Rozdział 16

90 6 0
                                    

     Droga do miasta była w miarę spokojna. Udało im się dojechać do Chinatown i od razu zostali przywitani przez Maię z inną wilkołaczką. Zapadał już zmierzch.
- Witajcie - przywitała się z nimi, tylko Thomas został w samochodzie. Maia na niego wskazała - widzę, że przemycacie wilkołaka.
- To mój przyjaciel i nie ma swojej watahy, a wilki chyba powinny trzymać się razem, prawda?
- Nie wiem czy będę w stanie go przyjąć, bo nie wiem jak zareagują na to inni, a-
- Maia! - na dwór wyszła mała dziewczynka - Obiecałaś opowiedzieć nam bajkę na dobranoc!
- Wiem skarbie - Maia wzięła dziewczynkę na ręce - ale ciocia ma teraz ważne sprawy na głowie.
     Mała wilkołaczka zrobiła smutną minkę, ale nie chciała za nic odpuścić.
- Może ja opowiem im bajkę - zaproponowała Keira - a wy wszystko załatwicie?
- Cóż... - zawahała się Maia - No nie wiem...
- Oh, proszę! Maiu zgódź się! - prosiła dziewczynka.
- No dobrze, zaprowadzisz Keirę do reszty?
- Tak! - Maia postawiła wilkołaczkę na ziemi, a ta wyciągnęła swoją małą rączkę i złapała za dłoń Keiry - Chodź! Pokaże ci gdzie Maia zawsze opowiada nam bajki...
     Gdy sobie poszły Thomas wyszedł z samochodu i powoli podszedł do przywódczyni Nowojorskiej sfory.
- No i co ja mam z tobą zrobić? - spytała.
- Zapewniam, że nie będę sprawiał problemów. Dostosuję się do panującej u was hierarchii i zasad.
- Ile ty masz w ogóle lat?
- Osiemnaście.
- Chyba i tak nie mam wyboru - westchnęła - musisz zostać z nami, w końcu po to jesteśmy. - uśmiechnęła się - Żeby sobie pomagać. Chodźmy, znajdę ci jakieś ciuchy.
     Maia zaprowadziła ich do środka i wyszukała dla Thomasa jakies dżinsy i biały T-shirt. Jeszcze chwile porozmawiali i poszli zobaczyć jak Keira radzi sobie z małymi wilkami.

•••

- Mam nadzieje, że jeszcze nie zjadły jej żywcem - zażartował Will.
- Ja też - odpowiedziała Maia i się zaśmiała.
     Zajrzeli do pomieszczenia i ich oczom ukazała sie grupka kilkunastu dzieci w różnym wieku. Wszystkie miały oczy skierowane na Keirę i uważnie słuchały jej bajki.
- I wtedy wilkołak zmienił się w swoją ludzką postać, mówiąc do ukochanej „Bello, na likantropię nie ma lekarstwa, zostanę taki już na zawsze" - przerwała na chwilę widząc, że ma więcej słuchaczy.
- I co mu odpowiedziała? - dopytywała się zniecierpliwiona mała dziewczynka. Keira uśmiechnęła się do dzieci.
- Powiedziała, powiedziała... - Keira zrobila  dłuższa pauzę. - „Wiem, ale to nic nie zmienia, bo kocham cię takim jaki jesteś."
- I żyli długo i szczęśliwie? - zapytała się dziewczynka siedząca na jej kolanach.
- Tak, żyli szczęśliwie do końca świata.
- To najlepsza bajka ją słyszałam! - powiedziała dziewczynka siedząca na przeciwko Keiry.
- Chyba musimy cię częściej zapraszać, bo nigdy nie widziałam ich takich spokojnych - uśmiechnęła się Maia.
- Z przyjemnością jeszcze was kiedyś odwiedzę.
     Dzieci już zaczęły ziewać, a niektóre z nich nawet zasnęły. Keira wstała i wyszła. Jej wzrok od razu spoczął na Thomasie. Był teraz w ludzkiej formie. Doprowadził się do porządku i dostał ubrania. Keira nie mogła od niego oderwać wzroku. Bała się, że to sen i zaraz się obudzi. Chłonęła ten obraz, starała się zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jego twarzy, jego ciała. Chociaż znała je tak dobrze. Próbowała odszukać jakieś różnice, ale nie była w stanie. Mimo tak długiego czasu rozłąki, to był ten sam Thomas. Jej Thomas, którego tak kochała i za którym tak bardzo tęskniła. Jego brązowe oczy łagodnie się na nią patrzyły i badały jej reakcje. Uśmiechnął się do niej, w ten sam sposób co kiedyś. Kochała ten uśmiech i od razu mimowolnie odpowiedziała mu tym samym. W końcu udało jej się poruszyć i podbiegła do niego. Przytuliła go do siebie i nie zamierzała nigdy się od niego nie odkleić. Thomas odwzajemnił uścisk i też ją przytulił.
- Tak bardzo tęskniłam - wyszeptała.
- Ja też.
     Will poczuł ukłucie w sercu na ten widok. Widać było, że ta dwójka żywi do siebie naprawdę głębokie uczucia, które nie osłabły mimo próby czasu. Co on sobie myślał? Że Keira może go lubić po spędzeniu z nim zaledwie kilku miesięcy? Z tym chłopakiem przeżyła pół życia, nie dziwił im się. Ale widok ten był dla niego trudny do zniesienia, więc wyszedł na dwór. Lizzy wyszła za nim.
- Wszystko dobrze? - spytała swojego parabatai.
- Tak.
- Kłamiesz. Przecież widzę, że cierpisz.
- To nic takiego, przywykłem.
- Chodzi o Keirę?
- Nie - czasami nie nawidził tego, że Lizzy wiedziała o nim wszystko. Tak jakby umiała czytać mu w myślach. Jakby umiała wniknąć w jego duszę.
- Nic jej nie powiem.
- No i dobrze.
- Ale ty powinieneś.
- Ona mnie i tak nienawidzi.
- Żartujesz? Traktuje cię jak przyjaciela, a ty traktujesz ją okropnie. Moim tego i tak stara się być życzliwa. Gdybym cię nie znała to powiedziałbym, że jesteś dupkiem, ale wiem o tobie prawie wszystko i znam powód twoich zachowań. Nie możesz się jednak zamykać na uczucia przez całe życie.
- Ona woli tego psa.
- Williamie! Czy ty jesteś zazdrosny?
- Nie, nie jestem.
- To dobrze, zazdrość jest oznaką tego, że ci na niej zależy. Może powinieneś jednak spróbować. Wiem, że to nie jest łatwe po tym co ci się przytrafiło-
- Ty nic nie wiesz! - podniósł na nią głos.
- Wiem więcej niż myślisz. Nie możesz bać się miłości, bo nie da się przed nią uciec.
- Nie chcę jej.
- Wytłumacz mi chociaż, dlaczego ją krzywdzisz? Dlaczego jesteś dla niej taki okrutny? Czy to, że chcesz ją do siebie zniechęcić to jedyny powód?
- Nie. Robie to dlatego, że tylko raniąc ją jestem w stanie zranić się siebie.
- Powiedz jej prawdę, bo to cię zniszczy.
- Nie, nie chce już więcej przechodzić przez to co kiedyś.
- Wiem, ale na tym polega miłość. Gdybyś tak bardzo nie cierpiał nie wiedziałbyś jak bardzo potrafisz kochać. Cierpienie jest nieodłącznym elementem miłości. Cierpienie z powodu rozstania i cierpienie z powodu straty także.
- Już jestem! - krzyknęła Keira, a dwoje parabatai mierzyło się wzrokiem.
- Wracamy do domu? - spytała. „Dom", zaczęła tak nazywać instytut całkiem niedawno, ale cieszyła się, że jest jej domem.

[Nocni łowcy] Prochem i cieniem jesteśmy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz