Rozdział 21

101 6 0
                                    

     Keira tak jak obiecała, pełniła wartę. Noc na szczęście była dosyć spokojna i w miarę ciepła. Will spał przy niej, z głową na jej kolanach, a ona obserwowała nocny las. Słyszała odgłosy różnych zwierząt, co jakiś czas gdzieś w pobliżu pohukiwała sowa, kilka razy słyszała tupot jakiegoś niewielkiego zwierzęcia, może zająca, a raz nawet wydawało jej  się, że słyszy wilka. Niebo było całkiem pozbawione chmur i gwiazdy jasno świeciły nad jej głową.
     Rano, gdy Will się obudził postanowili pójść razem ze strumieniem. Niestety szybko okazało się, że będzie to nie możliwe, ze względu na górzysty teren. Keira poślizgnęła sie na skale i zwichnęła sobie kostkę, przez co musieli znacznie zwolnić. Nie dała jednak po sobie poznać jak bardzo ją boli. Nie chciała martwić Willa. Nie dało się iść blisko strumienia i wkrótce go zgubili.
- Muszą tu być jakieś szlaki turystyczne - pożaliła się Keira.
- Ciekawe jak daleko jesteśmy od chociaż jednego z nich.
- Idziemy już cały dzień i nadal jesteśmy w tak samo gęstym lesie.
- W dodatku nie mamy już dostępu do wody.
- Dzięki za pocieszenie.
- Służę pomocą.
     Nagle usłyszeli jakieś dzięki dobiegające z niedaleka. Zza drzew wyłonił się ogromny niedźwiedź i zaczął biec w ich stronę.
- Cholera - Keira wygrzebała zza paska serafickie ostrze.
- Daj mi to - Will wyrwał jej broń.
- Ej! Znajdź sobie swój.
- Mój został w willi czarownika.
     Will rzucił się na niedźwiedzia. Nie powinien był tego robić żeby nie rozdrażnić zwierzęcia, ale Keira nie zdążyła mu już tego powiedzieć. Ciął niedźwiedzia w pysk, ale o mało nie został chwycony przez jego silne szczęki. Wbił niedzwiedziowi ostrze w łapę, ale zwierz zamachnął się drugą i rozorał Willowi pierś. Keira przypomniała sobie, że ma jeszcze w bucie mizerykordię. Miała tylko jedną szanse. Jeśli nie trafi to Will zostanie przekąską. Wzięła głęboki wdech. Wyciągnęła ją i rzuciła w zwierzę. Trafiła niedźwiedzia między oczy. Jego ciężkie cielsko padło na ziemie. Keira podbiegła do Willa kompletnie zapominając o bolącej kostce, przez co się przewróciła.
- Cholera - podniosła się i podeszła do chłopaka.
- Nie patrz, jest dużo krwi - powiedział.
     Keira wzięła głęboki wdech przez usta i podeszła bliżej.
- Boże, Will! - zakryła usta dłonią i szybko się odwróciła. Zrobiło jej się trochę niedobrze, ale nie czas teraz na takie numery. Trzeba się było wziąć w garść... i koniecznie oddychać przez usta.
     Znowu na niego spojrzała. Miał podartą koszulkę, a pod nią pięć długich i głębokich poszarpanych ran od pazurów. T-shirt już całkiem przesiąkł krwią i ta sączyła się, leniwie skapując na ziemię. Twarz Willa była wykrzywiona w grymasie bólu. Keira ponownie odwróciła się od niego i wzięła kilka głębokich oddechów (przez usta).
- Mówiłem.
- Chodź - podeszła do niego i pomogła mu wstać, wysmarowując się jego krwią. Teraz zrobilo jej się trochę słabo - musimy iść dalej.
- Zrobiłaś się zielona.
- Nic nie mów, bo inaczej zemdleję.
     Idąc Keira podtrzymywała Willa. Szła, podpierając go. Will opierał na niej praktycznie cały ciężar swojego ciała, przez co musiała obciążać chorą nogę, ale nie przejmowała się teraz piekącym bólem w kostce. Nagle Will zasłabł i oparł sie o drzewo. Keira rozejrzała sie dookoła i dostrzegła między drzewami coś co przypominało ścianę jakiegoś budynku.
- Muszę odpocząć - Will usiadł na ziemi.
     Keira odeszła od niego na taki kawałek żeby wciąż go widzieć i okazało się, że miała racje. To był budynek.
- Will! - podbiegła do niego - Wstań. Musimy przejść jeszcze kawałek, tam jest jakiś budynek.
- Nie dam rady.
- Proszę - podeszła do niego i pomogła mu się dźwignąć - Will.
     Bardzo powoli udało im się dojść do, jak się okazało, niewielkiej chatki, która była zamknięta. Keira zapukała do drzwi, ale nie było żadnej odpowiedzi, kopnęła więc je, aby wejść do środka. Posadziła Willa na podłodze.
- Chyba jest opuszczony - rozejrzała się po domu.
- Na to wygląda.
- „kit di pronto soccorso" - przeczytała na apteczce pierwszej pomocy, znajdującej się przy drzwiach i się zastanowiła.
- Wiem! - krzyknęła po chwili - Jesteśmy we Włoszech!
     Podbiegła do Willa z apteczką. Wstrzymując oddech zdjęła mu i tak poszarpaną koszulkę i zrobiła mu opatrunek.
- Skąd wiesz, że to włoski?
- Thomas jest z Włoch.
- No tak, znowu on.
- Nie bądź zazdrosny, już ci mówiłam, kim dla mnie jest. Jest jak starszy brat. Nic więcej ani mniej.
- To czemu mówi do ciebie „Bella"?
- Nie daje ci to spokoju, co? - zaśmiała się - To akurat proste. To znaczy „piękna" po włosku.
- I ja mam nie być zazdrosny?
     Keira wywróciła oczami.
- Widziałam drogowskaz niedaleko domku, idę go zobaczyć.
     Wyszła i za chwile wróciła. Chociaż Willowi ten czas niesamowicie się dłużył.
- Jesteśmy kilka godzin drogi od Rzymu, a z pół kilometra stąd jest tylko jakiś kościół.
- Kościół? - ożywił się Will.
- Tak.
- Musimy tam iść.
- Czemu?
- W kościołach nocni łowcy maja broń. Może znajdzie się i stela.
- Idę.
- Nie możesz iść sama.
- Wrócę zanim się obejrzysz.
- Ze zwichniętą kostką? Myślałaś, że nie widzę?
- Ty nawet nie wstaniesz.
     Wkrótce Keira pożałowała swoich słów, bo Will spróbował się podnieść. Tak jak się spodziewała był za słaby żeby wstać.
- Straciłeś sporo krwi, nie możesz się wysilać.
- Jak nie wrócisz w ciągu dziesięciu minut to pójdę za tobą. Skrzynka z bronią powinna być pod ołtarzem.
     Keira wyszła z budynku i zaczęła biec w kierunku kościoła. Ból w kostce nasilał się coraz bardziej. Wpadła do kościoła cała zdyszana. Na szczęście w środku nie było nikogo, a kościół był otwarty. Właściwie przypominał bardziej niewielką kapliczkę.  
     Odruchowo uklękła przed ołtarzem i na niego weszła. Odnalazła płytę z runą i podważyła ją mizerykordią, którą wyjęła wcześniej z truchła niedźwiedzia. Otworzyła skrzynię i wygrzebała z niej dwa serafickie ostrza. Przerzuciła całą zawartość i na szczęście udało jej się znaleźć jedną stelę. Zamknęła skrzynię, przyłożyła płytą i wybiegła z kościoła, uprzednio klękając. Biegła jescze szybciej niż poprzednio, a ból w kostce był już nieznośny.
- Jestem! - wbiegła do domu ledwo łapiąc powietrze.
- Nałożyłaś sobie iratze?
- Nie - zdziwiła się - nie przyszło mi to do głowy. Ty go teraz bardziej potrzebujesz.
     Uklękła przy nim i odsłoniła jego pierś. Przyłożyła stelę i narysowała runę leczącą i uzupełniającą krew. Następnie zajęła się sobą. Była szczęśliwa kiedy zobaczyła, że rany Willa zniknęły i kiedy ją samą przestała boleć noga poczuła wielką ulgę.
     Wstała i rozejrzała się po wnętrzu. Gdy weszła do kuchni, momentalnie z niej wyskoczyła, wpadając tyłem na Willa, który już zdołał wstać i szedł za nią. Krzyknęła ze strachu.
- Hej, co się stało - odwrócił ją do siebie przodem, a ona się do niego przytuliła - wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
- Tam jest trup - wskazała na kuchnię.
     Will ją wyminął i wszedł do pomieszczenia. Faktycznie było tam ciało. Leżało tam już co najmniej od kilku dni, ale, że w pomieszczeniu było dosyć zimno więc jeszcze nie zdażyło się całkiem rozłożyć.
- Przepraszam - Keira weszła do środka - po prostu jestem zmęczona i się tego nie spodziewałam.
- Nie sądzę, aby to było zabójstwo, gość po prostu miał pecha i mu się zmarło.
- Przydałoby się go pochować.
- Chyba masz rację.
     Wynieśli ciało na zewnątrz, ułożyli je w płytkim grobie i przysypali ziemią.
     Wrócili do środka i przeszukali dom.
Znaleźli czyste ciuchy, żeby nie chodzić w zakrwawionych, Will od razu wciągnął na siebie jakiś T-shirt, a Keira poszła rozglądać się dalej. Weszli do łazienki, żeby sprawdzić czy jest woda.
- Dzisiejszy dzień był okropny - pożaliła się Keira.
- Może ci go poprawić?
     Will porwał ją w swoje objęcia i pocałował. Keira stwierdziła, że dopóki miałaby go przy sobie to mogłaby mieszkać „sama" w środku tego okropnego, ale równocześnie pięknego lasu. Przez to, że chłopak na nią napierał cofnęła się lekko wchodząc do kabiny prysznicowej i odkręciła wodę. Poleciał na nich lodowaty deszcz. Keira się zaśmiała.
- Czy to zaproszenie do wspólnego prysznica? - zapytał całując jej szyję.
- Na pewno nie jeśli woda będzie taka zimna - powiedziała i przekręciła kran na ciepłą wodę.
- Kobieto, ty się kąpiesz we wrzątku?! - Will wyskoczył spod prysznica.
- Przepraszam - zmieniła wodę na bardziej letnią, ale Will i tak nieufnie najpierw sprawdził temperaturę ręką.
     Keira wciągnęła go z powrotem pod prysznic. Ściągnęła z niego przed chwilą włożoną koszulkę i cieszyła się, że mogła się pozbyć swojej, bo jej ubrania były umazane jego krwią. Spojrzała na jego nagi tors i przejechała palcami wzdłuż blizn od niedźwiedzich pazurów. Pod wpływem jej dotyku przeszedł go przyjemny dreszcz. Przytulił ją mocno do siebie i pogładził po nagich plecach.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja też cię kocham.
     Oboje byli zdania, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie.

[Nocni łowcy] Prochem i cieniem jesteśmy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz