Rozdział 11

116 6 0
                                    

* koteł na zdjęciu jest mój *
_______________________________

     Jak się okazało w mieszkaniu był jedynie Max. Keira go lubiła, wydawał się bardzo sympatyczny. Niestety Will nie podzielał jej zdania i po jakimś czasie się pokłócili. Keira nawet nie wiedziała o co. Widziała jedynie, że w grę weszły przezwiska i wiedziała też, że ta kłótnia, o cokolwiek się kłócili, jest bez sensu.          
     Will już znacznie podniósł głos:
- Ty niebieski-
- Powiedz to wytatuowany dupku.
- Ty niebieski pół-demonie!
- Will! - Keira na niego krzyknęła - Jak możesz?!
     Po paru innych, dużo gorszych i mniej cenzuralnych wyzwiskach jakie padły oboje stracili cierpliwość i Will wyjął zza pasa sztylet.
- Przestań! - krzyknęła Keira łapiąc za ostrze, które trzymał.
     W tym samym czasie Will nagle zniknął i została z niego tylko kupka ubrań.
- Co ty zrobiłeś?! - teraz krzyknęła na czarownika.
     Kupka ubrań zaczęła się ruszać i po chwili wygramolił się z niej czarny jak smoła kocur.
- Will? To ty? - Keira się zawahała, ale kot złośliwie na nią syknął i wiedziała, że to na pewno jest Will.
- Miałem go dosyć.
- Odmień go!
- Nie mogę.
- Co to znaczy „nie mogę"?!
- To znaczy, że czar jest tymczasowy i po jakimś czasie sam przestanie działać.
- Po jakim czasie?
- Jakieś dwadzieścia cztery godziny.
     Will rzucił się z pazurami na czarownika. Max tylko złapał kota za skórę na karku.
- Keira - powiedział - krwawisz.
     Keira spojrzała na swoją dłoń, w której nadal ściskała sztylet. Zrobiło jej się słabo.
- Cholera - pociemniało jej w oczach i usiadła na podłodze opierając się plecami o kanapę.
- Oddychaj - powtarzała sobie - oddychaj, tylko nie przez nos. Oddychaj przez usta, bo jak poczujesz zapach krwi to zemdlejesz.
     Will podrapał czarownika, a ten zaskoczony wypuścił go. Kot podszedł do kupki ubrań i wygramolił z niej stelę. Wziął ją do pyszczka i podreptał do Keiry, która zrobiła się już blada jak kartka papieru. Dziewczyna siedziała z głową pomiędzy nogami i wyglądała jakby miała zaraz zwymiotować. Will cicho zamiauczał, żeby zwrócić na siebie uwagę. Keira podniosła głowę.
- Oh - zabrała stelę z jego pyszczka - dziękuję.
     Narysowała sobie drżącą ręką koślawe iratze. Podziałało i po chwili rana się zamknęła.
- To my już pójdziemy do domu - powiedziała chwiejnie wstając - muszę wyjść na dwór jak najszybciej.
- Co z ubraniami? - spytał Max, gdy Will był już w drodze do drzwi, ale on w odpowiedzi jedynie prychnął i poszedł dalej.
     Keira wyjęła ze sterty tylko pas z bronią i sobie go przypięła, wkładając do niego też stelę. Zauważyła też pierścień rodowy Heronade'ów, więc go podniosła i włożyła sobie na palec. Spojrzała na Maxa, a on patrzył się na nią.
- Do... do zobaczenia. I przepraszam za bałagan. I za to, że Will Cię zwyzywał... i podrapał - powiedziała i wyszła z mieszkania.

•••

     Jak znaleźli się na zewnątrz, zaczerpnęła świeżego powietrza. Chciała podnieść kota, ale ten na nią syknął.
- Oh, Will! Nie bądź głupi! Nie będziesz przez całą drogę dreptał na tych krótkich łapkach! - odpowiedziało jej tylko prychnięcie - Jak chcesz.
     Zdecydowali, że pojadą metrem, ale w metrze jakaś kobieta się przyczepiła do Keiry.
- Czy to Pani kot?
- Tak, On... jest mój - Willowi bardzo się spodobało to „on jest mój".
- Mogłaby go Pani trzymać w jakiejś klatce, albo chociaż na rękach, zwierzęta nie mogą podróżować komunikacją miejską luzem.
- Jasne, przepraszam - powiedziała jakby to był wielki problem i wzięła Willa na ręce - Na Anioła! Will, jesteś strasznie zimny! I cały się trzęsiesz!
     Noc faktycznie była bardzo chłodna. Keirze nawet w kurtce nie było zbyt ciepło. Rozpięła ją i wsadziła kota do środka, a następnie zapięła.     
     Will był bardzo zadowolony z jej czułego gestu, chociaż nie dał tego po sobie poznać. Tak wiele by dał za możliwość bycia tak blisko dziewczyny w swojej ludzkiej postaci. Chciałby móc ją przytulić, objąć, pocałować. Trzymałbyją w ramionach przez wieczność i składał by miliony pocałunków na jej ustach, na jej szyi, na jej... „Dość!" powiedział sobie „Nie możesz sobie pozwolić na takie marzenia."  Ale ciepło jej ciała było takie przyjemne, a jej zapach, teraz gdy miał lepszy węch był jeszcze cudowniejszy niż zwykle. Will zatracił się w tym doświadczeniu i nawet nie zauważył kiedy zaczął mimowolnie  mruczeć.
     Keira to dostrzegła i uśmiechnęła się sama do siebie, ale nic nie powiedziała. Chciałaby wierzyć w to, że Will czuje się przy niej komfortowo, chociaż ten jeden raz. Ale wiedziała, że gdyby był sobą to z pewnością rzuciłby jakąś złośliwą uwagę, która by ją zraniła. To nie było to samo co prześladowanie w szkole, Will nie krzywdził jej w ten sam sposób jak na przykład Ashley. Ból był spowodowany tym, że ona go lubiła, może nawet kochała, a on nie był nią zainteresowany. I to bolało najbardziej. Nie winiła go jednak za to. Do miłości nie można zmusić nikogo. Lubiła jednak spędzać z nim czas i starała się sprawić by postrzegał ją chociaż jako przyjaciółkę.
     Gdy wyszła z metra zawiał silny wiatr i okazało się, że zaczęło padać. Keira zarzuciła na głowę kaptur i przytuliła kota mocniej do siebie. Czuła ciepło jego małego ciałka. Wchodząc do instytutu była już cała mokra. Rozpięła kurtkę i Will od razu z niej wyskoczył, i na nią fuknął.
- Nie ma za co - odpowiedziała.
     Keira od razu poszła do swojego pokoju wziąć ciepły prysznic. Była strasznie zmęczona po całej nieprzespanej nocy spędzonej na patrolu. Po wyjściu z łazienki powlekła się do łóżka i wczołgała się pod kołdrę. Nagle usłyszała drapanie do drzwi.
- Serio? - westchnęła i wstała żeby je otworzyć - Czego chcesz, Will?
     Odpowiedziało jej głośne miauczenie.
- Jestem absolutnie pewna, że to była jakaś złośliwa uwaga skierowana w moją stronę, ale niestety nie gadam po kociemu.
     Zwierzak tylko się na nią spojrzał, Keira miała wrażenie, że z wyrzutem.
- Czy reszta już wróciła?
     Kot pokręcił głową.
- Przyszedłeś się mnie spytać o to samo, prawda?
     Tym razem odpowiedź była twierdząca.
- Chciałbyś wiedzieć coś jeszcze? Może chcesz wiedzieć jaki mam kolor bielizny. - Zażartowała, ale Will faktycznie chciałby to wiedzieć. - Jestem zmęczona i chce się położyć.
     Kot wszedł do pokoju, więc Keira przymknęła drzwi, pozostawiając je jednak uchylone, aby mógł wyjść jakby tylko chciał. Później poszła do łóżka i się położyła, zasnęła prawie od razu. Will stwierdził, że tym razem może sobie pozwolić na odstępstwo od postanowień i odczekawszy chwilę, aż Keira zaśnie, wskoczył na łóżko i położył się blisko niej.

•••

     Keira biegła w kierunku domu położonego w środku lasu. Była ciemna noc. Niebo było pokryte chmurami, a dookoła nie było żadnych sztucznych świateł. Wyjęła zza paska stele i weszła do domu. Pokierowała się później do piwnicy, którą również otworzyła za pomocą runów. Zeszła po schodach i zamarła.
     Na ziemi leżało bezwładne ciało. Keira go rozpoznała. Był całkowicie pozbawiony krwi i miał mnóstwo ugryzień. Wiedziała, że były to rany zadane przez wampiry. Szczególną jej uwagę przykuł  pierścień, który miał na palcu. Był na nim symbol czapli. Nagle się obudziła.

     Zobaczyła Willa obok siebie. Spał spokojnie, więc zapewne tym razem nie krzyczała przez sen. Spojrzała na jego pierścień na jej palcu. Wyglądał tak samo jak ten we śnie. Wiedziała, że jej uwaga została do niego przeciągnięta nie bez powodu. Wiedziała też, dlaczego tak się stało.

     Cokolwiek ma się wydarzyć, Will nie może odzyskać pierścienia.

•••

     Szły właśnie razem jakąś ciemną alejką Central Parku. Na niebie nie było nawet księżyca, który oświetlałby im drogę. Keira rozmawiała z Elizabeth. Były tam same, myślały, że tak jest, ale były w błędzie. Zza drzew wyskoczyło kilkanaście wampirów. Zostały przez nich otoczone.
- Patrzcie, jakie mamy szczęście. - powiedział jeden z nich - Nocne łowczynie.
     Wampiry zaatakowały i po krótkiej walce obezwładniły obie dziewczyny.
- Czujecie tą anielską krew? - spytał inny zaciągając się zapachem świeżej krwi.
     Zegar wybił północ.
- Ona nam zapewni możliwość chodzenia po słońcu! - wykrzyknął kolejny.
     Kilkoro z nich już obnażyło kły.
- Czekajcie - odezwał się prawdopodobnie dowódca tego „oddziału" - mamy polecenie schwytać Herondale'a żywcem. Ta dziewczyna ma pierścień z czaplą - wskazał na Keirę - nie róbcie jej krzywdy.
- A co z drugą? - zapytał wampir trzymający Lizzy.
- Zróbcie z nią co chcecie, ona nie jest nam potrzebna.
     Następnie Keira widziała jak wszystkie wampiry na raz rzucają się na jej przyjaciółkę. Ukazało jej się kilkoro par połyskujących kłów, ostrych jak igły. Zatopiły się w ciele dziewczyny jak w maśle, trysnęła krew. Lizzy upadła martwa na ziemię. W tym momencie Keira została ogłuszona.

     Obudziła się.

     Will nadal spał u jej boku, więc ten sen też był w miarę spokojny. Żałowała jednak, że wampiry ze snu nie postanowiły ogłuszyć jej wcześniej. Wyjrzała przez okno, był nów. Wiedziała, że tej nocy będą w parku. Wiedziała też, że musi tam przyjść sama, bo każda osoba która nie będzie miała przy sobie pierścienia zginie. Mogłaby o tym opowiedzieć dorosłym, ale gdy wstała i rozejrzała się po instytucie okazało się, że jeszcze nie wrócili. Tylko Lizzy spała już w swoim pokoju. Spojrzała na zegar wiszący w korytarzu. Niewiele czasu zostało już do północy, trzeba się było zbierać.

[Nocni łowcy] Prochem i cieniem jesteśmy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz