Rozdział 2

190 10 0
                                    

     Will i Elizabeth siedzieli na korytarzu instytutu przed salą szpitalną.
- Stawiam pięć dolców, że jak zobaczy Cichego Brata to się wydrze - powiedział Will do Elizabeth.
- Stawiam dziesięć, że się nie wystraszy - odpowiedziała dziewczyna.

•••

     Keira obudziła się w łóżku, ale nie było to jej łóżko, więc to nie mógł być sen. Znalazła nocnych łowców na prawdę. Otworzyła oczy i zobaczyła, że przy łóżku ktoś stoi. Mężczyzna miał długą pergaminową szatę i kaptur, ale i tak dało się pod nim zobaczyć jego twarz. Miał zaszyte usta i oczy. O dziwo nawet się nie wystraszyła, co prawda nigdy nie widziała kogoś podobnego, ale jego obecność wprawiała Keirę w dziwny spokój.
- Dzień dobry - zawahała się.
     Patrzyła się na niego z ogromnym zaciekawieniem. Witaj, jestem brat Henoch - odezwał się jakby w jej głowie - jestem Cichym Bratem.
- Och - do szpitalnej sali weszła Elizabeth, która już nie mogła wytrzymać niepewności - obudziłaś się! Brat Henoch mówił, że jeszcze chwila, a byłoby po tobie!

     Cichy Brat przed wyjściem poinformował obie dziewczyny o aktualnym stanie zdrowia
Keiry, z czego Elizabeth zrozumiała prawdopodobnie znacznie więcej, bo dla Keiry była to plątanina dziwnych wyrazów, brzmiących jak zaklęcia.
- Nic nie zrozumiałam - przyznała się Keira.
- Ugryzł Cię pożeracz, jego jad jest tak niebezpieczny, że jedynie Cisi Bracia mogą nas z tego wyleczyć.
- Elizabeth, dobrze pamiętam?
- Tak, ale mów mi Lizzy.
- Dobrze, Lizzy, gdzie ja jestem?
- W instytucie - zamyśliła się - pewnie Ci to za wiele nie mówi... hmm... tutaj mieszkamy.
- Super, a mieszkają tutaj też jacyś dorośli?
- Oczywiście, że tak! I dobrze, że mi przypomniałaś, skoro się obudziłaś to musisz porozmawiać z moją ciotką i stryjem. Szefują tym przybytkiem. Mam ich zawołać czy dasz radę wstać?
- Oczywiście, że wstaję. Nie chcę przegapić zwiedzania tego...instytutu.
     Keira podniosła się i trochę się zachwiała, więc usiadła z powrotem na łóżku. Po chwili ponowiła próbę i tym razem się udało. Myślała, że jak się przejdzie to zrobi jej się słabo, ale na szczęście tak nie było. Lizzy najwyraźniej też przeczuwała taką ewentualność, bo kręciła się wokół niej jak satelita, żeby w każdej chwili moc ją powstrzymać przed upadkiem. Po drodze pokazywała Keirze wszystkie pomieszczenia.
- A oto cel naszej podróży - wskazała na drzwi - biblioteka.
     Weszły do środka. Było tam siedem osób. Magnus, którego chyba już poznała, ale pamietała to jak przez mgłę, więc nie byłam pewna czy jej się to nie przyśniło, chłopak, który chyba nazywał się Will, kobieta i mężczyzna, którzy byli do siebie dosyć podobni, więc wywnioskowała, że są rodzeństwem, rudowłosa kobieta, blondyn i jeszcze jeden nocny łowca. Strasznie się speszyło, gdy wszyscy się na nią spojrzeli, uratowała ją Lizzy.
- Wszyscy, to jest Keira. Keira, to są wszyscy, czyli moi rodzice Izzy i Simon - wskazała na brunetkę i bruneta - Willa i Magnusa już znasz, Alec - wskazała na brata Isabelle - i rodzice Willa, Clary i Jace.
- Dzień dobry - Keira poczuła się niezręcznie.
- Usiądź skarbie i powiedz nam skąd się u licha wzięłaś w tym magazynie, bo zżera nas ciekawość - powiedziała Izzy, która mimo iż była dorosła to sprawiała w tym momencie wrażenie dziecka, które ma poznać jakąś ogromną tajemnicę. Keira posłusznie zajęła miejsce.
- No więc... właściwie to... śledziłam ich. Wiedziałam, że są nocnymi łowcami, bo podsłuchałam ich rozmowę w metrze. Właściwie to nie powinien być początek mojej historii - stwierdziła, plącząc się we własnym toku myślenia - Mieszkam w domu dziecka. Od małego widywałam różne dziwne stworzenia.
- Czyli masz wzrok - skwitował Jace - po prostu jesteś w stanie dostrzec świat cieni, którego większość przyziemnych nie widzi - wytłumaczył widząc jej zagubioną minę - kontynuuj.
- Moja matka przekazała mi wisiorek. Dostałam go na moje szesnaste urodziny. W wisiorku była ukryta wiadomość - spojrzała na swoje ubranie, bluzka nie była Keiry, ale podziękowała sobie w duchu, że akurat miała na sobie spodnie z karteczką, wyciągnęła ją z kieszeni i podała mężczyźnie. Chwilę jej się przeglądał.
- Wiesz kim byli twoi rodzice?
- Nie, nie mam pojęcia, to jedyne co wiem o samej sobie - wskazała na kartkę.
- Musimy cię tam odstawić, bo zaczną się martwić - wtrąciła Clary.
- Nie sądzę, żeby chociaż zauważyli moją nieobecność - Keira wymamrotała jakby do siebie.
- Oczywiście, nie trafisz tam na zawsze - kontynuował Jace - wiemy już, że jesteś nocnym łowcą i jakoś cię wydostaniemy, ale na razie musisz wrócić, bo zaczną się poszukiwania i zrobi się z tego jakaś większa awantura. Oczywiście jeśli chcesz z nami zamieszkać.
- Chcę! - odpowiedziała bez wachania.
- Nie wiem tylko jak Cię wydostać, tak żeby nie zajęło to zbyt dużo czasu - zamyślił się.
- To dom dziecka prawda? - wtrącił Magnus - Nie możemy jej adoptować?
- W sumie to nie taki głupi pomysł - zgodziła się Clary.
- To jest genialny pomysł, biszkopciku. Odstawię ją zaraz i zadeklaruję chęć adopcji.
- To chyba nie będzie takie łatwe - zaniepokoiła się Isabelle - ani szybkie.
- Nikt mnie w tym miejscu nie lubi, więc myślę, że chętnie się mnie pozbędą - wtrąciła Keira.
- Z moim urokiem osobistym, załatwię to to tak - Magnus pstryknął palcami, z których posypały się niebieskie iskierki.
- Możemy spróbować - zgodził się Jace.

•••

     Szli we dwoje z Magnusem ulicą. Weszli do tunelu metra, a później do pociągu.
- Kim jesteś? - zapytała Keira - Chodzi mi o to... hmm..
- Czarownikiem, cukiereczku - uśmiechnął się.
- Czy wszyscy czarownicy tak wyglądają?
- Każdy czarownik ma jakiś swój znak, jesteśmy potomkami demonów, stąd się bierze nasz dziwny wygląd.
- Aha - mruknęła, niezbyt wiele jej to mówiło.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
     Wysiedli i poszli w kierunku domu dziecka. Otworzyła Pani Snarky:
- Keira, dziecko gdzie się podziewałaś?! - zaczęła krzyczeć.
- Miałam... wypadek.
- Tak, potrącił ją samochód - podjął czarownik - zabrałem ją do szpitala, ale na szczęście nic się nie stało.
- O mój Boże! Bardzo Panu dziękuję, panie...
- Bane, Magnus Bane - przedstawił się czarownik.
- Keiro, idź do pokoju i nie pokazuj mi się dzisiaj na oczy.
- Dobrze, Pani Snarky - piewiedziała Keira i posłusznie podreptała do swojej celi.
Gdy tylko wpadła do pokoju rzuciłam się do poduszki i wygrzebała spod niej „ołówek". Rozejrzała się po pokoju, jej współlokatorka była pogrążona śnie. Narysowała runę „niewidzialności" i zbiegła ponownie na dół.
- ...ależ oczywiście, zapewniam Panią, że tak jest - Magnus nadal z nią rozmawiał i posłał Keirze pytające spojrzenie, a kobieta popatrzyła w tą samą stronę, nie mogła niczego jednak zobaczyć. Keira pomachała mu „ołówkiem"
- Nie mogę zrozumieć dlaczego akurat ta krnąbrna dziewucha - tu Keira wywróciła oczami, co wywołało uśmiech na twarzy czarownika.
- Jest naprawdę wyjątkowa, nawet nie wie Pani jak bardzo.
- Czy będzie chodziła do tej samej szkoły?
- Nie, nie sądzę. Raczej będzie uczyć się w domu.
- W porządku, ale niech Pan przyjdzie w sobotę. Dziewczyna musi skończyć szkołę, a że do końca roku jest już niedaleko postaram się aby miała już dokument potwierdzający ukończenie roku.
- Zgoda, zatem do soboty, życzę miłego wieczoru - ukłonił się.
     Keira pomachała mu na pożegnanie i wyszedł obdarzając ją uśmiechem.
     Poszła do pokoju, przebrała się w piżamę i położyła do łóżka. Z nadmiaru emocji nie mogła zasnąć, w jej głowie kotłowały się miliony myśli. W końcu jednak wpadła w objęcia morfeusza i odpłynęła myśląc o tym jakie szczęście ją spotkało.

[Nocni łowcy] Prochem i cieniem jesteśmy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz