ROZDZIAŁ 27

19.7K 652 4
                                    


Przez dobre piętnaście minut Nicole, chodziła wokół mnie i podrzucała nożem, jakby zastanawiała się, co miała mi dokładnie zrobić. Modliłam się w duchu, żeby ktokolwiek się tu zjawił, albo się rozmyśliła i mnie uwolniła, ale to chyba było tak w filmach, że główna bohaterka była niemalże od razu namierzona i nic jej się nie stało, byliśmy przecież  w realnym życiu.

— Zastanawia mnie jedna rzecz — zaczęła, a mnie obleciał strach. — Co widział on w tobie, no co?! Powiedz mi. Gdy pojawiłaś się pierwszy raz w domu, widziałam jak na ciebie patrzył, na mnie nigdy tak nie spojrzał.

Nie odpowiedziałam jej, bo pętla zaciskała się na gardle, także nie chciałam jej prowokować.

— Odpowiedz — zaczęła wrzeszczeć.

— Nie wiem — westchnęłam.

— Jak to nie wiesz — złapała mnie za włosy i zaczęła szarpać jak szmacianą lalką.

— Nicole uspokój się, proszę — wyszeptałam z bólem.

— Byłam normalna od czasu, kiedy wyszłam z ośrodka, ale ty musiałaś wszystko zepsuć, przez ciebie taka jestem! — wyznała.

Była w ośrodku? Czy ona miała problemy z głową? Jeśli tak, mogłam się po niej już wszystkiego spodziewać. Musiałam jakoś załagodzić sytuację.

— Wyjadę z Victorem, daj mi tę szansę. — Przekonywałam ją.

— Myślisz, że ci teraz uwierzę? Taka głupia nie jestem, nagła zmiana? — Jej śmiech przypominał śmiech hieny.

— To da się jakoś rozwiązać.

Chciałam z nią jak najdłużej rozmawiać, żebym miała czas i mi w tym czasie nic nie zrobiła, ale byłam w błędzie, te słowa bardziej ją rozzłościły.
Złapała mocno za brodę, aż przymknęłam oczy, wtedy skierowała nóż w moją stronę i dostawiła do policzka. Z mojego oka wypłynęła łza, a potem kolejna.

— Wiesz co, teraz zrobię?

Zamknęłam oczy, bo wiedziałam, co chciała zrobić. Nie chciałam na to patrzeć, marzyłam, żeby to wszystko się zakończyło, że to był tylko koszmar, który mi się przyśnił. Chciała oszpecić moją twarz, żeby nikt na mnie nie spojrzał i patrzył na mnie z litością.
Powoli nacinała skórę, a ja ryczałam z bólu. Robiła to powoli, sprawiając mi okropny, przeszywający ból, który miażdżył moją klatkę piersiową. Wyłam, płakałam, ale to nic nie dawało, nic, aby ją uspokoiło. Przecięła całą długość drugiego policzka i wreszcie zakończyła. Czułam, że krew zaczęła spływać po szyi, ale nawet nie mogłam jej przetrzeć, przez związane dłonie.

— Teraz na ciebie na pewno nie spojrzy — zachichotała.

Ona była psychopatką. Nie  wiedziałam co dalej mnie czekało, śmierć?

— Otwórz oczy! — Nakazała, ale tego nie zrobiłam. — Otwieraj! — Wtedy to zrobiłam i ujrzałam siebie w lusterku, które trzymała ona, przed moją buzią. Miałam dwie nacięte rany na policzku na prawym małą kreskę, a na drugim, który właśnie skończyła długą linię zaczynającą się prawie od skroni, kończąca, przy ustach. Moja twarz była napuchnięta, a fiolet wychodził wokół ran, krew sączyła się szybko, już wyobrażałam sobie, jakie będę miała blizny.

— Źle wyglądasz, przykro mi — Ucałowała moje czoło, a ja wtedy się rozpłakałam jak małe dziecko.

Kobieta odeszła z zakrwawionym ostrym ostrzem, a wtedy wpadł Victor do hangaru.

— Musimy się zbierać — spojrzał na mnie i zastygł, ale nie skomentował, tego, co mi zrobiła ta kobieta.

Opuściłam głowę z rozpaczy i wstydu, nie chciałam, żeby ktokolwiek na mnie patrzył. Moja wola walki, gdzieś uciekała. Gdyby przystawili mi lufę do skroni, pogodziłabym się ze śmiercią. Nie miałam już siły.

— Zostawimy ją tutaj. Nikt jej nie znajdzie, odbierzemy kasę i zaczniemy nowe życie.

— Kasa miała być dla mnie! — Zdenerwowany głos Victora, obijał się o moje bębenki, robiło mi się nie dobrze. Musiałam zacząć lekko odlatywać, bo kręciło mi się strasznie w głowie.

— Dla nas.

— Nie!

Jakiś przedmiot upadł na ziemię, musiało być to krzesło, albo stół. W moich żyłach popłynęła jakaś adrenalina i otworzyłam oczy. Victor szarpał się z Nicole, po chwili podciął jej nogi, a ta upadła i się nie ruszała. Mężczyzna nachylił się do niej i dotknął bladej szyi. Uniósł spojrzenie i szukał pocieszenia. Nie żyła. Zabił ją w agonii. Bezradność i bezsilność otaczała moje ciało, powinnam się cieszyć z jej śmierci, a chciałam, żeby poniosła karę, której nie będzie miała mieć dane.

— Nie żyje. — Wstał i chciał wyjść.

— Victor! — Musiałam spróbować po raz ostatni — Proszę! Rozwiąż mnie — Stanął plecami w moją stronę, ale się nie odwrócił, zrobił dwa kroki, a ja znów się odezwałam. — Proszę — Wyłam z rozpaczy— Tylko mnie rozwiąż.

Nie zrobił sobie nic z tego, odszedł i zatrzasnął drzwi, usłyszałam tylko echo, które roznosiło się w tym wysokim i wielkim pomieszczeniu.
Spojrzałam na ciało Nicole, spod jej głowy zaczęła wylewać się gęsta plama krwi, wtedy ujrzałam nóż na ziemi, który musiał jej wypaść. Zaczęłam czołgać się jak robak i po długiej walce dotarłam do niego. Złapałam za ostrze w dłonie i próbowałam jakkolwiek naciąć grubą żeglarską linę, splątaną wokół moich nadgarstków. Kilka razy zacięłam nieudolnie swoje dłonie, ale wtedy nie czułam bólu. Pałała mną adrenalina, która na nowo dała mi wolę walki. Po długim czasie się udało. Pierwszy raz od dawien dawna czułam taką radość, pomimo rozciętych polików. Potem zwinnie rozcięłam linę na nogach i podbiegłam do drzwi, biegłam jak najszybciej, przed siebie. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajdowałam. Wtedy usłyszałam i ujrzałam nadjeżdżające radiowozy, upadłam na kolana i odetchnęłam z ulgą, która zalała moje ciało.

Na chwilę [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz