I'm not even my own
❁❁❁
Kiedy Karl i Nick tracili oddech w prostych dotykach, Imbir zrezygnowany wstał, sam nie wiedząc czy to co się dzieje było dobre, czy złe. Był tylko psem. Kiedy w końcu nastolatkowie odsunęli się od siebie na trochę dłużej, stykając się rozgrzanymi czołami, Imbir zaszczekał, chociaż wiedział, że i tak nikt nie zwróci na niego uwagi.
-Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy -zaczął Nicholas rozchwianym głosem, któremu towarzyszyła lekka chrypa, jakby dopiero co wstał z łóżka -Chyba już wtedy się w tobie zakochałem.
Karl spojrzał na niego zamglonym spojrzeniem, przekrzywiając lekko głowę w bok, ale tym razem nie miał zamiaru znowu pocałować mężczyzny, chociaż może tak to wyglądało. Teraz praktycznie siedział mu na kolanach, zostawiając siniaki na jego udach. Mimo wiosennego powietrza i tak oddychało mu się jakoś ciężej, a gdyby gdzieś w pobliżu były szyby, Jacobs był pewny, że te by zaparowały. Wyznanie Nick'a cicho wkradało się w jego podświadomość, jakby jego organizm chciał mieć pewność, że na pewno je zapamięta, a wypity alkohol pozostanie tylko zastrzykiem odwagi, a nie przekleństwem następnego dnia.
-Jesteś pijany -zaśmiał się Karl cicho, wieszając swoje dłonie na karku starszego. Lubił te wszystkie pijackie wyznania i szczeniackie poddawanie się chwili, lubił dotyk szorstkich dłoni starszego i ciepło jakie od niego biło. Lubił nawet zapach papierosów, niechlujne ciuchy, ten dziwny pociąg do czapek z daszkiem. Polubił delikatny zarost, nierównomierny oddech, chrypkę w jego ładnym głosie, zdążył polubić nawet smak jego ust, a przecież spróbował ich dopiero przed chwilą. Lubił żyć swoim gówniarskim życiem i wpakowywać się do rwących, niebezpiecznych rzek bez cienia głębszego zastanowienia.
-A ty nie? -jęknął Armstrong w odpowiedzi. Młodszy zachowywał się, jakby w jego rękach wcale kilkanaście minut temu nie znajdowała się opróżniona teraz setka, a jego usta nie miały na sobie delikatnego posmaku słodkiego alkoholu -Ja nie żartuję. Wyglądałeś w taki sposób, że kiedy obróciłeś się w moją stronę zjebałem się z parapetu i przypaliłem sobie skórę szlugiem. Dalej mam bliznę.
Chłopak zaśmiał się w jego usta, delikatnie się odsuwając, by przypadkowo nie zderzyć się mocniej czołami. Czuł jak alkohol dalej miło szumiał w jego głowie, ale teraz jednocześnie był całkiem świadomy co się wokół niego dzieje, a w końcu jedynym co go w tym momencie otaczało były ramiona Nicholas'a i on sam, łaskotający jego policzki swoim dalej nieco rozchwianym, choć już bardziej stabilnym oddechem. Słodki zapach alkoholu i nikotyny unosił się między nimi, a gdzieś między tym związkiem przeplatała się też woń palonego drewna i wiosennego powietrza.
-Pokaż -powiedział cichym głosem Jacobs, zaczynając delikatnymi ruchami palców przesuwać po rozgrzanej na karku skórze starszego, który na ten gest jedynie przełknął ślinę, starając się powstrzymać przed przymknięciem oczu. Wystawił swoją dłoń przed siebie, czując jak Karl machinalnie kładzie na niej swoją, delikatnie zaplatając ich palce. Armstrong obrócił ich dłonie, by pokazać młodszemu mały, okrągły ślad pozostawiony po rozżarzonym papierosie w okolicy zewnętrznej strony nadgarstka.
Karl dłuższą chwilę wpatrywał się w bliznę, ale Nicholas za cholerę nie wiedział, jak powinien odczytywać emocje widoczne w jego oczach. Były piękne i zamglone, ale jednocześnie nieczytelne i chaotyczne, więc Nick pozwolił sobie jedynie na wpatrywanie się w ich kolor. Niebieskoszary odcień momentami wpadający w jasny zieleń, zmieniały się chyba w zależności od oświetlenia akurat padającego na twarz szczupłego chłopaka.
Zapadła dłuższa chwila ciszy, ozdobionej jedynie ich oddechami, jednak żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Wystarczyło ciepło jakie sobie nawzajem dawali i poczucie bliskości, a oboje uważali, że moment w którym jesteś z osobą z którą masz o czym milczeć zdecydowanie był jednym z przyjemniejszych. Próbowali ułożyć sobie w głowie jakieś sensowne zdania z plątaniny miliardów słów, ale żaden z nich tak na dłuższą metę nigdy nie wczytywał się w poezję, więc zostało im kilka oczywistych, ale dobitnych sformułowań.
-Jestem alkoholikiem i zdechnę na raka płuc, wiesz? -powiedział Nicholas, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i chociaż smutna, to i tak miał na twarzy delikatny uśmiech. Lubił żartować ze swoich problemów i uzależnień, jakby opowiadał o najzabawniejszych elementach swojego życia, a nie tych, które powoli go zabijają -Nienawidzę siebie.
-Też siebie nienawidzę -stwierdził Karl, nawet nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Był w takim stanie, że byłby zdolny przyznać się do dosłownie wszystkiego co zdążył zrobić w swoim krótkim, specyficznym, chociaż często urokliwym życiu. Byłby w stanie powiedzieć Nick'owi dosłownie wszystko co chciałby teraz wiedzieć, opowiedzieć najmniejszą pierdołę i wskazać mu, gdzie znajdują się wszystkie rany na jego ciele, najmniejsze zadrapania, siniaki czy przebarwienia -Nie umiem nawet normalnie jeść i tak naprawdę to wcale nie lubię kawy, piję ją żeby jakoś funkcjonować.
Oboje się uśmiechnęli, a z palca Karl'a w międzyczasie zsunęła się lawendowa wstążka. Imbir już dawno się od nich oddalił, robiąc hałas gdzieś z pobliskich, ozdobnych, choć zarośniętych już krzewów. Wianek z mleczy na głowie Jacobs'a delikatnie zsunął się na bok, a jego włosy poplątały się w zielone łodygi. Świerszcze gdzieś w tle beztrosko przeskakiwały z kwiatka na kwiatek, a zacięte radio na nowo zaczęło cicho grać, ale żaden z nich nie rozumiał już żadnego słowa poza tymi, które padały z ust drugiego.
-To dziwne -zaczął Armstrong, wtulając swoją głowę w szyję młodszego, który w odpowiedzi zaczął bawić się brązowymi kosmykami, starając się z dłuższych pasem zrobić naprawdę krótkie warkoczyki, które zaraz się rozpadały -Wiesz, wypowiedzieć to wreszcie na głos.
-Mimo wszystko nie myślałem, że przyznanie się do tego może być takie przyjemne -powiedział Karl, wtulając policzek w miękkie włosy Nicholas'a, sam już nie wiedział czy pachniały czekoladą, czy właśnie to sobie wmówił.
-Clay mi kiedyś wspominał, że łatwo się zakochujesz -wymamrotał Armstrong, a jego głos był lekko zniekształcony, gdyż jego usta praktycznie stykały się z szyją wyższego blokując im swobodę ruchu -Ja chyba też mam ten problem.
-Prawdopodobnie, ale to dobrze -odpowiedział Karl w momencie, kiedy dłonie starszego wkradły się za materiał jego swetra, a po jego ciele znowu przeszły ciarki. Karl dalej delikatnie się uśmiechał, i mimo że jego kończyny zaczęły nieco drętwieć, nie miał zamiaru zmieniać pozycji -W końcu z tego co przed chwilą powiedzieliśmy wynika, że nie zostało nam wiele czasu.
Oboje się zaśmiali, ale jednak ich uścisk zacisnął się jeszcze bardziej. Do tego stopnia, że na plecach Karl'a prawdopodobnie odcisną się czerwonawe ślady, a palce jego dłoni powoli bolały od ściskania kosmyków starszego. Nicholas już nawet nie wiedział jak oddychało się samym powietrzem, bo w tym momencie jedynie co czuł to zapach Jacobs'a, oblepiający sobą całe jego płuca i każdy inne skrawek jego organizmu.
Nicholas uzależniał się dosłownie od wszystkiego czego w życiu spróbował, a z Karl'em nie mogło być inaczej. Zdążył się uzależnić od obecności chłopaka do tego stopnia, że nie wiedział, czy uda mu się samemu wrócić do domu. Chociaż teoretycznie wcale nie musieli jeszcze wracać, bo chociaż noc już dawno trwała w najlepsze, to Nowy Orlean nigdy nie spał.
W głowie Karl'a mimowolnie pojawiło się wspomnienie, kiedy Nicholas po raz pierwszy zawitał do sklepu w jego obecności, cały mokry i z reklamówką paczek po szlugach w ręce. Od tego czasu nie zmieniło się dużo, może obaj byli trochę bardziej żywi niż wcześniej, ale słowa Clay'a i tak ciągle odnajdowały się w pamięci młodego chłopaka.
"-Widziałeś co miał w łapie? -obronił się Dream, z pretensjonalnym tonem głosu, zamknął otwartą kasę jedną dłonią, powodując tych charakterystyczny trzask -Może zbiera paczki po fajkach, jak ty zbierasz puszki bo energolach.
Karl spuścił nieco wzrok, ale rozbawiony uśmiechnął się pod nosem. Rzeczywiście ta reklamówka nie wyglądała zbyt zachęcająco do czegokolwiek, chociaż musiał przyznać, że chłopak sam w sobie był przystojny, albo to Karl miał skłonność do rozpatrywania wszystkich w pozytywnych aspektach.
-Zobaczysz, zakochacie się w sobie, a na końcu oboje umrzecie. Ty dostaniesz zawału, a tamten raka płuc -powiedział na jednym wdechu Clay, chcąc jeszcze bardziej dokuczyć młodszemu."
❁❁❁
CZYTASZ
sweet hibiscus tea | Karlnap
AcakKarl miał ładne usta, wiecznie zaczerwienione kolana, kwiatki wplątane w brązowe kosmyki, łamliwe kości którymi trzymał kilogramy żalu i smętne, zamglone oczy, którymi patrzył na małą żabę, siedzącą bez ruchu na środku chodnika. Nicholas Armstrong...