— To, gdzie cię podwieźć? Do mojego braciszka czy do ciebie do domu? — nasunął okulary na nos i głupio się uśmiechnął.
— Poproszę o tę drugą opcję.
Auto zawyło głośno, a ja od razu złapałam się za rączkę z boku. Arthur od razu szybko wystartował, a mi serce podchodziło do gardła. Miał jakieś sportowe auto, które chyba w cztery sekundy rozpędzało się do setki.
— Możesz zwolnić? Nikt nas nie goni.
— Boisz się?
— Tak. — Po mojej odpowiedzi od razu zwolnił.
— A więc, co zamierzasz teraz zrobić?
— Wrócić do domu, wykąpie się i położę się do łóżka.
— Potrzebujesz towarzystwa? — Uniósł trzykrotnie brwiami uwodzicielsko.
— Nie nabijaj się ze mnie — uśmiechnęłam się pod nosem, czym więcej z nim spędzałam czasu, Arthur wydawał się wyluzowanym gościem.
— Podejrzewasz kogoś? — zapytał, po krótkiej ciszy.
— Nie mam pojęcia, może to twój brat... Wszyscy są podejrzani. — Wyznałam szczerze, bo teraz nie mogłam nikomu ufać, mieszkałam u Cartera i wszystko było możliwe, okłamał mnie i uknuł intrygę, to dlaczego mógłby mnie nie podtruwać?
Auto zatrzymało się nagle z piskiem przy krawężniku, będąc przypięta pasami, poleciałam lekko do przodu. Ten facet jeździł jak wariat.
— Nigdy, przenigdy — Uniósł głos i piorunował mnie swoim mroźnym spojrzeniem. — Nie podejrzewaj mojego brata! — ryknął na mnie, a ja od razu się skuliłam jak pies. — On cię kocha! — Polik mu drgał, widziałam, że nie panował nad sobą, przestraszyłam się i odpięłam szybko pas, łapiąc, przy tym za torebkę, całe szczęście, że nie miałam ze sobą więcej rzeczy.
Otworzyłam drzwi i uciekłam z samochodu od razu, zaczęłam biec chodnikiem i co chwilę się odwracałam, czy ten świr za mną nie szedł. Czułam się trochę bezpieczniej w tłumie osób. Arthur jechał za mną powoli z miną wrednego bazyliszka, przyspieszyłam kroku, a kiedy on zatrzymał się znów, ja weszłam do pierwszej kawiarni, która była pod ręką. Usiadłam, przy stoliku i czekałam, jak Arthur odjedzie, ale tak się nie stało, przez witrynę widziałam, jak podparł się o samochód i rozglądał się na boki.
— Dzień dobry, podać pani coś?
— Herbatę — rzuciłam, a kelnerka po chwili odeszła.
Znajdowałam się w dość sporym pomieszczeniu, gdzie prawie każdy stolik był zajęty. Wstałam i chciałam iść zmoczyć twarz zimną wodą, ten wybuch i lekki bieg, dał mojemu sercu popalić. Musiałam się uspokoić i ochłodzić, żebym znów nie wylądowała na ziemi. Przeciskając się między stolikami, zauważyłam kogoś znajomego. Nicole właśnie zasiadała do stolika, gdzie mężczyzna odsunął jej krzesełko, spojrzałam na rękę i ujrzałam znajome tatuaże, powoli wodziłam po nich i zaskoczona zobaczyłam twarz Cartera. Co oni razem tutaj robili? Czy oni? Zagotowałam się w środku i stanęłam na boku, przyglądając się tej dwójce. Twarz dziewczyny promieniała, zaś Cartera była oschła, zimna, bez krzty jakiejkolwiek emocji. Kelnerka wzięła od nich zamówienie, a Nicole po chwili złapała Cartera za dłoń i pieściła go swoim kciukiem. Dostałam strzał kołkiem w serce, to tak strasznie bolało, łzy nabrały mi się w oczy. Natychmiastowo je przetarłam, nie mogłam uronić, już ani jednej łzy. Czy to z powodu Cartera, czy z powodu innego mężczyzny, którego wątpiłam, że kiedykolwiek poznam. Jego mina po chwili się zmieniła i wymieniali ze sobą miłe spojrzenia, nie mogłam na to dale patrzeć, było to upokarzające. Zamknęłam oczy na kilka sekund, wzięłam kilka głębokich wdechów, a potem je otworzyłam, wtedy zielone tęczówki nachalnie wpatrywały się w moje. Chciał wstać, ale dłoń Nicole, go przytrzymała i nie pozwoliła odejść od stolika. Ze zwątpieniem spojrzał na mnie, a później na nią i przysiadł od razu, a ja głupia myślałam, że przyjdzie się wytłumaczyć. W głębi duszy człowiek łudził się, że to dało się wytłumaczyć, ale nie.
CZYTASZ
Na chwilę [ZAKOŃCZONE]
Storie d'amoreJulia i Victor, zaczęli swój związek od lat nastoletnich. Kobieta, cały czas uważała, że był to ten jedyny, z którym chciała spędzić całe życie. Jednakże pół roku przed ich ślubem narzeczony oznajmia kobiecie, że poznał inną i z nią weźmie ślub w ic...