My wet heart catches on every thorn
❁❁❁
Dźwięk jakiegoś przedmiotu uderzającego o płytki skutecznie wybudził Karl'a ze snu. Niemrawo przekręcił się na drugi bok, przytulając się do białej pościeli intensywnie pachnącej starszym. W końcu jakby nie patrzeć, spał w jego mieszkaniu, w jego pokoju, w jego łóżku i jeszcze do niedawna miał jego samego, przyklejonego do swoich pleców. Słysząc kolejny niepokojący dźwięk szatyn cierpiąco westchnął i podniósł się do siadu.
Był cholernie zaspany, ledwo wyostrzył wzrok na tyle żeby spostrzec, że zegar stojący na szafce nocnej pokazuje trochę po trzeciej w nocy. Jacobs ziewnął, zasłaniając sobie usta dłonią zwiniętą w piąstkę, którą zaraz potem przetarł też swoje klejące się oczy. Było mu gorąco, czuł się jakby właśnie obudził się z jakiejś dwudziestoczterogodzinnej drzemki, albo wręcz przeciwnie, przespał tylko kilka minut po czym gwałtownie się obudził. Oczy go piekły, a zapach w mieszkaniu wcale mu nie pomagał.
Jego brązowe włosy był rozkopane i odstawały chyba we wszystkie możliwe strony świata, ale jedynie poprawił kołnierzyk za dużej, białej koszuli rozpiętej od góry, która wcześniej opadała głównie na jego ramię. Uchylił okno, a świeże powietrze wcale nie poprawiło jego nastroju. Na razie jeszcze nie myślał o tym wszystkim, po prostu pomaszerował chwiejnym krokiem w stronę kuchni, z której dochodziły niepokojące dźwięki.
Zastał Nicholas'a siedzącego przy otwartym na oścież oknie palącego fajki, zero przedmiotów roztrzaskanych na ziemi, które teoretycznie mogły spowodować wcześniejsze huki. Wcześniejszych rozbitych wszędzie butelek po alkoholu również nigdzie nie było. Został tylko duży worek na śmieci w rogu salonu, tylko Nick, jego głupie szlugi i mała lampka w rogu pomieszczenia będąca jednym źródłem światła zaraz po jasnych neonach czy lampach ulicznych, których blask bił przez okna.
Armstrong dopiero gdy wypalił do końca używkę, odważył się spojrzeć na drugiego. Karl stał na środku pomieszczenia, a powiew wiatru wpadający z dworu sprawił, że na jego rękach i udach pojawiła się gęsia skórka. Nick długo się nie odzywał, mimo że wiedział, że Karl oczekuje od niego jakiegoś wytłumaczenia. Zamiast tego zwyczajnie się na niego gapił, mierząc go spojrzeniem swoich ciemnych oczu od góry do dołu. Zatrzymał się dłużej na udach skrzętnie zakrytych materiałem koszuli, na pieprzykach rozsianych na szyi wyższego, na jego błyszczących oczach skrytych w cieniu i wreszcie skończył na roztrzepanych włosach, których w tym momencie cholernie chciał dotknąć.
-Ślicznie wyglądasz- jedynie wypalił tymi słowami, po czym posłał Karl'owi głupi, nieco smutny uśmiech, wyciągając z paczki kolejnego papierosa.
-Nick -powiedział cicho Karl, przecierając twarz dłońmi. Mimowolnie poczuł pieczenie na czubkach swoich uszu i rozgrzanych już wcześniej policzkach. Spojrzał krzywo na papierosa w rękach starszego, wzdychając -Nie wolno ci.
-Obraziłbyś się, gdybym teraz się zabił?-wypalił Armstrong, zupełnie ignorując wcześniejsze słowa młodszego. Utkwił spojrzenie w oczach Karl'a, jakby próbując wyczytać z nich odpowiedź. Jednak miał utrudnione zadnie ze względu na cholernie słabe oświetlenie i na mętlik w nich panujący, odganiający zmęczenie natarczywymi myślami i szokiem.
Powieki Karl'a rozszerzyły się w akcie zdziwienia, a jego usta lekko się rozchyliły. Wpatrywał się w niższego jakby usłyszał najbardziej absurdalną rzecz na świecie, a przecież wizja śmierci zawsze trzymała się ich cholernie blisko. Podszedł bliżej parapetu, chcą chwycić starszego za dłoń, za włosy, za cokolwiek byleby mieć pewność, że ten nie wypadnie za ramę okna.
-Poszedłbym spać -ledwo wydusił z siebie Karl, kiedy już bawił się palcami szorstkiej dłoni Armstrong'a. Młodszy przekrzywił głowę lekko w bok i zatrzymał swój wzrok na jakimś pojedynczym magnesie na dalej uchylonej lodówce. Poczuł tylko, jak Nick delikatnie go do siebie przyciąga, opierając czoło o jego brzuch. Uważał tylko, by papieros nie zażarzył białego materiału. Oczywiście oboje wiedzieli, że spanie było tylko ładną przenośnią, a samo słowo "samobójstwo" wypowiedziane z ust Karl'a brzmiałoby prawie jak ciężki grzech.
CZYTASZ
sweet hibiscus tea | Karlnap
De TodoKarl miał ładne usta, wiecznie zaczerwienione kolana, kwiatki wplątane w brązowe kosmyki, łamliwe kości którymi trzymał kilogramy żalu i smętne, zamglone oczy, którymi patrzył na małą żabę, siedzącą bez ruchu na środku chodnika. Nicholas Armstrong...