Rozdział 18

290 46 71
                                    

Szymon

Majka się nie spieszyła. Zanim wyszliśmy z jej mieszkania, zdążyła wybić już szósta trzydzieści. Niecierpliwiłem się, bo cała ta sprawa dała mi porządny zastrzyk adrenaliny. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca, łaziłem po salonie, czekając na nią. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w kostnicy, zbadać ciało Emilii, złapać Jakuba, zakończyć tę sprawę! Dałem znać Katarzynie, dokąd się wybieramy, i czekałem. Kiedy wreszcie wyszła ze swojej garderoby, nie umknęło mojej uwadze to, że postarała się, by wyglądać co najmniej wspaniale. Związała włosy w niskiego koka i tylko dwa kosmyki opadały na jej policzki. Założyła czarno-biały żakiet i garniturowe spodnie. Jakby szykowała się na batalię w sądzie, a nie na wizytę w prosektorium. Nie narzekałem, bo było na co popatrzeć. Boże, ona naprawdę jest piękna.

Jedno tylko nie dawało mi spokoju – jej opanowanie. Wydawało mi się wręcz niemożliwe, żeby ktokolwiek mógł mieć tak stalowe nerwy. Dopiero co widziała we śnie, jak ktoś zabił czarownicę, natomiast sprawiała wrażenie w ogóle tym nieporuszona. Mimo zawodu, który wykonywałem, i wielu nieciekawych sytuacji, których byłem świadkiem, chyba sam miałbym problem z kontrolą emocji po czymś takim. Wciąż mnie mdliło na widok martwych ciał, a kilka już widziałem.

Zjechaliśmy na poziom podziemnego garażu w milczeniu. W tym czasie Majka wyjęła z torebki lusterko i przejrzała się w nim. W odbiciu złapała mnie na gapieniu się na nią i uśmiechnęła się z satysfakcją.

– Długo ci zeszło – powiedziałem, kiedy drzwi windy się otworzyły.

– Mam zamiar obejrzeć ciało mojej przyjaciółki. Musiałam się przygotować – odpowiedziała tonem kobiety zrozpaczonej. Nie dałem się zwieść, wiedziałem, że wcale nie cierpiała. Nie lubiła Emilii i był to powszechnie znany fakt.

– Myślę, że Emilii jest już wszystko jedno, czy na wizytę w prosektorium założysz perły, czy diamenty – stwierdziłem, znacząco zerkając na perłowe kolczyki i naszyjnik. Otworzyłem jej drzwi do samochodu, bo wciąż miałem kluczyki. Nie łudziłem się jednak, że tym razem również pozwoli mi prowadzić.

Zanim wsiadła na miejsce kierowcy, zatrzymała się i spojrzała na mnie z poważną miną.

– Jak ty mało wiesz o życiu i śmierci – powiedziała z powagą. Utkwiła spojrzenie w moich oczach, a mnie przeszedł dreszcz. Piękna i bestia w jednej osobie, pomyślałem. Majka czasami wzbudzała we mnie strach. W chwilach takich jak ta, gdy wyglądała i mówiła jak jakiś psychol, miałem ochotę nią potrząsnąć.

Zaraz jednak uśmiechnęła się lekko, po czym wsiadła do samochodu. Odetchnąłem.

– Wydajesz się w ogóle nieporuszona tym, co się dzieje – stwierdziłem, gdy zająłem miejsce obok niej. Zatrzasnąłem drzwi, zapiąłem pas, a ona wyjechała z garażu. – Byłaś kiedyś częścią sabatu, jedną z nich, tymczasem one giną na twoich oczach, a ciebie to nie rusza.

– A co miałabym czuć w takim momencie? – spytała, zerkając na mnie z uniesioną brwią. Zaskoczyło mnie to, z jaką powagą i autentycznym zaciekawieniem zadała to pytanie. Aż przez chwilę nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

– Wydaje mi się, że normalny człowiek chociaż trochę zacząłby panikować – odpowiedziałem spokojnie, wpatrując się w nią. Odwróciła głowę, skupiła się na drodze.

– Nie jestem normalna. I nie umiem panikować. – Wzruszyła ramionami, czym jeszcze raz mnie zaskoczyła. – Znałam Emilię, reszta to dla mnie tylko rozmazane twarze. Poza tym śmierć nie robi na mnie wrażenia.

– Nie boisz się śmierci?

– Nie boję się czegoś, co znam od dziecka – wyjaśniła. – Tyle widziałeś i tyle wiesz na mój temat, a wciąż zapominasz, że jestem nekromantką. Śmierć towarzyszy mi odkąd skończyłam rok.

Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz