Rozdział 10

96 6 0
                                    

Lizzy od razu jak wszyscy się obudzili i poszli na śniadanie zakomenderowała, że trzeba isc na zakupy, bo w końcu Keira nie ma żadnych pożądnych ubrań. Jej rodzice (a szczególnie Izzy) stwierdzili, że to świetny pomysł i przekazali jej kartę kredytową. Will uparł się ze też pójdzie, chociaż jak sam twierdził nie nawidzi zakupów.
Po śniadaniu wszyscy poszli do galerii. Umówili się, że każdy będzie załatwiać swoje sprawy i się rozdzielili. Dziewczyny w ciągu całego dnia obskoczyły chyba wszystkie sklepy, a to co przez ten czas robił Will pozostaje tajemnicą.
Kiedy opuścili już ostatni sklep i wyszli na zewnątrz było już ciemno. Ruch na ulicy znacznie się zmniejszył.
Nagle dostrzegli podejrzaną postać. Był to młody mężczyzna ubrany na czarno, który po chwili zmienił się w kobietę w średnim wieku. Nikt oprócz nich nie mógł tego zauważyć.
- Eidolon - skwitował Will.
- Chodźmy za nim - zaproponowała Lizzy i wszyscy zaczęli śledzić demona.
Szli pomiędzy budynkami i przeciskali się przez najwęższe uliczki.
- Nie idzmy tam - powiedziała Keira ze strachem.
- Bo co, masz pietra? - zakpił Will.
- Nie, ale to właśnie mi sie śniło, byliśmy razem właśnie w tej uliczce, coś złego się dzisiaj wydarzy jeśli tam pójdziemy.
- Nie opowiadaj bajek, tym się zajmujemy, zabijaniem demonów, pamiętasz? Musimy go zabić.
Nagle wyszli na otwartą przestrzeń, przez którą przebiegał wysoki, na oko trzy metrowy płot zwieńczony drutem kolczastym. Jedynym dźwiękiem jaki było słychać było denerwujące bzyczenie. Przez chwile tak stali na środku pustej przestrzeni i się rozglądali, aż zauważyli demona po drugiej stronie płotu.
- Zostańcie, ja się nim zajmę - powiedział Will i już sięgnął ręką do płotu, kiedy Keirze nagle zapaliła się czerwona lampka w głowie.
- Nie dotykaj! - krzyknęła, ale było już za późno.
Lizzy zorientowała sie w tym samym momencie, ale lata ćwiczeń i instynkt nocnej łowczyni pozwolił jej szybciej zareagować. Doskoczyła do parabatai i odepchnęła go od płotu, który był pod napięciem. Niestety sama zacisnęła na nim rękę i poraził ją prąd. Will prawie się przewrócił, ale po chwili się wyprostował i sięgnął do Lizzy.
- Nie! - krzyknęła Keira i złapała go od tyłu, oplatając wokół niego ramiona tak, że nie mógł wyciągnąć przed siebie ręki.
- Co ty robisz?! - krzyknął i się wyrwał. - Trzeba jej pomóc!
- Jak jej dotkniesz to skończysz tak samo!
Keira była wściekła, że nocni łowcy nie znają chociażby podstaw fizyki. Rozejrzała sie dookoła i spostrzegła skrzynkę podłączoną do płotu. Otworzyła ją kopniakiem i odłączyła zasilanie. Bezwładna Lizzy wpadła w objęcia swojego parabatai.
- Nie oddycha - zaczął panikować - nie mamy steli.
- Odejdź. - Keira kazała mu sie odsunąć, ale tylko sie spojrzał. Ach ci nocni łowcy nie potrafią się obyć bez swoich magicznych ołówków - Tracimy cenny czas, musisz mi zaufać.
W końcu niechetnie sie odsunął i uważnie przyglądał co robi dziewczyna. Keira doskonale pamietała zajęcia ze szkoły. Ułożyła Lizzy na plecach i odchylila jej głowę, a następnie przystąpiła do reanimacji. Zaczęła uciskać jej klatkę piersiową. Willowi to wszystko wydało sie bardzo dziwne, jeszcze dziwniejszy wydał mu sie fakt, że po chwili Keira przyłożyła swoje usta do ust Lizzy. I tak w nieskończoność... 30 ucisków, 2 wdechy... nic. No to dalej... 30 ucisków, 2 wdechy... Po jakimś czasie Keira zaczęła opadać z sił, chętnie zamieniła by sie z Willem, ale obawiała sie, że on nie zrobi tego odpowiednio. Kontynuowała wiec... 30 ucisków, 2 wdechy... 15 uścisków... i Lizzy odzyskała przytomność. Zaczerpnęła głośno powietrza i zaczęła kaszleć. Will rzucił sie do niej i ją przytulił. Spojrzał na Keirę i powiedział bezgłośne „dziękuję".
Do domu wracali bardzo wolno. Lizzy nie wyglądała na mocno uszkodzoną, ale i tak po powrocie będzie trzeba jej nałożyć runy , tak na wszelki wypadek.
- Co się działo kiedy byłam nieprzytomna? - spytała.
- Keira cię całowała - odparł Will.
- To tak zwana resuscytacja krążeniowo-oddechowa. Też powinieneś to wiedzieć, bo jak widać nawet świetna znajomość runów nie ratuje życia jak nie masz przy sobie steli.

•••

Z czasem do instytutu zaczęło napływać coraz więcej informacji o tym, że wampiry polują na nocnych łowców. Informacje pochodziły nie tylko z Nowego Jorku, ale też innych części świata. Porwania lub same próby miały miejsce między innymi w Rzymie, Kairze, Kopenhadze, Stambule, Madrycie i Tokio. Zdarzały się też przypadki ataków na nefilim, które kończyły się śmiercią . Dorośli częściej odwiedzali Idris w związku z tą sprawą. Teraz był właśnie taki dzień. Nie było ich w domu. Will i Keira natomiast chodzili patrolować miasto, a Lizzy zajmowała się szukaniem jakichkolwiek przydatnych informacji w instytucie. Twierdziła, że takie włóczenie się po mieście jest bez sensu i wolała szukać informacji w książkach. Keira bardzo lubiła „patrole". Traktowała je jak zwykłe spacery. A Will... Will był po prostu Willem i docinał jej kiedy tylko miał okazje. Głównie jednak narzekał na to, że żadne wampiry się nie pokazują i nie może się z nimi zmierzyć.
- To jest strasznie nudne - zaczął.
- Dla mnie jest fajnie - odpowiedziała mu Keira.
- Jasne, dla ciebie może być fajnie, bo nigdy nie miałaś okazji wziąć udziału w prawdziwej walce.
- Aha? A wtedy w magazynie. Jak uratowałam ci życie?
- Wcale nie uratowałaś mi życia - twierdził tak za każdym razem, gdy pojawiał się ten temat - poradziłbym sobie.
- Masz rację, świetnie byś sobie poradził w byciu zjedzonym przez demona.
- Nawet nic szczególnego nie zrobiłaś. Po prostu krzyknęłaś do niego „hej".
- Odwróciłam od ciebie jego uwagę.
- To brzmiało jak „hej, tu jestem i czekam na to żebyś mnie pożarł".
- Ha ha, bardzo śmieszne.
- W efekcie to ja tak na prawdę musiałem cię ratować.
- No widzisz. W takim razie jesteśmy kwita.
- Na prawdę mam już tego dosyć, na tych patrolach nigdy nic się nie dzieje - nagle zmienił temat.
- To może już wracajmy?
- Dobra, ale najpierw wejdźmy do Magnusa, może jemu udało się czegoś dowiedzieć.

[Nocni łowcy] Prochem i cieniem jesteśmy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz