Rozdział 17

269 50 22
                                    

Majka

Deszcz. Padał deszcz.

Nie widziałam go, ale wyraźnie słyszałam szum. Ciężkie krople uderzały w rusztowanie i spadały między deskami. Wpadały przez dziury okienne, przez co na betonie tworzyły się nieregularne kałuże. Byłam na budowie, ale w ciemnościach nie mogłam rozpoznać nic więcej. Dodatkowo obraz znowu się zamazywał, jak wtedy w lesie. Bo nie trudno się było domyślić – ponownie znalazłam się w wizji, której nie wywołałam sama.

Parę metrów przede mną buchnęły płomienie świec. Odruchowo podniosłam rękę, by zasłonić twarz, choć gęste powietrze spowolniło ten ruch tak bardzo, że po chwili przestał on mieć w ogóle znaczenie. Płomienie zmalały, a w ich świetle pojawił się ołtarz. Tym razem przybrał formę nie kamiennego stołu, a okręgu z kamieni i kamyczków ułożonych na podłodze. Wewnątrz niego stały świece, a pośrodku leżała dziewczyna z krótko obciętymi włosami. Nad nią pochylała się postać w ciemnym ubraniu.

Spróbowałam podejść bliżej, ale nie mogłam – podobnie jak poprzednim razem, z trudem kontrolowałam wizję. A właściwie wcale jej nie kontrolowałam. Mogłam tylko biernie stać i patrzeć, jak Jakub odprawiał swój rytuał. Obok niego znajdował się blaszany kielich oraz nóż. Przelotnie spojrzałam na czarownicę, ale nie byłam w stanie określić, czy wciąż żyła.

Nagle to, co widziałam, jakby się rozdwoiło. Gdy podniosłam wzrok na czarownika, okazało się, że on również na mnie patrzył. Dokładnie tak, jak gdyby mnie tam widział, co było absurdalne. To niemożliwe, powtarzałam sobie. Nikt nie mógł widzieć mnie w wizji.

– Miło, że wpadłaś, córko – powiedział. Zmarszczyłam czoło, przyglądając się jego twarzy. Niby znałam ją ze zdjęć, z tych nielicznych pamiątek, które Katarzyna zachowała po mojej matce, ale oświetlona pomarańczowym blaskiem płomieni wydawała się nie do rozpoznania. Jakub Chmielewski nic się nie zestarzał. Wyglądał dokładnie tak, jak na wszystkich fotkach, które widziałam. Czarna magia, przemknęło mi przez myśl. Nie odezwałam się jednak, nie miałam zamiaru dyskutować z mordercą. Poza tym było to irracjonalne, przecież wcale mnie tam nie widział.

Jakub sięgnął po nóż, uniósł go tak, że światło błysnęło w ostrzu. Nim jednak zdołałam zobaczyć cokolwiek więcej, wizja się skończyła.

Obudziłam się gwałtownie. W głowie mi wirowało i chwilę trwało, zanim ustało. Zamrugałam, zastanawiając się, co to wszystko oznaczało. Widział mnie? – pytałam ciemności. Nie, to niemożliwe. Wizje działają w jedną stronę.

Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit. Wszystkie światła w pokoju były zgaszone, więc nie widziałam nic poza cieniem. Z czystej ciekawości zaczęłam przypominać sobie twarze wszystkich dziewczyn z sabatu Katarzyny. Średnio mi to wychodziło, bo nie przywiązywałam większej wagi do członkiń tego zgromadzenia. Kogo zabił tym razem? Dlaczego wycina im serca? To nie miało najmniejszego sensu. Nie potrzebował serc, krew była wystarczająca. Wycięcie czegoś z klatki piersiowej wcale nie należało do prostych, trzeba było się przebić przez żebra. Po co więc zadawać sobie tyle trudu, skoro rytuał tego nie wymagał?

Głowa przestała mnie boleć, więc albo zadziałał mój wywar, albo migrena miała związek z nadchodzącą wizją. Jeśli to drugie, to dlaczego? Nigdy wcześniej nie byłam wciągana w morderstwa Jakuba.

Spojrzałam na zegarek. Niedługo miało świtać.

Podniosłam się, nie do końca wiedząc, co zrobić. Chciało mi się pić. Podejrzewałam, że powinnam poinformować Katarzynę o kolejnej ofierze. Tak by zrobił każdy normalny człowiek. Ile jest rozpoczętych budów we Wrocławiu? – pomyślałam. Nie wiedziałam, w której części miasta Chmielewski odprawiał swój rytuał, zanim policja by go znalazła, byłoby już pewnie za późno. Jeśli Jakub miał dziewczynę, to dzwonienie do Gawron wcale jej nie pomoże. Czarownica już była martwa. Wiedziałam jednak, że jeżeli Katarzyna kiedykolwiek dowie się, że posiadałam takie informacje, będzie mi zawracać dupę do końca świata i jeden dzień dłużej. Nie da mi żyć. Postanowiłam więc zrobić to, co normalnie bym zrobiła – zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego. I kogo obchodziło, że Szymon prawdopodobnie jeszcze spał? Po prostu go obudzę.

Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz