Rozdział 29

185 33 19
                                    

Majka

Szymon stał obok mnie i nerwowo rozglądał się na boki. Po drugiej stronie studia widziałam Katarzynę, która mówiła coś innemu policjantowi. Choć pozostałych funkcjonariuszy nie widziałam, wiedziałam, że krążyli po budynku oraz w jego okolicach. Wszyscy wydawali się podenerwowani, w powietrzu unosiło się dziwne napięcie. Technicy starali się nie zwracać uwagi na nieznajomych kręcących się po pomieszczeniu, choć było to trudne, wszyscy byli ciekawi. Nawet Klara przestała wystukiwać kolejne wiadomości na telefonie.

Przenosiłam wzrok z jednej osoby na drugą, naśmiewając się z nich w duchu. Wszyscy byli poruszeni. Ja też, rzecz jasna, choć dla mnie miało to zupełnie inne znaczenie. Czułam ekscytację na myśl o zbliżającym się spotkaniu z Jakubem. W nocy przed snem zdążyłam wymyślić dwieście jeden scenariuszy tego, jak się z nim rozprawię. Chciałam, żeby cierpiał. Pragnęłam zadać mu tak niewyobrażalny ból, żeby zaczął krzyczeć i błagać mnie o łaskę. Niemal słyszałam jego głos w swojej głowie, te agonalne jęki, prośby o ukrócenie męki.

Odetchnęłam głęboko.

Moje małe marzenie musiało poczekać przynajmniej do momentu, w którym Jakub postanowi się ukazać.

Asystent reżysera pokazał mi dłonią, że niedługo wchodzimy. Uśmiechnęłam się, puściłam oczko do Szymona i wyszłam zza kulis po tym, jak Głos z Głośnika mnie przedstawił. Niczego niepodejrzewająca publiczność zawyła z radości. Moje serce zaczęło szybciej bić, gdy znalazłam się na środku studia. Światło reflektora oślepiło mnie na chwilę, przez co nie widziałam dokładnie osób siedzących na widowni. Dopiero po prawie minucie byłam w stanie zobaczyć cokolwiek więcej, niż tylko jasną plamę.

– Dobry wieczór, kochani – przywitałam się, jak zwykle przywdziewając na twarz swój najładniejszy uśmiech. Tak, jak uczyła mnie Klara, miałam wyglądać przyjaźnie. To już nawet nie było takie trudne. – Miło was znowu widzieć. Ostatni miesiąc obfitował w ciekawe przypadki. Zmierzyłam się z żywiołem wody oraz pomogłam starszemu panu znaleźć jego zaginioną przed laty żonę. Jestem niezwykle ciekawa, jakie niespodzianki skrywa przed nami dzisiejszy wieczór.

Rozejrzałam się po widowni, szukając znajomej gęby, ale jak na złość, akurat w tym momencie operator przygasił światła. Jak nie urok, to sraczka – albo mnie oślepiał, albo wpuszczał w mrok. Nie traciłam rezonu. Po krótkim, znajomym jinglu, reflektor znowu skupił się na mnie, więc kontynuowałam.

– Wylosujmy zatem naszego dzisiejszego szczęśliwca.

Znowu poleciał jingiel, a w pomieszczeniu rozbłysły dwa reflektory. Dwa snopy światła zaczęły poruszać się, krążyć, wywijać, na krótko oświetlając twarze zgromadzonych, aż w końcu zatrzymały się na jednej. Sapnęłam cicho, gdy dotarło do mnie, kogo wylosowano. Nonszalancka poza, ironiczny uśmiech. Jakub Chmielewski powoli podniósł się ze swojego miejsca, zapiął guzik marynarki i zszedł do mnie w akompaniamencie oklasków. Podał mi rękę. Gdyby nie to, że obserwowało nas mnóstwo par oczu, zarówno w studiu, jak i przed telewizorami, skręciłabym mu kark tu i teraz. Zamiast tego uśmiechnęłam się, udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie chciałam, żeby moje mroczne oblicze pojawiło się w telewizji i internecie, gdybym dała się teraz ponieść emocjom, to byłby koniec mojej kariery. Moim ojcem należało zająć się po cichu, poza czujnym okiem kamer.

Ścisnęłam jego dłoń, nie spuszczając z niego wzroku. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko siebie. Ten człowiek dał mi życie, a nie spędził nawet pięciu minut w tym samym pomieszczeniu, co ja. Wyglądał podobnie do mnie, co zauważyłam już wcześniej. Jednak z wyrazu jego twarzy nie mogłam rozpoznać, o czym myślał. Był dumny z siebie, to na pewno, ale co chodziło mu po głowie, to pozostało dla mnie tajemnicą.

Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz