Rozdział 3

1K 65 5
                                    

Gdyby ktoś miał wątpliwości, komu kibicują licealistki mieszkające w domu na końcu ulicy, przechodząc chodnikiem od strony ogródka, szybko odpowiedziałby sobie na to pytanie. Wywieszałam właśnie z siostrą wyprany baner naszej drużyny, jednocześnie próbując wycisnąć z niego nadmiar wody.

– Dlaczego to jest takie wielkie – wymamrotałam.

Kiyoko wzruszyła tylko ramionami i delikatnie się uśmiechnęła, ciesząc, że nie musi męczyć się z tym sama. Wolałabym, żeby poprosiła brata, skoro trzy dni temu wrócił do domu po spektakularnym zerwaniu z narzeczoną. Szczerze nie wiedziałam co o tym myśleć, bo przypuszczałam, że to się tak skończy. Brat, będąc towarzyskim ekstrawertykiem, uwielbiający poznawać nowe osoby nie nadawał na tych samych falach co jego partnerka będąca cichą myszką, która nie angażowała się zbytnio w ten związek. Wolałam nie dobijać Keisuke tekstem „A nie mówiłam?", dlatego, jak tylko wrócił do swojego starego pokoju, poklepałam go po plecach i nie wdawałam się w rozmowy. Łatwo było zgadnąć, kiedy potrzebuje świętego spokoju i nie chce wchodzić z nikim w interakcję.

– Myślisz, że do siebie wrócą?

Popatrzyłam na szarooką, która usiadła na krawędzi ganku i podciągnęła kolana pod brodę. Zagryzłam wargę i zajęłam miejsce obok niej, zdejmując z nosa okulary, które pochlapałam, wieszając baner. Czyszcząc szkła zastanawiałam się nad tym co odpowiedzieć.

– Chciałabyś, żeby do siebie wrócili? – zaczęłam. – Wydaje mi się, że od dłuższego czasu się nie dogadywali, a tak poza tym, po prostu jej nie lubiłam.

– Szczere wyznanie – usłyszałam zza swoich pleców, na co z Kiyoko odwróciłyśmy wspólnie głowę. – Mogłyście mnie oświecić, że nic z tego nie będzie wcześniej.

– To twoje życie – zauważyłam. – Nie byłoby uczciwie narzucać ci mojego czy naszego zdania. To twoje życie i twoje decyzje, czy jakoś tak.

– Poszły do liceum i jedna mądrzejsza od drugiej – prychnął Keisuke i zmierzwił nam włosy. Brat wcisnął się pomiędzy nas i objął ramionami, zupełnie tak, jak za czasów, kiedy to on chodził do gimnazjum, a my biegałyśmy po podwórku, bawiąc się w strażników galaktyki. – Ten czas tak szybko leci, jedna zaczyna, a druga kończy.

– Gadasz, jak nasz dziadek – rzuciła Kiyoko.

– Wypraszam sobie, jestem najlepszym starszym bratem – wyszczerzył się szeroko, pokazując swoje delikatnie krzywe zęby, które tylko dodawały mu uroku.

– Skoro już jesteś taki najlepszy – zaczęłam z prześmiewczym uśmieszkiem. – To podrzuć mnie do centrum handlowego.

– Po jakie licho?

– Muszę odebrać soczewki, które ostatnio zamówiłam, a nie chce mi się jechać tam autobusem, skoro mam ciebie pod ręką. Prawda najlepszy na świecie bracie?

Przekonanie Keisuke nie było wielkim wyczynem, bo był typem człowieka, który ponarzeka, jednocześnie spełniając czyjąś prośbę. Zadowolona, że nie muszę korzystać z zatłoczonej komunikacji miejskiej, przebrałam się w jasne jeansy z dziurami, które podwinęłam nad kostkę i zwykłą białą koszulę, którą wpuściłam z przodu w spodnie. Białe buty i czarna prosta torba na ramię ładnie pasowały do tego wiosennego zestawu. Droga samochodem przy włączonym radiu była przyjemna, a widok za oknem szybko się zmieniał.

– Zaczekać na ciebie?

– Nie, wrócę sama – odparłam pewnie. – Pewnie pokręcę się jeszcze po sklepach.

– Jak coś to dzwoń, ja pojadę do mieszkania po swoje rzeczy, korzystając z tego, że Mayumi tam nie będzie.

– Baw się dobrze.

Szybko wyszłam z pojazdu, żeby Kei-san mógł odjechać i nie narażać się na dostanie mandatu. Galeria była zatłoczona, czego można było się spodziewać po sobotnim popołudniu. Wiele osób przyszło na zakupy, na które nie mieli czasu w tygodniu, a i nie brakowało też takich nastolatek, jak ja. Przycisnęłam torbę bliżej ciała i skręciłam w stronę ruchomych schodów. Sklep optyczny, który był głównym celem mojej wycieczki, znajdował się na wyższym piętrze obok dużej księgarni, do której też miałam zamiar zajrzeć.

Przez witrynę jednego sklepu z odzieżą dostrzegłam dziewczynę ze swojej klasy, która buszowała pomiędzy wieszakami z sukienkami, więc pomachałam jej ręką i z uśmiechem poszłam dalej. W sklepie, do którego weszłam, nie było dużo osób, tylko trójka klientów mierzyła oprawki, zostawiając mi prostą drogę do lady. Odbiór zamówienia był czystą formalnością, bo wracałam tam co miesiąc. Niewielkie opakowanie wylądowało na dnie mojej torby, a ja mogłam wreszcie zająć się przyjemniejszą częścią tego dnia.

Nie ma nic bardziej odprężającego niż czytanie dobrych książek, wylegując się w ciepłej pościeli i nie ma niczego bardziej idiotycznego, niż wąchanie stron powieści w zatłoczonej księgarni.

– To się czyta, wiesz?

Wzdrygnęłam się przestraszona, słysząc za sobą męski głos i zatrzasnęłam tom, który trzymałam przy twarzy. Odwróciłam się jak poparzona, żeby zobaczyć przed sobą wysokiego blondyna w okularach, który należał do szkolnej drużyny siatkarskiej. Pamiętałam, że miał na imię podobnie, jak brat, ale nazwisko kompletnie wyleciało mi z głowy.

– Prawie dostałam zawału... – zawahałam się przy końcu zdania, nadal nie mogąc przypomnieć sobie imienia chłopaka.

– Tsukishima Kei.

– Właśnie, Tsukishima! – Pstryknęłam palcami, przyjmując informacje do wiadomości. – Jeszcze nie kojarzę wszystkich, ale to kwestia czasu. Kupujesz tu coś?

Blondyn wzruszył ramionami i odwrócił się, by skręcić w jedną z alejek w księgarni. Z czystej ciekawości poszłam za nim, odkładając na miejsce książkę, która nadal trzymałam w dłoniach. Tsukishima przeglądał powieści kryminalne i nie wyglądał, jakby szukał czegoś konkretnego.

– Szukasz czegoś konkretnego?

– Nie, tylko przeglądam tytuły.

Stanęłam obok niego i przeskanowałam wzrokiem kilka tytułów, przeczytałam parę opisów i po kilku minutach podałam mu książkę Reamde autorstwa Neala Stephensona i Smugę Krwi Johana Theorina.

– Nie mam pojęcia, co preferujesz, ale te pozycje powinny ci pasować, mnie przynajmniej zaciekawiły.

– Dzięki.

Wydęłam lekko usta i stwierdziłam, że za bardzo narzucam swoją obecność osobie, która pewnie sobie tego nie życzy. Poprawiłam oprawki, które zjechały mi delikatnie z nosa i cicho wycofałam się w stronę wyjścia. Nie miałam po co tam zostawać, bo i tak nie zachwyciła mnie żadna z książek.

Założyłam włosy za ucho i po wyjściu ze sklepu skręciłam w prawo. Większość sklepów, jakie mijałam, były tymi z odzieżą, a nie odczuwałam specjalnej potrzeby posiadania kolejnych ciuchów. Przechodząc obok wystawy z biżuterią, przystanęłam na chwilę, by pooglądać pierścionki. Z delikatnym uśmiechem oglądałam błyszczące szmaragdy i ich tańsze zamienniki. Uwielbiałam biżuterię z zielonymi elementami, chociaż nigdy takiej nie miałam. Podświadomie zazdrościłam wszystkim dziewczętom, które miały naturalnie zielone oczy, z którymi takie zestawy wręcz się komponowały.

– Tutaj jesteś.

Wzdrygnęłam się kolejny raz tego dnia i dostrzegłam w szklanym odbiciu witryny siatkarza.

– Czemu mnie straszysz Tsukishima-kun?! – warknęłam cicho.

– Bo mi zniknęłaś z oczu.

– Przecież nie przyszliśmy tu razem – westchnęłam, próbując unormować przyspieszony rytm serca.

– Wybrałaś interesujące pozycje, kupiłem obie.

– W takim razie miłego czytania, powiedz potem czy były ciekawe.

– Gdzie teraz idziesz?

Uwierzyć w Księżyc |Tsukishima Kei x OC|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz