KIEDYŚ
Maja zaciskała palce na miękkim futrze szczeniaka, którego martwe ciało leżało na stole w sali do ćwiczeń. Katarzyna kazała jej przywrócić zwierzę do żywych, jednak mimo usilnych prób nic takiego się nie stało. Seria niepowodzeń wzbudziła w nastolatce irytację i niezadowolenie. Ożywienie psa było kolejnym etapem nauki – wcześniej ćwiczyła na rybach i ptakach – i Maja wiedziała, że następnym krokiem były treningi na ludziach. Mentorka wyraźnie jednak zaznaczyła, że nie pozwoli jej nikogo dotknąć, dopóki nie będzie miała pewności, że dziewczynka jest w stanie przywołać oraz kontrolować moc niezależnie od obiektu czy warunków, w których się znajdzie.
Po kolejnej nieudanej próbie, frustracja spowodowana niemożnością ruszenia treningu dalej sięgnęła takiego poziomu, że Maja z rozdrażnieniem szarpnęła ciałem szczeniaka, zrzucając je przy tym ze stołu. Oddychając szybko, czując pot spływający po karku, z wściekłością wpatrywała się w truchło. Nie mogła pojąć, dlaczego jej się nie udawało. Psy nie były wiele bardziej skomplikowane od ryb czy ptaków. Nigdy wcześniej nie miała problemów z ożywianiem zwierząt, więc i tym razem powinno jej to przychodzić z łatwością. Była przecież zdolna, sprytna...
– Maja!
Katarzyna pojawiła się w pomieszczeniu, roznosząc dookoła zapach kadzidła, którego Maja szczerze nie lubiła. Podeszła szybko do szczeniaka i kucnęła przy nim. Wystarczyło jedno spojrzenie na mentorkę, by wiedzieć, że grymas na jej twarzy sugerował nie tyle zdenerwowanie, co czystą wściekłość. Dotknęła sierści zwierzęcia, po czym ostrożnie podniosła je z podłogi i położyła z powrotem na stole. Nastolatka obserwowała ją z niezadowoleniem.
– Tak traktujesz zwierzęta, z którymi pracujesz? – warknęła Katarzyna.
– To tylko martwy pies.
– To cud natury, tak samo jak ty czy ja. – Oczy Katarzyny były zwężone ze złości. – Jeśli chcesz opanować śmierć, najpierw musisz nauczyć się szanować życie. Każde.
– On już nie żyje. Przejechał go samochód. Nie ma w nim życia, które mogę szanować.
Maja wskazała palcem na szczeniaka, patrząc hardo w oczy nauczycielki. Przez chwilę mierzyły się spojrzeniami, aż w końcu kobieta odwróciła wzrok.
– Posprzątaj tutaj. Nie będziesz już więcej ćwiczyć na martwych zwierzętach. Jesteś za młoda. Za szybko kazałam ci to robić.
– Nie możesz mi zabronić!
– Owszem, mogę – powiedziała Katarzyna. – To koniec na ten moment. Wrócimy do tematu, gdy podrośniesz i zrozumiesz, że każde życie jest cenne.
– Ale wcześniej mi się udawało! Teraz też mogę to zrobić! Ten głupi pies...
– Zamilcz! – krzyknęła kobieta, co zaskoczyło Maję na tyle, że zamknęła usta. – Bezczeszczenie zwłok i rzucanie nimi na wszystkie strony nie jest tym, czego cię nauczyłam. Nekromancja nie polega na tym, że robisz, co ci się żywnie podoba. To wspaniała dziedzina, mogąca pomóc wielu ludziom. Tylko od ciebie zależy, jak ją wykorzystasz. A to – rozejrzała się dookoła – zdecydowanie idzie w złą stronę.
Maja wydała z siebie warknięcie zawodu, ale hardo patrzyła w oczy mentorki. Ostatecznie skapitulowała i odwróciła wzrok, tylko po to, by w myślach obrzucać kobietę wszystkimi inwektywami, jakie znała. Była zła. Ten durny pies po prostu nie chciał wstać! A Katarzyna się na niej wyżyła.
– Posprzątaj tutaj. A jeśli jeszcze raz zobaczę coś takiego, zapieczętuję całą twoją moc i nigdy już nie będziesz mogła jej użyć.
Maja spojrzała na nią z szeroko otwartymi oczami, doszukując się jakiejkolwiek oznaki żartu czy kłamstwa. Wydawało się jednak, że nauczycielka mówiła prawdę.
– Możesz to zrobić?
– Nie chcesz się przekonać na własnej skórze.
Z tymi słowami Katarzyna odwróciła się i wyszła, zostawiając Maję samą z martwym szczeniakiem. Ostatnia groźba wciąż brzmiała w głowie dziewczynki. Zaaferowała ją na tyle, że przestała myśleć o psie, o nieudanej próbie jego ożywienia oraz o własnym zdenerwowaniu i frustracji. Zamiast tego zaczęła zastanawiać się, jakie konsekwencje niosłoby za sobą zapieczętowanie jej mocy. Kiedy otrząsnęła się z rozmyślań, zdała sobie sprawę, że całkiem już ochłonęła, a po wcześniejszej złości nie został nawet ślad.
Położyła dłoń na stole i spojrzała na szczeniaka już bez gniewu. Życie, pomyślała.
– Dałeś się przejechać i zobacz, jak skończyłeś. Głupi pies. – Przysunęła się, by go dotknąć. Jego sierść była miękka, przyjemnie łaskotała w palce. Pogłaskała go po głowie. Był mały, bez trudu by go podniosła. Zamiast tego jeszcze raz położyła dłonie na jego ciele. – Przepraszam, że tobą rzuciłam. Czasami nie panuję nad złością. – Oddychała spokojnie, przeczesując palcami jasnożółte włoski na karku szczeniaka. Do głowy przyszedł jej obrazek złotego zboża na łące. Tak wyglądał. Jak pszenica. Nawet uśmiechnęła się na to skojarzenie. – To niesprawiedliwe.
Zacisnęła mocniej dłonie, ale zaraz przypomniała sobie słowa Katarzyny o szanowaniu życia. Ściskała bardzo mocno, gdyby szczeniak żył, zaskomlałby z bólu. Poluźniła chwyt. Starała się zachować spokój, oddychała powoli, wpatrując się w rozchylony pysk psa. Skupiła się, wyrzuciła z głowy wszystkie niepotrzebne myśli.
Minęło pięć sekund. Dziesięć. Dwadzieścia. W końcu minuta. I nic się nie wydarzyło. Maja westchnęła głośno, dochodząc do wniosku, że nie było sensu znowu się denerwować. Już i tak miała przez to kłopoty. Katarzyna naprawdę się wściekła. Może więc powinna dać sobie spokój, posprzątać i po prostu wrócić do swojego pokoju. Właśnie miała zabrać dłonie, kiedy wyczuła pod skórą pulsowanie. Zmarszczyła czoło, przysuwając się bliżej. Chciała sprawdzić, czy szczeniak oddycha, kiedy nagle podniósł się, stanął na cztery łapy i otrzepał się od pyska po sam czubek ogona. Nastolatka odsunęła się, nieco zaskoczona. Po chwili piesek podszedł do niej na krawędź stołu i jak gdyby nigdy nic rozpoczął próby polizania jej po twarzy. Odsunęła go od siebie.
– Ohyda. Byłeś martwy pięć sekund temu – powiedziała do niego, czego oczywiście nie zrozumiał i co nie miało dla niego żadnego znaczenia. Energicznie machał ogonem, liżąc i podgryzając jej ręce, którymi trzymała go z daleka od swojej twarzy. – Ciekawe, jak zareaguje Katarzyna.
Maja bezwiednie podrapała szczeniaka za uszami.
– Albo będzie zadowolona, albo jeszcze bardziej się wścieknie, bo zignorowałam jej polecenie.
Piesek usiadł, podniósł tylną łapę i podrapał się.
– Nazwę cię Kłos – powiedziała, wpatrując się w jasną sierść. – I użyję cię jako tarczy na gniew Katarzyny. Jesteś uroczy, nie wścieknie się tak bardzo.
Maja uśmiechnęła się szeroko, po czym zdjęła psa ze stołu. Zakręcił się wokół jej nóg, po czym zaczął obwąchiwać wszystko dookoła.
– Tylko nie sikaj, bo zleje nas obydwoje. Chodź – zawołała go i wyszła z pokoju, czekając na niego na progu. Kłos spojrzał na nią, zamerdał ogonem, po czym pognał w jej stronę, śmiesznie podskakując.
CZYTASZ
Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONE
FantasyMajka Chmielewska pogodziła się z odrzuceniem przez sabat i odnalazła własną drogę - od kilku lat odnosi sukcesy jako prowadząca program rozrywkowy w telewizji oraz bizneswoman. Wszystko układa się po jej myśli, do czasu kiedy do kraju wraca Jakub C...