na skraj łóżka. Moje powieki opadały same. Wzięłam telefon i wybrałam numer do Cartera w celu przeniesienia odpracowania mojej przysługi. Padałam z nóg i to, co było mi potrzebne to sen, nic więcej. Po kilku sygnałach zrezygnowana rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko. Wcale ode mnie nie odebrał. Opadłam na łóżko, spojrzałam na zegarek i zostało mi czterdzieści minut do przyjechania.

— Tylko pięć minut — wymruczałam i zwinęłam się w kłębek.

Pierwszy raz od tylu lat śnił mi się Carter, nie był to jakiś sen erotyczny, ale to, że pojawił się w moim śnie, było nadzwyczaj dziwne.

Julio, obudź się już czas – to cały czas słyszałam w swojej głowie, wiedziałam, że powinnam wstawać, ale sen i znużenie było mocniejsze. Czułam się, jak moje ciało stopiło się razem z łóżkiem.

Wybudziło mnie głośne pukanie do drzwi, otrząsnęłam się i wstałam zbyt szybko, bo upadłam z łóżka.

— Auć, cholera — Moje kolana, zbyt mocno na tym ucierpiały.

Podbiegłam do drzwi cała rozczochrana i otworzyłam je. Byłam pewna, że będzie to ktoś z jego pracowników, ale się przeliczyłam. Carter stał z miną, jakby miał mnie zabić.

— Co, już? — powiedziałam zaspana, bo nie miałam pojęcia, która była godzina.

— Mój człowiek, czekał na ciebie ponad dwie godziny.— Wyraził oburzenie.

— Przepraszam — spuściłam głowę i zrobiło mi się głupio. — Zdrzemnęłam się na chwilę.. Miałam ciężki dzień w pracy. — Przetarłam rękoma twarz.

— Chcesz, żebym poszedł z tobą na ten ślub? — powiedział nieco głośniejszym tonem, a mi zaczęło bić szybciej serce.

— Tak, przepraszam. Już się zbieram.

— Tylko szybko — Nakazał. — Julio.

— Tak? — Odwróciłam się do niego, patrząc teraz na niego w całej okazałości. Ubrany był w ciemny garnitur, jakby wyszedł z ważnego spotkania.

— Ściągnij te dresy i włóż sukienkę, jedziemy do mnie — powiedział i zamknął drzwi.

Stałam chwilę zamurowana i nie ruszyłam się z miejsca, wpatrywałam się w swoje drzwi wejściowe. Jedziemy do niego? Myślał, że odpracuje swój dług, oddając się mu? Jasna cholera. Adrenalina pompowała w moich żyłach, wolałam nie iść na przyjęcie, niż w taki ohydny sposób odrabiać. Chyba na głowę upadł ten dzban.
Wyszłam, a ten gadał z kimś, przez telefon. Podeszłam do niego w swoich bamboszach w kształcie świnek, trudno. Nawet nie obchodziło mnie, co miałam na nogach. Spojrzał na mnie kpiąco, unosząc brew, jakby mój wygląd wcale mu nie odpowiadał. Czekałam z założonymi dłońmi, aż jaśnie pań skończy. Po chwili to zrobił.

— Tak nie pojedziesz.

— Nigdzie nie jadę. — Oburzyłam się mocno.

— Chcesz, żebym poszedł z tobą na ślub? — W jego głosie usłyszałam iskierki gniewu.

Na chwilę [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz