Pochylając się przed lustrem, wiązałam pod szyją czerwoną kokardę, będącą obowiązkowym elementem mundurku. Katem oka widziałam, jak siostra wsuwa na stopy buty i bierze w garść swoją wypchaną po brzegi torbę. Zastanawiałam się jakim cudem zawsze jest przede mną, skoro zajmuje łazienkę jako druga.
– Poczekaj! Pójdziemy razem, skoro mamy na taką samą godzinę! – zawołałam na tyle głośno, by mogła usłyszeć mnie w kuchni, w której przed chwilą zniknęła, by pochwycić jakiś niewielki owoc.
Jak grochem o ścianę! Siostra nie zaszczyciwszy mnie nawet jednym spojrzeniem, wyszła i zapewne ruszyła w stronę liceum. Prychnęłam pod nosem i już miałam za nią biec, kiedy zobaczyłam, że Kiyoko zostawiała na kuchennym blacie zeszyt, w którym prowadziła notatki na temat zawodników i innych istotnych aspektów poruszanych w klubie. Wsunęłam stopy w ciemne mokasyny i zarzuciłam na ramię torbę, kartkując jednocześnie zeszyt siostry.
Drogę do szkoły pokonywałam spokojnym tempem, czytając zapiski i analizując uwagi zapisane na marginesach. Na dłużej zatrzymałam się przy informacjach dotyczących Hinaty. Wypadał dość blado w porównaniu z resztą drużyny, gdyby nie jego wytrzymałość i niesamowity wyskok. Nie miałam okazji widzieć ich w akcji, ale chyba najwyższa pora zacząć pojawiać się na hali i obserwować treningi.
Do zajęć zostało kilka minut, a w szatni nadal kręciło się wielu uczniów, którzy biegli ostatkiem sił na zajęcia. Zatrzasnęłam swoją szafkę i udałam się do skrzydła, w którym sale miały pierwsze roczniki. Gdzieś po drodze mignął mi jeden z chłopców, których wczoraj widziałam na sali gimnastycznej, ale nie miałam bladego pojęcia, jak się nazywa. Uśmiechnęłam się delikatnie i zajęłam miejsce przy oknie, które upatrzyłam sobie na samym początku roku. Zajęcia minęły mi dość szybko na myśleniu o wszystkim i o niczym. Na moje szczęście, nauczyciele nie mieli dziś w planach nikogo gnębić.
W przerwie obiadowej starałam się znaleźć siostrę, by oddać jej zeszyt, ale okazało się to trudniejsze, niż przypuszczałam. Zrezygnowana ruszyłam w stronę hali sportowych, bo było to ostatnie miejsce, których nie sprawdziłam, licząc, że przerwa na lunch będzie elementem koniecznym w jej rozkładzie dnia.
– Kiyoko Shimizu! – zawołałam, wchodząc na halę przeznaczoną dla męskiej drużyny siatkówki.
– Ale laska! – zawołał podekscytowany Nishinoya, którego też bez trudu zapamiętałam i z wczorajszego dnia, jak i z niektórych rozmów z siostrą.
– Co się stało Kasumi? – zapytała delikatnie siostra, wychylając się zza kosza na piłki.
– Nie zapomniałaś czegoś rano, jak wychodziłaś? – Nie otrzymawszy od Kiyoko żadnej bardziej żywiołowej reakcji niż uniesienie brwi, kontynuowałam wątek. – Mnie! – pisnęłam teatralnie i usłyszałam zduszone parsknięcie, które zignorowałam. – A tak poważnie zostawiłaś swój zeszyt i nie odbierasz.
Kiyoko uśmiechnęła się przepraszająco i wrzuciła do kosza piłkę, którą trzymała w ręce, po czym podeszła do trenera. O tej godzinie, nie wyglądał tak demonicznie, jak wczoraj. Powiedziała mu coś na tyle cicho, że nie byłam w stanie tego dosłyszeć i przywołała mnie gestem dłoni.
– Poprosiłam wczoraj Kasumi, żeby została naszym drugim menadżerem – zaczęła szarooka, korzystając z tego, że wszyscy zebrali się dookoła, a potem zwróciła się bezpośrednio do mnie. – Jak na razie spróbujesz mi pomóc przez kilka dni, a potem zobaczymy co na to drużyna.
Zostałam oficjalnie przedstawiona wszystkim graczom i sama starałam się zapamiętać ich imiona, ciesząc się, że nigdy nie miałam problemu z rozróżnianiem twarzy i myleniem imion. Ostatniego przedstawiali asa drużyny, Azumane. Zapatrzyłam się na niego dłuższą chwilę i bez zastanowienia wypaliłam:
CZYTASZ
Uwierzyć w Księżyc |Tsukishima Kei x OC|✓
FanficTen, kto myślał, że Tsukishima Kei nigdy z własnej woli nie wyszedłby z inicjatywą poznania drugiej osoby i to zupełnie dobrowolnie, mógłby się zdziwić. Obojętny nie znaczy bezuczuciowy i młodsza siostra Kiyoko Shimizu szybko przekonała się, że war...