Rozdział 15

831 54 8
                                    

Kasumi: Tsukki, Tsukki

Kasumi: Cholera, Tsukki

Kasumi: Przywlecz tu swoją dupę i mi pomóż

Tsukki: Co chcesz?

Kasumi: No ładnie proszę, chodź tu

Kasumi: Jakiś debil się do mnie przyczepił

Schowałam telefon za plecami, widząc, że chłopak, na którego przez przypadek wylałam odrobinę wody, wrócił z króciutkiej wycieczki do kosza na śmieci. Od kilku minut zaczepiał mnie i próbował namówić na spotkanie. Zagryzłam policzek i rozejrzałam się za jakąś znajomą duszą. Od czasu kłótni, a raczej wielkiego wybuchu Misaki, byłam skazana na swoje własne towarzystwo. Yachi, z którą chciałam porozmawiać, jak na złość dziś nie było.

– Czekałaś na mnie? – zagadnął natręt, opierając dłoń o ścianę, przy której stałam. – Na pewno czekałaś. Co powiesz na wypad do kawiarni po szkole?

– Nie dziękuję, już mówiłam, że nie jestem zainteresowana.

– Nie daj się prosić, wiem, że chcesz – uśmiechnął się szerzej, a ja zmarszczyłam brwi.

– Nie, odsuń się.

– Widziałem, jak na mnie patrzyłaś.

– Kolego, ona wyraźnie nie chce twojego towarzystwa.

Przeniosłam wzrok na Tsukishimę, który stał kilka kroków dalej ze słuchawkami na szyi i dłońmi włożonymi w kieszenie spodni.

– Nie wtrącaj się czterooki, nie twoja liga – warknął szatyn, który stał przede mną.

– Zabieraj tę rękę, już – warknęłam, patrząc na tego dupka, który pozjadał wszelkie rozumy.

– Co, jego wolisz? – zaśmiał się ironicznie.

– Odczep się ode mnie!

– Chodź tu – powiedział Tsukki, wyciągając w moją stronę dłoń.

Nawet nie zastanawiałam się dwa razy nad jego słowami, tylko przepchnęłam się koło chłopaka, którego imienia nawet nie znałam i stanęłam za Tsukishimą, którego objęłam w pasie, chowając twarz w jego koszuli. Czułam, że się delikatnie spiął, ale nie odtrącił mnie, ani się nie ruszył.

– A ty spadaj i się do niej nie zbliżaj, skoro sobie tego nie życzy.

– Porozmawiamy kiedy indziej, cukiereczku.

W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i ani myślałam o odsunięciu się od Tsukishimy. Kiedy niezadowolony nastolatek poszedł, skąd przylazł, Kei postukał po moich dłoniach, które nadal były zaplecione wokół jego talii.

– Możesz już mnie puścić – mruknął. – Ludzie się gapią.

– Pieprzyć ludzi – mruknęłam, puszczając go i stajać z nim twarzą w twarz. – Dzięki, że go spławiłeś.

– Sama mogłaś to zrobić.

– Niby mogłam, ale coś czuję, że rękoczyny byłyby nieuniknione.

Przekręciłam telefon w dłoniach i zobaczyłam dwie nieodczytane wiadomości, obie od Tsukkiego.

Tsukki: Gdzie jesteś?

Tsukki: Same z tobą problemy

– Wcale nie jestem problematyczna – stwierdziłam, unosząc prowokacyjnie brew.

– Jesteś.

– Ale patrz – uśmiechnęłam się szeroko. – Jednak tutaj przyszedłeś.

– Nie sprawiaj, bym tego żałował.

Uwierzyć w Księżyc |Tsukishima Kei x OC|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz