Rozdział 8

292 50 25
                                    

Szymon

Zaparkowałem samochód przed apartamentowcem, w którym mieszkała Maja Chmielewska, uzbrojony w lornetkę oraz zapas przekąsek i kawę z Żabki. Nie wiedziałem, o której zaczynała pracę, ale nie było jeszcze siódmej, więc liczyłem, że się nie spóźniłem. Blok, w którym mieściło się jej mieszkanie znajdował się nad rzeką. Poszperałem trochę w Internecie i dowiedziałem się, że cena tych apartamentów sięgała nawet dwóch milionów złotych. Niemal zakrztusiłem się własną śliną. Trzy razy przeczytałem artykuł, bo trudno było mi uwierzyć, że ktoś mógłby wydać tyle kasy na mieszkanie. Oprócz tego, że był wysoki, z zewnątrz budynek nie wyglądał nawet jakoś imponująco.

Nie byłem pewien, na którym piętrze mieszkała czarownica, ale z pewnością żyła w większych luksusach niż ja w swoim małym mieszkanku z sypialnią i salonem z aneksem kuchennym. Zastanawiałem się, czy musiała wziąć kredyt. Ja musiałem.

– Może trzeba było zostać wróżbitą Maciejem – powiedziałem do siebie z przekąsem, upijając kilka łyków kawy. Rozsiadłem się wygodnie i obserwowałem drzwi do klatki. Miasto budziło się do życia, więc coraz więcej ludzi pojawiało się na chodniku. Spieszyli się dokądś, wsiadali do taksówek, szli na przystanki, a ja cierpliwie czekałem w samochodzie pod blokiem.

Kiedy poprzedniego wieczoru przygotowywałem się do tego zadania, przemknęło mi przez myśl, że może powinienem wejść do środka i sprawdzić, czy była w domu. Znałem numer mieszkania. Gdyby mi otworzyła, mógłbym powiedzieć, że pomyliłem piętra. Jednak z moich informacji wynikało, że apartamentowiec posiadał portiernię, a w niej portiera. Mógłbym pokazać mu legitymację i pewnie by mnie wpuścił, ale istniało ryzyko, że poinformowałby kobietę o mojej obecności. A pani komendant wyraźnie powiedziała: „żadnych interakcji, obserwuj z daleka".

Było już grubo po siódmej, kiedy zdecydowałem się otworzyć proteinowego batonika. Zastanawiałem się, czy może jednak sterczałem pod blokiem bez sensu, bo wcale nie było jej w mieszkaniu. Wtedy obok mojego samochodu przejechało niebieskie porsche. Od razu zwróciłem na nie uwagę, dopiero po chwili dostrzegając, że za kierownicą siedziała kobieta, którą miałem obserwować.

– Cholera – wymsknęło mi się. Całkowicie zapomniałem o podziemnym parkingu. Podświadomie chyba liczyłem na to, że osoba taka jak Maja Chmielewska ma prywatnego szofera, który każdego ranka zabiera ją na umówione spotkania. Dziwnym trafem nie przyszło mi do głowy, że mogła prowadzić sama.

Porsche kierowało się w stronę wyjazdu z osiedla. Wepchnąłem do ust ostatni kęs batonika, wyrzuciłem papierek na siedzenie obok, po czym odpaliłem silnik i ruszyłem za niebieskim samochodem, pozostając w odpowiedniej, bezpiecznej odległości. Niemal pół godziny później zatrzymaliśmy się pod niepozornie wyglądającym budynkiem mieszkalnym. Jedyną ciekawą rzeczą w okolicy był salon kosmetyczno-fryzjerski. Powstrzymałem się przed przewróceniem oczami, kiedy Maja wyszła z samochodu i skierowała się właśnie tam. Zauważyłem, że miała na sobie zieloną sukienkę oraz buty na obcasach. Świetnie, zielony wyróżniał się na tle innych ludzi, gdyby przyszło mi ją śledzić w tłumie.

– To trochę tu sobie poczekam – mruknąłem, włączając radio. Akurat leciały wiadomości.

Po jakimś czasie do salonu przyszła kolejna kobieta, ubrana w damski garnitur w kolorze głębokiego fioletu. Wydawało mi się, że już ją gdzieś widziałem. Spojrzałem do akt, które wiozłem do tej pory na miejscu pasażera, i wygrzebałem z nich zdjęcie Klary Roztockiej, które udało mi się znaleźć w Internecie.

– Świetnie – mruknąłem, przekonany, że teraz, kiedy były tam we dwie, czas oczekiwania jeszcze się wydłuży. Podejrzewałem, że nie tylko zajmą się swoimi włosami i innymi rzeczami, ale też omówią szczegółowo każdą plotkę na temat Mai, która pojawiła się w przeciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.

Majka: Krew z krwi #1 / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz