And God it's never been so cold
❁❁❁
Szpitalne poczekalnie, nietrafione diagnozy, skrzypiące szpitale łóżka, płaczący ludzie, odgłosy przyjeżdżających karetek, miliardy historii za twarzami mijanych ludzi i strach były tylko kolejnymi rzeczami, które zatruwały Nicholas'owi Armstrong'owi życie.
Gorzkie rozmowy, próby walki z nałogami, słodsze pocałunki i pouczające spojrzenia też stawały się coraz częstsze, tak samo jak łzy samowolnie spływające mu po policzku, chwile załamania, wymioty, żal, ból i słowa, które ciężko było mu pojąć. Chemioterapie, operacje, nowe powikłania, możliwości przerzutów, nazwy nowotworów, wyniki badań, jakiś wykresy i szepty pielęgniarek w medycznym języku doprowadzały go do białej gorączki, ale w tym wszystkim był jeszcze Karl Jacobs.
Ze swoimi kwiatkami i suszonymi owocami, ze smakiem herbaty na ustach, białymi, za dużymi koszulami, pierścionkami i złotymi wisiorkami. Zdecydowanie życie Nick'a, odkąd poznał Jacobs'a zmieniło się nie do poznania, a przy tym nauczył się czuć i oddychać tak jak wcześniej za cholerę nie potrafił, mimo nowotworu blokującego jego drogi oddechowe.
Był też Clay i jego głupi sklep, który realnie stał się dla niego jak drugi dom z kotem w pakiecie. Był nawet George, który zawsze wybierał mu najładniejsze kwiatki i cierpliwie tłumaczył ich nazwy, by potem mógł dać je Jacobs'owi. Punz i Alex skutecznie mieli w dupie cały świat, przez co swoim zachowaniem często poprawiali mu humor, a Will zdawał się jedynie z sentymentem spoglądać w stronę Karl'a, kiedy nikt nie patrzył. Mówiąc krótko, relacje dalej były takie jak wcześniej, a wieść o nowotworze spotkała się jedynie ze nienarzucającym się wsparciem.
Dwudziesty maja był tylko kolejnym dniem, gdzie Nicholas obudził się przez Imbir'a, wskakującego na łóżko. Był w domu Karl'a, a matka chłopaka jak zwykle zdawała się mieszkać w zupełnie innym miejscu, bo Nick nie widział jej ani razu na żywo. Powitał go słodki zapach mieszaniny suszonych cytrusów, zasadzonych wszędzie kwiatków, lawendy, energetyka leżącego na biurku i kawy, którą Karl musiał pić od razu jak się przebudził.
Imbir okazał się wybaczyć Nicholasowi szybciej, niż on sam wybaczył sobie, bo do tego dalej nie doszło. Miał ochotę strzelić sobie w głowę za każdym razem, jak patrzył mu w psie, czarne oczy, a poczucie winy wypalało mu organy. Za każdym razem gdy widział Karl'a, z delikatnością obmywającego rany psa, miał ochotę zrobić sobie to samo co zrobił mu, a Karl za każdym razem go powstrzymywał, rzucając mu paraliżujące spojrzenia.
-Musisz przestać, bo jak jakimś cudem ja przeżyję, to tobie stanie serce -jękną Nicholas, kiedy Karl wszedł do pokoju z talerzem ze śniadaniem, który za sekundę wylądował w dłoniach starszego razem ze złotym widelczykiem.
Właściciel szarawych tęczówek automatycznie spojrzał na kubek po kawie na stoliczku, a potem znowu na Nick'a leżącego na jego zielonej, ukochanej kanapie robiącej za łóżko. Żółty koc w który zaplątał się Imbir powoli zsuwał się z łóżka, ciągnąc za sobą biszkoptowego psa.
Oczywiście to dalej było błędne kółko, bo Karl pił kawę i energetyki ze względu na to, że dalej jadł mało i nie miał na nic energii. Na Nick'a nigdy nie działało żadne z jego kłamstw, więc gdy Nicholas przybliżył do ust szczupłego szatyna widelec z jedzeniem, ten jedynie ciepiąco westchnął i zjadł to co musiał. Kiedy ktoś go pilnował i nie miał jak się obżerać, był całkiem skłonny do tej formy spożywania posiłków, mimo że taśma dalej zaklejała jego lustro.
Porcelanowy talerzyk wylądował na stoliku, a Karl kolejny raz tego ranka znów położył się do łóżka, wtulając się w Nick'a. Imbir wpakował się tyłkiem na brzuch niższego, na co ten tylko cierpiąco westchnął, starając się skupić na bawieniu się palcami Karl'a. ściągał i z powrotem zakładał mu pierścionki, przekręcał wstążeczki zawiązane wokół nich i delikatnie je zginał, gładząc je kciukiem.
-Jak się czujesz? -spytał Karl, obracając głowę tak by bez problemu mógł przejrzeć się w ciemnych tęczówkach Armstrong'a. Promienie słonecznie ładnie okalały ich skóry, nadając im brzoskwiniowych tonów. Niższy zabawnie przymrużał oczy, bo piękne ale zdradliwe promienie raziły go w oczy, sprawiając że długie i ciemne rzęsty urokliwie wybijały się na pierwszy plan.
-Zapaliłbym -powiedział cicho Nick, doskonale wiedząc, że spotka się z protestem i odmową. Jakie było jego zdziwienie, że zamiast słów, Karl jedynie podniósł się na łokciach i z szafeczki nocnej wyciągnął paczkę fajek z neonową, żółtą zapalniczką, dokładnie tą samą którą trzymał w ręce kiedy Nick widział go pierwszy raz z okna swojego mieszkania. Kochał fakt, że pamiętał każdy najmniejszy detal tamtego dnia i rozpoznawał takie małe szczegóły.
Karl wyjął jeden papieros powolnymi ruchami, ale zamiast podać go Nicholas'owi, włożył go sobie między wargi, obserwując skonfundowaną minę drugiego. Cicho się zaśmiał, kiedy Nick obrócił głowę w bok i delikatnie rozchylił wargi, jakby oczekiwał, że młodszy zaraz podzieli się z nim używką. Jacobs za to tylko z głupim uśmiechem na ustach odsuwał się w tył, wydmuchując szkodliwy ale przyjemnie otępiający dym w bok.
Nicholas nie wiedział na czym miała polegać ta tortura, ale Karl zdawał się świetnie bawić, bo kiedy wypalił już całego papierosa, odrzucił paczkę na bok, lekko się uśmiechając. Armstrong po raz kolejny wywrócił oczami, a zaraz potem odrobinę znieruchomiał, kiedy chłopak na nowo się nad nim pochylił, praktycznie siadając na nim okrakiem, przy okazji zrzucając z chłopaka Imbir'a. Pies jedynie popatrzył z wyrzutem w kwiatka na szafie, jakby to była jego wina, po czym całkowicie zeskoczył z łóżka.
-Pocałuj mnie, zamiast palić -powiedział Karl, nachylając się jeszcze bardziej, ale z delikatnością i spokojem nad starszym. Jego skóra już dawno była ozdobiona delikatną gęsią skórką, a czubki palców i uszu były zarumienione na wiśniowo -Teraz smakuję nikotyną.
I to był właśnie moment w którym Nick znowu sobie uświadomił, że Karl naprawdę był wszystkim, czego w gruncie rzeczy potrzebował, a jego wyniszczony organizm chyba od początku spodziewał się, że to w nim znajdzie lek, bo ciągnęło go do niego przecież od samego początku.
❁❁❁
CZYTASZ
sweet hibiscus tea | Karlnap
RandomKarl miał ładne usta, wiecznie zaczerwienione kolana, kwiatki wplątane w brązowe kosmyki, łamliwe kości którymi trzymał kilogramy żalu i smętne, zamglone oczy, którymi patrzył na małą żabę, siedzącą bez ruchu na środku chodnika. Nicholas Armstrong...