Rozdział 24

85 7 0
                                    

- Nie wierzę - Clary po usłyszeniu rewelacji musiała usiąść na krześle - ktoś chce wskrzesić mojego ojca.
- Nie chce - poprawiła ją Keira - ale robi to w tej chwili. To nie był proroczy sen, to był sen pokazujący to co dzieje się teraz.
- Muszę jak najszybciej zawiadomić Clave - wstała i wyszła z pomieszczenia, a za nią też Jace.
- Trzeba powiadomić wampiry i wilkołaki - stwierdził Alec.
- Myślisz, że Clave będzie zadowolone? - spytała Izzy.
- Nie obchodzi mnie co Clave o tym pomyśli.
- Zawiadomię znanych nam czarowników - zgłosił się Magnus.
- My możemy pójść do wilkołaków - zaproponował Thomas, łapiąc Lizzy za rękę.
- Można przecież do nich zadzwonić - wtrącił Will.
- Takich wieści lepiej nie przekazywać telefonicznie, tylko bezpośrednio - stwierdził wilkołak.
- Ma rację - zgodził się Alec - Ty i Keira możecie pójść do wampirów.
- Jasne! - potwierdziła Keira zanim Will zdążył zaprotestować.
     Simon i Izzy zostali przydzieleni do Fearie. Wkrótce wszyscy się rozeszli w swoich kierunkach.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - spytał Will.
- Tak.
- Nie boisz się wampirów?
- Nie, przecież wampiry z Nowojorskiego klanu są zupełnie inne.
- Masz rację, ale to wciąż wampiry.
- Wiedzą o plotkach dotyczących krwi Herondale'ów?
- Oczywiście! Kto w podziemnym świecie jeszcze o tym nie wie?
- A jak się do tego odnoszą?
- Wiedzą, że to bzdura.
- Przecież wiedzą jak było z Simonem.
- Tak, ale wiedzą też, że chodzenie po słońcu sprawia wampirom więcej kłopotów niż pożytku.
     W końcu dotarli na miejsce i ich oczom ukazał się budynek zabity deskami. Na szyldzie widniał napis „hotel dumort". Kiedyś był to „hotel dumont" ale litera n została zamieniona na r. Z zewnątrz budynek wyglądał jak opuszczona rudera, do której nikt nie zaglądał od stuleci.
- Urocze miejsce - skomentowała Keira.
- Masz rację.
     Weszli do środka. Od razu zobaczyli przestronny hol, który był wyłożony czerwoną wykładziną. W środku było niezwykle ciemno, więc nocni łowcy wyciągnęli magiczne światło. W końcu po co wampirom lampy, skoro widzą w ciemności?
     Keira nie czuła strachu, chociaż myśl o wampirach napełniają ją niepokojem. Wspomnienia z nimi związane nie były dla niej przyjemne i czuła się nieswojo w tym martwym „domu". No właśnie - domu, w końcu wampiry z nowojorskiego klanu właśnie tutaj mieszkały. Wbrew pozorom dom bywał „martwy" bardzo rzadko, bo wampiry z klanu uwielbiały robić imprezy, ale teraz był ten moment kiedy było całkiem cicho. Zapadł już zmierzch, więc domownicy mogli wreszcie wyjść na miasto, co też pewnie uczynili.
     Nagle znikąd pojawiła się wampirzyca. Była ubrana w różową piżamę z jedwabiu. Keirze niemal serce wyskoczyło z piersi.
- Cześć słodziutki - zwróciła się do Willa, a później spojrzała na Keirę - hej, nie musisz się mnie bać, jestem Lily, chyba się nie znamy?
- Nie, ale dużo o tobie słyszałam, jestem Keira.
- To dlatego tak się mnie boisz? Co ci o mnie powiedzieli? - spojrzała podejrzliwie na Willa.
- Nic złego.
- Całe szczęście, bo muszę dbać o swoją reputację.
- Keira po prostu miała niezbyt przyjemną sytuację związaną z obcymi wampirami - wtrącił Will.
- No tak, faktycznie coś o tym słyszałam - zamyśliła się na chwilę - co was w ogóle sprowadza do hotelu?
- Cóż, mamy bardzo ważną sprawę do obgadania...

•••

     Poszło im całkiem sprawnie. Lily wtrąciła się do opowiadania całej historii tylko kilkadziesiąt razy i przyznała, że faktycznie mają niemały kłopot oraz zapewniła, że wampiry zawsze służą pomocą.
- Lily bywa ekscentryczna, ale nie jest taka zła - powiedział Will, gdy szli parkiem.
- Jest całkiem miła - zgodziła się Keira.
- W dodatku nieźle sobie poradziłaś, myślałem, że stchórzysz i wybiegniesz z hotelu z krzykiem.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Lepiej chodźmy tędy.
- Co ty kombinujesz? - spytał Will, gdy skręcili w alejkę prowadzącą w stronę jeziora.
- Trzeba przełamywać swoje lęki - powiedziała jak już doszli.
     Wyjęła paczkę płatków owsianych i wysypała trochę na brzeg. Kaczki od razu podpłynęły bliżej. Keira usiadła na ziemi i pociągnęła Willa za sobą.
- Ty jesteś mądra?! To krwiożercze bestie!
- Will, to są kaczki.
- Krwiożercze kaczki.
- Patrz - nasyłała sobie na rękę trochę płatków.
     Kilka odważniejszych zwierząt wyszło na brzeg i podeszło do Keiry. Po chwili zaczęły skubać jedzenie. Kiedy już wszystko zjadły wzięła Willa za rękę i nasyłała mu płatków.
- Nie zbliżę się do nich ani o centymetr bardziej.
- To nie będzie konieczne, bo one przyjdą do ciebie.
     Kaczki, które wcześniej jadły Keirze z ręki podreptały do Willa. Nocny łowca skrzywił się i odwróci wzrok od „krwiożerczych kaczek", ale nie zabrał ręki.
- Ej - powiedział po chwili - one faktycznie nie są aż takie krwiożercze.
- No widzisz? - Keira sypneła więcej płatków do wody.
- Ale i tak ich nie polubię, są podstępne.
- Nocny łowca, który boi się kaczek - Keira zaczęła się śmiać.
- A ty czego się boisz mądralo? - zapytał, szczęśliwy, że kaczki już zjadły i może zabrać od nich rękę.
- Hmm - Keira zamyśliła się, wysypując resztki płatków i kierując się w stronę domu - koni.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie boisz wilkołaków, demonów ani nawet wampirów, ale boisz się koni? - Will zachichotał - Dlaczego?
- No bo mają takie długie nosy... i... nie można im ufać.
- Bo mają długie nosy?
- A weź się odczep, na szczęście w mieście mi nie grożą.
- Ależ oczywiście, że nie - powiedział Will z zagadkowym uśmieszkiem.

[Nocni łowcy] Prochem i cieniem jesteśmy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz