Rozdział 22

240 42 31
                                    

Szymon

Dręczyły mnie koszmary.

Majka uśmiechała się do mnie szelmowsko. Stała w salonie w samej tylko bieliźnie. Jej ciało było idealne. Podniosła ręce i powolnym ruchem sięgnęła do tyłu, odpięła haftki. A potem jeszcze wolniej, patrząc mi prosto w oczy, zaczęła zdejmować biustonosz. Przytrzymywała go tak, by nie opadł bezwładnie, jednocześnie torturując mnie tym widokiem. Czułem, jak serce w mojej klatce piersiowej biło szybko. Coraz szybciej. Rosło moje pożądanie. Przełknąłem ślinę, dostrzegając, że uwolniła ramiona z ramiączek stanika i teraz tylko przytrzymywała materiał dłonią. Wystarczyło, żeby ją zabrała, a spadłby na podłogę, ukazując piersi. Czekałem na to. Liczyłem na to. Ale dziewczyna tylko posłała mi kolejny flirciarski uśmiech, a gdy odsunęła dłoń, zrozumiałem, że był to tylko sen.

Bardzo, bardzo zły sen.

W jej klatce piersiowej zionęła dziura. Wypływała z niej krew, która brudziła jasną skórę Majki, jej płaski brzuch, a potem wsiąkała w majtki. Jednak nawet nie to było najgorsze. W dziurze znajdowało się serce. Ono biło. A z każdym uderzeniem, coraz więcej krwi wypływało na zewnątrz. Aż zrobiło mi się niedobrze.

Zaraz jednak obraz nieco się zmienił i Majka nie stała już sama. Tuż obok niej zmaterializowała się Emilia. Była naga i również miała dziurę w klatce piersiowej. U niej jednak nie dostrzegłem ani serca, ani krwi. Jej skóra była czysta i blada jak... no cóż, jak u trupa. Moje przerażenie osiągnęło kulminacyjny punkt, gdy dziewczyny padły sobie w ramiona i zaczęły się całować.

W tym momencie się obudziłem.

Byłem zlany potem. Kołdra leżała na podłodze z boku łóżka. W pokoju panowała ciemność, więc miałem trudności ze sprecyzowaniem godziny. W tym celu spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Zegar wskazywał pierwszą. W nocy. Spałem ponad dwanaście godzin. Przetarłem dłonią twarz, odganiając resztki snu, po czym wstałem z łóżka z niewielkimi trudnościami. Miałem zastałe kości, kolana strzeliły głośno, gdy się podniosłem. Musiałem się czegoś napić, bo w gardle czułem szorstkość, a przełykanie śliny bolało. W dodatku przydałoby się też wziąć prysznic i zmyć z siebie ten pot. Nie wspominając o tym, że byłem głodny. Boże, przewaliłem cały dzień, pomyślałem, wychodząc cicho z pokoju. Był środek nocy, więc starałem się nie robić niepotrzebnego hałasu, żeby nie obudzić Majki, która z pewnością spała.

Jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłem, że się pomyliłem. W salonie świeciło się światło, natomiast Majka siedziała na podłodze, pochylona nad jakąś książką. Dookoła niej leżało kilkanaście innych, niektóre były otwarte na jakichś przypadkowych stronach. Wszędzie też walały się kartki z zapiskami, a na stoliku dodatkowo zauważyłem cztery kubki po kawie.

– Nie śpiesz – ni to zapytałem, ni stwierdziłem.

Przestała przygryzać czubek kciuka i podniosła głowę, by na mnie spojrzeć. Miała zaczerwienione od zmęczenia oczy, włosy związane w niechlujną kitkę i... założyła dres. To ostatnie odkrycie tak mnie zszokowało, że na dłużej zatrzymałem wzrok na bluzie zapinanej na zamek. Co prawda była różowa i do bólu urocza, ale jednak... Chmielewska rzadko pokazywała się w takim wydaniu. A odkąd z nią zamieszkałem, to nigdy. Ciągle próbowała mnie poderwać, więc nosiła te swoje kuse piżamki. Swoją drogą, nie przyznałbym się, gdyby mnie o to zapytała, ale lubiłem je, te piżamy. Bo lubiłem na nią patrzeć. Na jej zgrabne nogi, wypukłość pośladków widoczną pod krańcem naprawdę krótkich spodenek... Ale do tego też bym się nie przyznał. W każdym razie widok jej w dresie sprawił, że przez chwilę pomyślałem, że nadal śnię.

– Żyjesz – powiedziała takim samym tonem.

Zmarszczyłem czoło.

– Jeśli się bałaś, że umarłem, mogłaś przyjść i mnie obudzić.

Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz