Rozdział 20

247 41 23
                                    

TERAZ

Majka

Emilia przypominała figurę woskową: niby była podobna, ale jednocześnie wyglądała dziwnie nieswojo. Zawsze była blada, jednak po śmierci zdawała się jeszcze bledsza. Jej skóra przybrała brzydki, nieco sinawy odcień. Włosy miała matowe, usta fioletowe, a na policzku i przy szyi wyraźne siniaki. Wydawało się, że próbowała się bronić, bo podobne otarcia dostrzegłam też na dłoniach i przedramionach. Jednak to, co wywoływało największe wrażenie, to dziura niewiele większa od męskiej pięści, ziejąca z klatki piersiowej dziewczyny. Sama w sobie była okropna, ale w połączeniu ze szwami po autopsji przywodziła na myśl nieudany eksperyment Frankensteina. Skóra dookoła była pomarszczona, ale na pierwszy rzut oka krawędzie rany wydawały się gładkie. Za to wystające żebra wyglądały na połamane. Jakiegokolwiek noża używał Jakub, nie był on przystosowany do piłowania kości.

Brak serca rzucał się w oczy. Kwestia jego zabrania dalej mnie zastanawiała. Byłam pewna, że do rytuału, który przeprowadzał, nie potrzeba było serca. Chodziło o samą krew. No i ten zapach. Wyraźnie czułam smród mokrego psa w pobliżu ciała, mimo że technik twierdził, że nic nie śmierdzi. Coś jednak poruszyło się w moim umyśle, jakaś myśl pobudzona tym zapachem. Nim jednak zdążyłam ją uchwycić, ulotniła się.

Szymon i Katarzyna patrzyli na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się, odczekując parę sekund, by nieco mocniej ich wkurzyć. Kiedy Gawron już brała oddech, by mnie popędzić, weszłam jej w słowo, oznajmiając:

– Pocałunek umarlaka.

Szymon zamrugał zaskoczony. Przeniósł wzrok na Katarzynę, a potem z powrotem na mnie.

– Pocałunek... co?

– Jest dokładnie tym, co sugeruje nazwa – powiedziała pani komendant, krzyżując ramiona na piersiach. Spojrzała na mnie, potem na Emilię, a potem na zszokowanego Szymona. Na koniec pokiwała głową, jakby dawała mi pozwolenie na wykonanie tej czynności. Co najmniej jakbym w ogóle potrzebowała jej pozwolenia.

Podeszłam do stołu, na którym leżało ciało Szafran, i stanęłam przy krótkiej krawędzi tak, żeby pochyliwszy się, mieć jej twarz przed swoją. W całym swoim życiu tylko raz wykonałam pocałunek umarlaka. Czułam dziwne mrowienie na skórze, jakby jednocześnie ekscytację i lekki niepokój, że mi nie wyjdzie. Szybko jednak odsunęłam od siebie te negatywne wibracje i chwyciłam podbródek Emilii, by otworzyć jej usta, co okazało się nieco trudniejsze, niż zakładałam. Po chwili jednak żuchwa przesunęła się w dół, a z gardła wydobył się okropny smród.

– Zaraz puszczę pawia – oznajmił Szymon. Kątem oka zobaczyłam, że podniósł rękę do ust, jakby faktycznie zbierało mu się na wymioty. Katarzyna jednak pozostawała niewzruszona.

– Ogarnij się – upomniała go.

Nie zwracałam na nich uwagi. Pochyliłam się jeszcze bardziej, wzięłam głęboki oddech, zbierając w sobie potrzebną moc, po czym przystawiłam usta do martwych warg Emilii. Z całej siły wepchnęłam w nią nagromadzone powietrze, co nie było wcale takie łatwe. Poczułam, jak skumulowana magia przesuwa się wzdłuż moich dróg oddechowych i wypada na zewnątrz razem z wydechem. Przeszedł mnie dreszcz ekscytacji. Bardziej wyczułam niż zobaczyłam, że jej klatka piersiowa lekko się uniosła. Zaledwie kilka centymetrów, ale wystarczająco, żeby uzyskać to, co chciałam. Odsunęłam się na niewielką odległość, wciąż patrząc na zastygłą w beznamiętnym wyrazie twarz dziewczyny.

Minęła zaledwie chwila, w końcu oddech, który jej podarowałam, cofnął się. Klatka piersiowa opadła, zmuszając nagromadzone powietrze do wydostania się tą samą drogą. Wydech Emilii był inny, naelektryzowany, napełniony magią. Aż poczułam, jak uniosły mi się włoski na karku. Chwyciłam w usta to powietrze, które z niej uleciało. Ładunek mocy był tak duży, że odrzuciło mi głowę do tyłu. Wyprostowałam się gwałtownie, zamknęłam oczy i pozwoliłam Emilii przemówić.

Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz