Rozdział 14

245 45 31
                                    

Majka

Szymon milczał. Nie odezwał się, kiedy wróciłam do gabinetu, ani kiedy z Klarą omawiałyśmy plany na następne dni. Dopiero gdy znaleźliśmy się sami w samochodzie, kilka godzin później, rozpoczął rozmowę. Oparł łokieć o drzwi, dotknął palcami ust, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym na jego czole pojawiła się zmarszczka. Nie spojrzał na mnie, gdy powiedział:

– Będę musiał powiedzieć o tym Katarzynie.

Zerknęłam na niego, po czym wyjechałam na główną drogę i rozpędziłam samochód.

– Podejrzewam, że nie będzie zadowolona – odpowiedziałam w końcu. – Spróbuj tylko wyperswadować jej pomysł przysyłania do mnie kolejnych młodszych aspirantów.

– Dla ciebie to żart? – spytał, marszcząc czoło jeszcze bardziej, tak że brwi niemal zetknęły mu się w jednym punkcie.

– Owszem, choć raczej jeden z tych mało śmiesznych – oznajmiłam. – Katarzyna wpieprza się w moje życie, choć nikt jej o to nie prosił.

– Martwi się o ciebie.

Prychnęłam, zastanawiając się, jak dokładnie wyjaśnić to, co czułam względem Katarzyny. Po tym, jak sabat wreszcie odkrył, gdzie podziewałam się przez pierwsze dziewięć lat swojego życia, Gawron była tą, która miała się mną zaopiekować. To nawet nie był rozkaz Supremy, podobno Katarzyna sama zgłosiła się do tego zadania. Chciała zastąpić mi matkę i jednocześnie wyszkolić na dobrą czarownicę. Pozwoliłam na to, choć nie ułatwiałam sprawy. Moje specyficzne zachowanie dość szybko zostało odnotowane. Nie sposób było tego uniknąć – dokumenty z domu dziecka potwierdzały, że coś było ze mną mocno nie tak. Przynajmniej w rozumieniu człowieka, który całe życie wychowywał się wśród rodziny i nie miał problemu z dostosowaniem się do ogólnie przyjętych norm społecznych.

Emilia nie była pierwszą dziewczyną, którą zrzuciłam z wysokości. Wcześniej zrobiłam to samo w sierocińcu; jedna dziewczynka nie chciała pozwolić mi zjeżdżać na placu zabaw, więc zepchnęłam ją ze zjeżdżalni tak mocno, że uderzyła się w głowę. Spędziła tydzień w szpitalu, straciwszy przytomność. Nikt tego nie widział, więc niczego nie mogli mi udowodnić. Powiedziałam, że sama spadła, ale opiekunki wiedziały swoje. Zrobiły odpowiednią adnotację w moich aktach. W ciągu kolejnych lat takich notatek pojawiło się więcej, choć nie wszystkie dotyczyły krzywd wyrządzonych innym dzieciom. Nie robiłam im nic złego, jeśli nie wchodziły mi w drogę. Chciałam tylko spokojnie żyć i rozwijać swoje umiejętności.

Sabat prędko połapał się w tym, że miałam problem z dopasowaniem. Miałam dwanaście lat, gdy podsłuchałam rozmowę ówczesnej Supremy z Katarzyną. Miała ze mną problemy. Słuchałam jej, robiłam wszystko, co chciała, żeby ją zadowolić, ale nie mogłam pohamować instynktów. Jeśli ktoś robił mi coś złego, odpłacałam się. Gawron powiedziała wtedy bardzo poważnym tonem, że według niej nie mam sumienia. Zabolało mnie to, że nie miałam czegoś, co według niej było bardzo ważne. Potem próbowałam odkryć, co to jest sumienie i skąd mogę je wziąć. A kilka lat później przestałam o tym nawet myśleć.

– Nie jestem normalna, Szymonie – powiedziałam w końcu. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Katarzyna nigdy nie przyjęła do wiadomości tego, że nie żyję według zasad, którymi kieruje się społeczeństwo. Dlaczego miałabym nie odciąć ręki złodziejowi, jeśli nakryję go na kradzieży rzeczy, która należy do mnie? Dlaczego miałabym nie zabić kogoś, kto chce zabić mnie? Nie rozumiem tego.

– Nie jesteś sędzią – odpowiedział. – Jeśli ktoś łamie prawo, policja ma za zadanie go złapać.

– Pewnie, bo jesteście tak zajebiści w tym, co robicie – parsknęłam. – Z Jakubem poszło wam fantastycznie.

Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz