There's lukewarm herbal mango sweet hibiscus tea
❁❁❁
Mały kalendarz wiszący na ścianie wskazywał czternasty kwietnia, a Nowy Orlean był skąpany w urokliwym zachodzie słońca, barwiący niebo na fiolet poprzeplatany z pomarańczowym odcieniem. Był lekki wietrzyk ruszający koronami drzew, ale na razie i tak było w miarę ciepło.
-Ognisko, zróbmy ognisko -powiedział nagle Alex, kiedy Clay wypakowywał Fante na półki sklepowe. Blondyn obrócił się w jego stronę z charakterystycznymi iskierkami w oczach, a jedna butelka z pomarańczowym napojem postawiona na krawędzi kratki niebezpiecznie się zachwiała.
Karl chcąc być przydatny układał smakowe piwa w lodówkach, Wilbur siedział na brudnej podłodze i stroił gitarę, Luke z jakiego powodu nucił pod nosem "W Dzień Gorącego Lata", a Nick bawił się kasą, zamykając i otwierając ją. Mówiąc krótko, był poniedziałkowy wieczór po szkole, a oni nie mając co robić ze swoimi nastoletnimi życiami starali się czymś zapełnić głupie głowy.
-Mam lepszy pomysł, lećmy do Barcelony -powiedział Clay, opierając się na stercie puszek na których siedział przysypiający Alex.
-Z twoją wypłatą to nawet na to ognisko będzie ciężko się złożyć -powiedział George, wynoszący Patches z zaplecza. Kotka wskoczył na ladę, rozejrzała się po wszystkich, po czym automatycznie podeszła do Karl'a, dalej siedzącego nosem w lodówce. Szatyn widząc kotkę, niemal automatycznie się uśmiechnął, głaszcząc ją po głowie, na co ona ochoczo wtulała się w jego rękę głośno mrucząc.
Nicholas mimowolnie się uśmiechnął gdy to spostrzegł, opierając swój policzek o dłoń. Jego wzrok zrobił się mętny, a twarz stała się mniej spięta. Wpatrywał się w kucającego chłopaka, który zapominając o całym świcie zajął się głaskaniem i uśmiechaniem do kotki, jakby miał przed sobą najpiękniejszy obrazek na świecie. Jasne światło lodówki oświetlało skórę Karl'a, podkreślając drobinki brokatu, które wcześniej opadły na jego twarz i ramiona z brokatowego, sklepowego notatnika, służącego do zapisywania na przykład dat dostaw. Armstrong aż cicho westchnął, kiedy spostrzegł jak brzoskwiniowe policzki Karl'a błyszczą się od kolorowego pyłku.
Punz siedzący na ladzie, który do tej pory nucił pod nosem piosenki przestał, spoglądając w skupieniu na mężczyznę z zarostem. Zaraz potem posłał mu głupi, wymowny uśmiech i parsknięcie, a zaraz potem Clay wisiał już na ramieniu Nicholas'a, naśladując mimikę twarzy Luke'a.
-Szybko poszło-mruknął cicho Clayton, by tylko oni mogli usłyszeć, chociaż i tak powiedział to trochę za głośno, gdyż większość pomieszczenia odwróciło spojrzenia w ich stronę. Każdy miał trochę inną reakcję na te słowa, niektórzy się uśmiechali, niektórzy rzucali zmarnowane spojrzenia, a jeszcze inni już na wstępie mieli wszystkiego dosyć, podejrzewając jak to się skończy.
Każdy wiedział o co chodzi, każdy znał to spojrzenie jakie Nick właśnie podarował Karl'owi. Nie był pierwszym, który patrzył na niego w ten sposób, i nie był też pierwszym do którego Karl posyłał złudne, śliczne uśmiechy. Will siedzący na podłodze jedynie cicho się zaśmiał, dotykając opuszkami palców naciągniętych strun. Przeanalizował sylwetkę Nick'a od góry do dołu, choć nie powiedział ani słowa.
Nicholas również na niego spojrzał, czując specyficzny wzrok na swoim ciele. Zdecydowanie wiedząc, że Will był byłym Karl'a trochę dziwnie przebywało mu się w jego towarzystwie, ale wyszedł z założenia, że przeszłość to przeszłość, a Jacobs kiedy o nim mówił, wcale nie wydawał się być dalej zakochany, choć być może trzymał w sobie jakieś resztki sentymentu.
-Szybko się skończy -odszepnął uszczypliwie Alex, który mimochodem jednak nie mógł się powstrzymać, by nie wytężyć swojego słuchu na tyle, by nie podsłuchiwać nietaktownych szeptów.
-Optymistycznie -odparł sarkastycznie Punz, spoglądając na Jacobs'a, który zajęty wyciąganiem Patches z lodówki niezbyt zwracał na nich uwagę. Wpuszczał wszystko jednym uchem i drugim wypuszczał, nie bardzo rozumiejąc o czym reszta tak właściwie mówi.
-Prawdziwie -odparł brunet, poprawiając czapkę na swojej głowie. Alex był zmęczony tym wiecznym chaosem, który zaczynał się gdy ktoś zaczynał patrzeć na Karl'a trochę inaczej niż zwyczajnie. Zawsze zaczynały się nowe problemy i pogłębiały się te stare, a Nicholas'a widział może kilka razy w życiu więc nie ufał mu wcale, zresztą Karl'owi też nie, jeśli chodziło o jego głupie zauroczenia. Zakochiwał się szybko i szybko zaczynał cierpieć, a ten scenariusz znali już chyba wszyscy którzy przebywali w jego otoczeniu.
-O czym wy mówcie? -spytał w końcu Nick, który zatrzymał się swoim pojmowaniem rzeczywistości gdzieś między spojrzeniem na Jacobs'a, a szepcie Clay'a przy swoim uchu.
-O miłości? -odparł Clay, kiedy zmieszany Armstrong zapodział swoje spojrzenie gdzieś w odmętach rażących, żółtawych neonów na ścianie -Chyba.
-Bawicie się w stowarzyszenie umarłych poetów? -wtrącił George, drapiąc się po czole. Zmarszczył delikatnie ciemne brwi, ale mimo stosunkowo niezainteresowania tematem, spojrzał na Nick'a, a potem na Karl'a, cicho wzdychając -Głowa już mnie od was boli.
Karl wstał, zamykając cicho lodówkę i obrócił się w stronę przyjaciół, którzy automatycznie zamilkli, wlepiając w niego uważne, choć odrobinę zamglone spojrzenia. Nawet Patches na niego spojrzała, nie wydając z siebie żadnego pojedynczego pomruku. Karl czuł na sobie mnóstwo spojrzeń o różnym przekroju, ale żadne nie wzbudziło w nim jakiegoś specjalnego uczucia. Nawet nie spojrzał nikomu w oczy, jedynie wlepiając wzrok w butelkę po żurawinowym piwie leżącą obok popielniczki na ladzie, lekko przekrzywił głowę.
-Co? -spytał cicho Jacobs, kiedy cisza wcale się nie kończyła, a dyskomfort zaczęło mu sprawiać nawet przełknięcie śliny w gardle. Sam już nie wiedział, dlaczego nagle stał się główną atrakcją, i czemu to właśnie Nicholas był jedyną osobą, którą szybko przestała patrzeć w jego stronę, a zamiast tego czytał etykiety opakowań herbat leżących w małym kartonie.
-Pstro -oznajmił Clay, przewracając oczami, a zaraz potem zepchał Punz'a z lady, wyganiając go w stronę wyjścia -Spadać stąd do domów po potrzebne rzeczy. Zmykam i idziemy robić to ognisko.
Po chwili wszyscy oprócz Clay'a stali przed sklepem, dogadując się, kto co powinien wziąć i o której się spotykają. Plan był w miarę prosty, dwie lub trzy skrzynki smakowego piwa kupionego na rabat pracowniczy przez blondyna, wiosenny wieczór, zamówione jedzenie, komary, kolorowe koce, bliscy znajomi i ognisko. Chyba jedynym, co teoretycznie mogło zrujnować ich wieczór był deszcz, na który na chwilę obecną i tak się nie zapowiadało.
Nicholas nie miał do wzięcia nic szczególnego, jedynie cieplejszą bluzę, koc i nową paczkę papierosów. Od rana bolało go gardło więc nie bardzo wiedział, czy powinien się narażać na zimniejszą pogodę, ale finalnie nie mógł sobie odpuścić spędzenia większej ilości czasu z Jacobs'em, zwłaszcza teraz, kiedy myślał o nim praktycznie całe dnie i noce, zatruwając sobie nim organizm.
❁❁❁
To have no yesterday, and no tomorrow. To forget time, to forget life, to be at peace.
CZYTASZ
sweet hibiscus tea | Karlnap
RandomKarl miał ładne usta, wiecznie zaczerwienione kolana, kwiatki wplątane w brązowe kosmyki, łamliwe kości którymi trzymał kilogramy żalu i smętne, zamglone oczy, którymi patrzył na małą żabę, siedzącą bez ruchu na środku chodnika. Nicholas Armstrong...