ROZDZIAŁ 4

22.1K 819 160
                                    

W tygodniu udało mi się wybrać na zakupy z Amandą. Kupiłam długą sukienkę w kolorze zgniłej zieleni, przy mojej oliwkowej cerze bardzo dobrze się odbijała. Była długa i ekstrawagancka, plecy wycięte w literkę V, a dekolt lekko uwydatniony.
Z Carterem wcale nie rozmawiałam od czasu mojego wyjścia, jedynie w piątek napisał mi wiadomość potwierdzającą, że idziemy razem na wesele. Przez kilka dni trochę ochłonęłam i wrzuciłam na luz. Wtedy byłam zmęczona i rozdrażniona jego zachowaniem, ale ja naprawdę chciałam iść na to przyjęcie i się pokazać.

W sobotę od samego rana byłam zaganiana, posprzątałam swoje mieszkanie, jak i później pojechałam do fryzjerki, która mnie wymęczyła, ale upięła moje włosy w luźny kok. Włosy nie zasłaniały moich pleców, będą eksponowane i o taki efekt mi chodziło. Obok znajdowała się makijażystka. Wymalowała mnie na bóstwo, nigdy w życiu chyba nie byłam tak wymalowana, jak laleczka barbie, bez żadnej skazy.

— O mój boże — Jęknęłam, gdy zobaczyłam efekt w lusterku.

— Bardzo się cieszę, że pani się podoba.

— Jest pani mistrzynią w swoim fachu. Kłaniam się nisko.

Uregulowałam rachunek za następną wizytę, gdzie porządnie uszczupliło mi portfel, ale było warto.
Dotarłam do domu, a po chwili zapukał ktoś do moich drzwi. To była Amanda, chciała dopilnować, żeby wszystko było idealne, ale zapewne chciała, zobaczyć jak wyglądał Carter, który miał po mnie przyjechać.

— O cholera, wyglądasz obłędnie!!! — Zapiszczała i zaczęła mnie oglądać jak eksponat.

— Chwila, chwila, jeszcze muszę się ubrać. — Puściłam jej oczko.

— Każdy padnie ci do stóp.

— Oprócz Victora — bąknęłam pod nosem.

— Przestań — Walnęła mnie w plecy. — To już przeszłość. Musisz to zakończyć, inaczej to cię wykończy.

— Wiem, ale to boli... — Wyznałam. — To ja dzisiaj miałam zostać jego żoną. — Do oczu nabrały mi się łzy, przypominając mi dobre chwile z moim byłym.

— Nie jest wart ciebie, musisz to zrozumieć. Pokaż się tam i baw się dobrze.

— Z tym bucem Carterem? — zaśmiałam się ironicznie. — Jeśli będzie chciał zatańczyć, bardzo się zdziwię.

— Może nie będzie tak, źle? — Szturchnęła mnie ramieniem.

— Oby, bo jeśli będzie naburmuszony, to trochę to źle wyjdzie. Nie sądzisz?

— Masz rację, ale ty też zmień dzisiaj do niego nastawienie. Może jeśli zobaczy, że ty jesteś dla niego miła, odwzajemni się tym samym.

— To on nigdy mnie nie lubił, a nie ja. — Przypomniałam jej.

— Postaraj się, żeby to wszystko dobrze wypadło. Musisz dobrze udawać, że jesteś zakochana w nim po uszy.

— O boże ja nawet o tym nie pomyślałam. Nie wiem, czy ja dam radę. — Przygryzłam ze stresu wargę, aż poczułam metaliczny posmak w ustach. — Cholera — warknęłam.

— Uspokój się — Nalała sobie lemoniady i wypiła prawie duszkiem całość. — Zrelaksuj się, zrób kilka wdechów i dasz radę.

— Łatwo ci mówić — Opadłam na kanapę całym ciałem. Teraz się zastanawiałam, czy aby dobrze zrobiłam.

— Chodź, pomogę ci się ubrać. Już czas.

Stałam przed wysokim lustrem i wcale się nie poznawałam. Wyglądałam ja milion dolarów, serio. Nigdy chyba tak nie wyglądałam, jak dzisiaj. To dodawało mi pewności siebie.

Na chwilę [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz