Rozdział 7

903 54 3
                                    

Hala, na której trenowali siatkarze, znajdowała się blisko domu dziadków od strony mamy, więc razem z Kiyoko zatrzymałyśmy się u nich na tę jedną noc. Babcia była bardziej niż zadowolona, mogąc spędzić z nami te kilka godzin i wmusić w nas połowę zawartości lodówki. Dziadkowie byli kochanymi ludźmi, ale również bardzo konkretnymi. Jeśli coś im się nie podobało, to wyrażali swoje zdanie otwarcie. Na moje nieszczęście będąc najmłodszą z rodzeństwa, byłam też najczęstszym obiektem zainteresowania.

– A uczysz się pilnie w liceum? Od tego zależy twoja przyszłość – zawodziła babcia. – Musisz uczyć się tak dobrze, jak siostra.

– Babciu, dobrze sobie radzę, jestem w klasie z rozszerzonym materiałem.

– Cieszę się, że przestałaś biegać za piłką.

– Bycie menadżerem też jest całkiem okay.

– Dalej nie wiem czemu Kiyoko tak uwielbia ten klub, ani czemu ciebie tam zaangażowała. Jest tyle bezpieczniejszych miejsc.

– Samorząd jest zdecydowanie bezpiecznym miejscem – dodałam. – Tam też pomagam.

– To kiedy ty znajdujesz czas na naukę?

– Zwykle wieczorami albo rano, jeśli nie mam na pierwszą godzinę – stwierdziłam po chwili zastanowienia. –Ale to też nie tak, że muszę się uczyć cały czas.

– Jak to nie?

– Jak coś jest dla mnie proste, to czasami nadrabiam i przez to nie mam zaległości – wzruszyłam ramionami. – Przecież Kiyoko robi to samo, Kei-chan też nie miał problemów z nauką.

– O właśnie jak już o nim mowa! Kiedy zamierza nas odwiedzić z narzeczoną?

– No wiesz, to nie będzie takie proste – powiedziałam, zataczając kubkiem małe kręgi na stole. – Zerwali niedawno i cóż... Wnuków szybko nie będzie.

Babcia zmrużyła oczy, przyswajając nową informację i szybciej niż zwykle wybiegła z kuchni, by podzielić się szokującą nowiną z mężem. Dziadku, trzymaj się na froncie. Dopiłam to co miałam w kubku i czym prędzej wyszłam z domu, bo i tak byłam spóźniona na mecz treningowy. Ratowało mnie jedynie to, że nie jestem głównym menadżerem i nie musiałam być z chłopakami od początku. Śmiałam się z Kiyoko, która wymknęła się, kiedy babcia była w łazience, ale po jakichś pięciu minutach od jej zniknięcia, żałowałam, że nie zrobiłam tego samego.

Niezauważona pojawiłam się w hali, w której już trwał mecz treningowy. Zbliżała się końcówka pierwszego seta i było ewidentnie emocjonująco. Nie chciałam rozpraszać chłopców i skierowałam się na trybuny, żeby pooglądać mecz z góry. Z takiego miejsca często można dostrzec więcej szczegółów, niż stojąc przy boisku. Pochyliłam głowę, witając dwóch mężczyzn, którzy przyglądali się rozgrywce i zajęłam miejsce blisko nich, bo byłam ciekawa komentarzy, jakie wygłaszali. Przebieg meczu był interesujący i łapałam się na tym, że moje nogi same chciały biec w prawo bądź lewo. Międzyczasie obracałam telefon w palcach i od czasu do czasu wystukiwałam wiadomości:

Kasumi: Świetnie się ogląda waszą grę

Kasumi: Tsukki, musisz popracować nad odbiorem

Kasumi: O cholera! Ten blok był fantastyczny

Kasumi: Mam wrażenie, że Shoyo zostanie zaraz zabity przez Kageyame

Kasumi: O jednak żyje

Kasumi: W sumie to całkiem nieźle wyglądasz od tyłu

Kasumi: Lepiej o tym zapomnij

Łatwo można było przewidzieć, że mecz nie skończy się na dwóch setach, a Shoyo będzie chciał rozgrywać kolejne mecze. Międzyczasie dolewałam wody do bidonów i składałam ręczniki, trzymając się raczej z boku i nie wchodząc nikomu pod nogi. Byłam zaskoczona wytrwałością obu drużyn, które grały nieprzerwanie do późnego popołudnia. Zaniosłam ostatnie bidony Kiyoko, która napełniała je wodą i miałam zamiar wrócić na salę i zabrać się za sprzątanie, kiedy na mojej głowie wylądowała duża, ciepła dłoń. Drgnęłam zaskoczona patrząc w górę na Tsukishimę, który patrzył gdzieś przed siebie i po chwili zabrał dłoń, idąc dalej. Pokręciłam głową, nawet nie chcąc się nad tym zastanawiać, chociaż pytające spojrzenie Yamaguchiego mówiło mi, że wywiąże się na ten temat dyskusja. Wzruszyłam delikatnie ramionami i skierowałam się do kantorka ze sprzętem. Moje wyczucie czasu nie istniało, bo wkroczyłam w środek rozmowy o Kiyoko, pomiędzy Tanaką a graczem Nekomy.

– Czy wy zgłupieliście – odezwałam się od progu. – To nie bogini.

Dawno nie słyszałam, żeby jakiś facet tak głośno się wydarł, słysząc mój głos. Gracz Nekomy próbował zachować twarz, a Tanaka zaśmiewał się z niego do rozpuku. Fascynowało mnie to ich uwielbienie względem siostry. Rozumiałam, że była nieprzeciętnie piękna i inteligentna, ale niektóre zachowania facetów względem niej były po prostu przesadzone.

– To też wasza menadżerka? – zapytał chłopak z czymś na kształt irokeza na głowie.

– Tak, to siostra Kiyoko, Shimizu Kasumi – przedstawił mnie Tanaka. – A to Yamamamoto Taketaro.

– Miło mi.

– Od kiedy nosisz okulary? – zapytał niespodziewanie Ryuu.

– W sumie to od zawsze, to u nas rodzinne, że mamy wadę wzroku, ale na co dzień używam soczewek – odpowiedziałam, zaspokajając jego ciekawość. – Zostało coś jeszcze do zrobienia, czy uwinęliście się ze wszystkim?

– Nie, już wszystko ogarnięte.

Ewakuowałam się z kantorka tak szybko, jak to było możliwe i popatrzyłam rozbawiona po sali. Kapitan Nekomy dręczył Tsukkiego, Hinata prowadził jakąś zażartą dyskusję z numerem 7., a Asahi przyprawiał na zawał jakiegoś dzieciaka. Rozbawiona ostatnią parą podeszłam do drużynowego asa i złapałam go delikatnie za kark, śmiejąc się, że ma natychmiast przestać wywierać presję na młodszym. Szkoda tylko, że przestraszyłam chłopaka jeszcze bardziej, bo zwiał jak Kenma przed Kageyamą.

– Ups?

– Trochę mi lepiej, z tym że nie tylko ja straszę młodszych.

– No wiesz ty co?! Przecież ja nic nie zrobiłam.

– Asahi-kun też nigdy nic nie robi, a reagują, jak reagują – wtrącił Suga.

Machnęłam ręką na zaistniałą sytuację i poszłam poszukać siostry. Na sali było dość gwarno, ale wszyscy zbierali się do wyjścia. Zazwyczaj wszyscy zostawiali telefony w torbach, kiedy znajdowali się na sali sportowej, ale ja wolałam mieć urządzenie zawsze przy sobie. Telefon rozdzwonił się, a ja spojrzałam na wyświetlacz, widząc numer brata. Przypuszczając, że zaraz stracę życie, odebrałam.

– Tak?

CZY TY CHCESZ ZGINĄĆ?!

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.

Jak mogłaś powiedzieć babci, że się rozstałem z „tą taką miłą panienką"?!

– Kei-san – jęknęłam cierpiętniczo. – I tak by się dowiedziała, po prostu zrobiła to troszeczkę wcześniej.

Obiecuję, że mnie popamiętasz.

– Dobra, dobra pogadamy w domu, będę za jakieś dwie godziny. Postaraj się mnie nie ukrzyżować.

Czekam.

– Jak taki wielki chłop może się bać małej babuszki – parsknęłam.

Spadaj.

Schowałam telefon do kieszeni dresów i podzieliłam się nowinami z Kiyoko, która pojawiła się w moim zasięgu wzroku.

– Zła wiadomość jest taka, że nie mamy podwózki, a dobra jest taka, że zrobimy sobie wspólny spacer.

Uwierzyć w Księżyc |Tsukishima Kei x OC|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz