Rozdział 5

940 60 7
                                    

Szkolne życie toczyło się swoim rytmem, obowiązki, jakie wymyślał dla mnie samorząd były do zniesienia, a treningi szły całkiem nieźle. Dogadałam się z wszystkimi chłopakami i mam wrażenie, że po dwóch tygodniach byłam z nimi bliżej, niż Kiyoko przez te wszystkie lata. Jednak nie martwiło mnie to w żadnym stopniu, bo wiedziałam, że to ona jest ich ukochaną menadżerką, którą strzegą jak oczka w głowie. Czasami aż do przesady. Uwielbienie Tanaki i niezawodnego libero zespołu z reguły mnie bawiło, bo przypuszczałam, że prędzej Kageyama z własnej woli pokłoni się przed Hinatą przepraszając go za coś, niż Kiyoko spodoba się któryś z chłopców.

Szukałam właśnie, na prośbę trenera, informacji o graczach Nekomy, z którymi za dwa dni mamy zagrać mecz treningowy. Do tej pory taką analizą zajmowała się głównie siostra, ale fakt, że mam doświadczenie związane z siatkówką, sprawiło, że ten obowiązek został powierzony mnie. W szkolnej bibliotece było całkiem spokojnie i cicho, co stanowiło miłą odmianę. Szkolne korytarze to nie jest ciche miejsce, hala sportowa tym bardziej. Ostatnio nawet dom nie jest oazą spokoju, bo mój kochany brat leczy zranione serce, pracując nad altanką ogrodową.

Siedziałam plecami do drzwi, kiedy na głowę spadł mi ciemny materiał. Podskoczyłam przestraszona i ściągnęłam z głowy to, co przysłoniło mi widoczność.

– Co do cholery – burknęłam nieprzyjemnie unosząc wzrok na zadowolonego Keia. – A to ty.

– Spodziewałaś się kogoś innego? Zostawiłaś na sali – dodał, wskazując na bluzę w moich dłoniach.

– Dzięki, nie musiałeś.

Blondyn zajął miejsce obok, podpierając głowę na ręce i zaczął przeglądać kartki leżące przede mną.

– Bezsensowna robota – zawyrokował.

– Dzięki, jak zwykle milutki – sarknęłam. – Dlaczego ja spędzam z tobą czas.

– Tadashi zadaje sobie to samo pytanie – zażartował chłopak.

Wydęłam wargi, wpatrując się w notatki przed sobą i ekran komputera, na którym wyświetlany był jeden z meczów Nekomy. Sprawdziłam już wszystkich graczy i prawdopodobnie zanotowałam co najważniejsze, więc mogłam iść poprosić o skserowanie dwóch, trzech kopii.

– Nie wiem jak ty – zaczęłam zwracając się do Keia, który siedział z założonymi nogami i kiwał delikatnie stopą. – Ale ja stąd spadam, bo zaraz dopadnie mnie nie tylko trener Ukai, ale i przewodniczący. Widziałeś ty go? Demon z wielkim uśmiechem i archiwum szkolnym do sprzątania, istny dyktator.

Tsukishima uniósł kpiąco brew i stwierdził, że pojęcia nie ma, o kim mówię, ale że opis pasuje mu do Sugawary. Mimowolnie się zaśmiałam, bo Suga faktycznie był przyjaznym i miłym gościem, póki ktoś nie zaszedł mu za skórę. Sprawnie zgarnęłam swoje rzeczy i jeszcze szybciej zrobiłam kopie notatek dla trenera i Kiyoko.

– Chcesz czegoś? – zapytałam, widząc, że Kei jakoś podejrzanie się zachowuje. – Wyduś to z siebie i nie rób tej kamiennej miny.

– Dobra – burknął. – Chcesz się pouczyć?

– Ty ze mną – dopytałam, się stając w miejscu i wskazując palcem raz na siebie, raz na niego. – Dobrze usłyszałam?

Okularnik pochylił się delikatnie w moją stronę, tak, że jego oczy były na moim poziomie. Nie musiał się do tego specjalnie pochylać.

– Czy to coś dziwnego? Przerabiamy ten sam materiał.

– Okay, w sumie z chęcią. Też masz sprawdzian z angielskiego po wyjeździe?

Uwierzyć w Księżyc |Tsukishima Kei x OC|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz