Rozdział 9

888 57 2
                                    

Połowa czerwca nadeszła zaskakująco szybko. Rok szkolny nie zaskakiwał niczym nowym, a treningi były coraz bardziej wymagające. Im było cieplej, tym większa część treningu przenosiła się na zewnątrz. Bieganie w wysokich temperaturach było jak kara, którą trzeba było odbyć. W momencie, gdy Kiyoko zajmowała się bardziej formalną częścią zadań menadżera, ja pomagałam w treningach i służyłam za wsparcie mentalne. Chociaż nic nie podniosło chłopaków tak, jak zobaczenie wielkiego, uprasowanego w trudach i mękach, banneru Karasuno. Jedno „powodzenia" z ust Kiyoko podniosło ich morale ponad skalę i już nie mogłam się doczekać eliminacji do turnieju wiosennego.

Chłopcy chodzili podenerwowani albo podekscytowani, jak Nishinoya czy Hinata. Tsukki przybrał na twarz kolejną maskę obojętności i nawet nie chciał słyszeć o treningach czy eliminacjach poza szkołą. Szanowałam to i siedziałam cicho, co nie zawsze można było powiedzieć o Yamaguchim, który miał wrodzony talent irytowania blondyna w trzech słowach.

Po wejściu na obiekt sportowy, na którym rozgrywały się eliminację, można było wyczuć napięcie i chęć rywalizacji. Szłam na końcu naszej grupy razem z trenerem, opiekunem Takedą i siostrą, której niosłam torbę w ramach zadośćuczynienia za zjedzenie przekąski. Wszyscy nieznajomi chłopcy, jak zwykle szeptali po kątach o Kiyoko i narażali się na gniew Tanaki i libero. Sama Kiyoko była tym tak zirytowana, że zdzieliła ich po głowach.

– Co za idioci – parsknęłam, kiedy tamta dwójka zaczęła się zachwycać interakcją z siostrą.

Kiedy Kiyoko, trener Ukai i profesor Takeda poszli zarejestrować przybycie Karasuno i wyciągnąć piłki potrzebne do rozgrzewki, ja zostałam z drużyną. Szłam obok Sugawary i Kageyamy, kiedy spotkaliśmy się z drużyną Date. Kłamałabym, gdybym powiedziała, że ich zawodnik nie przyprawia o dreszcze. Jeśli spotkałabym go wieczorem na ulicy, prawdopodobnie zaczęłabym panikować ze strachu. Asahi nawet w połowie nie był tak straszny, jak tamten facet.

Jeśli celem było nastraszenie asa... Udało im się.

Gracze zniknęli w szatni, by przebrać się w stroje, a ja poszłam w poszukiwaniu reszty. Profesor Takeda był łatwy do znalezienia, bo wydawał się mały i przerażony w otoczeniu wysokich graczy.

– Profesorze – powiedziałam, podchodząc. – Chłopcy zaraz pójdą się rozgrzewać, a do meczu mamy jakieś pół godziny.

– Dobrze, Ukai-san pewnie się zaraz nimi zajmie – powiedział niezbyt pewny swego.

– Proszę się tak nie stresować – uśmiechnęłam się delikatnie. – Hinata i Kageyama to świetny duet, trudny do zatrzymania, Tsukishima na bloku ze swoim wzrostem i szybkim czytanie gry też jest wielkim atutem. Nishinoya i jego ekhem toczący się grzmot, to też potężna broń. Azumane w drużynie to dodatkowa siła ­– wyliczałam, licząc, że moje paplanie zniweluje stres opiekuna. – Tanaka to demon i ciężko stwierdzić co zrobi i czym zaskoczy, Sawamura świetnie odbiera. No i mamy dobrych zawodników na rezerwie. Damy radę, nie ma się o co martwić.

Kiedy mecz się w końcu zaczął, siedziałam obok siostry na ławce i trzymałam mocno kciuki, żeby wygrali. Numer 7. przyprawiał o ciarki, ale nie był nie do pokonania. Szybkie ataki były niesamowite. Suga stojący z boku wczuwał się, jak nikt inny w doping drużyny i dodawał im skrzydeł. Może chłopcy z niego żartowali, ale faktycznie był jak mama całego zespołu.

– Cóż, nasza cała broń została ujawniona – powiedział z uśmiechem trener Ukai.

Pierwsza połowa skończyła się dość szybko, a formacja graczy zmieniła się tak, by unikać kontaktu Hinaty z Aone. Kiedy chłopcy wchodzili na boisko, życzyłam im powodzenia i uniosłam dłoń z zaciśniętą pięścią na znak tego, żeby walczyli. Żeńska drużyna siatkarska dopingowała głośno z trybun i robiła hałas dla kruków.

Chociaż przeciwnicy byli silną drużyną, chłopcom udało się wygrać, co dobrze wróżyło. Kolejne mecze będą tylko trudniejsze.

Rozdałam bidony z wodą i zbiłam z chłopakami piątki, gratulując im świetnego meczu. Tsukishima dogryzał Hinacie i Kageyamie, chociaż ewidentnie był zadowolony z wyniku meczu. Tanaka rozrabiał gdzieś z boku, próbując zwrócić na siebie uwagę Kiyoko, a reszta drużyny zbierała się do szatni. Tak, zdecydowanie prysznic był im potrzebny. Zebranie się drużyny nie zajęło dużo czasu, przez co trafiliśmy na trybuny, żeby oglądnąć mecz liceum Aobajosai, z którym mieliśmy się wkrótce zmierzyć. Zajęłam miejsce obok Tadashiego i od czasu do czasu wymieniałam się komentarzami odnośnie do gry. Dziwnie naburmuszony Tsukki siedział po drugie stronie Tadashiego i milczał.

Kiedy rozchodziliśmy się w swoje strony, w powietrzu wyczuwalne było dziwne napięcie. Chyba wszyscy obawiali się jutrzejszego starcia.

Idąc u boku Kiyoko wbijałam wzrok w chodnik i nawet nie miałam pomysłu na temat, który mogłybyśmy poruszyć. Nie chciałam, żeby nasze interakcje opierały się jedynie na tym co aktualnie dzieje się w klubie, lub na prostych prośbach typu podaj i powiedz, gdzie co jest. Przyznaje, było w tym sporo mojej winy, bo większość wolnego czasu spędzałam poza domem albo u Tadashiego, lub zdecydowanie częściej u Tsukkiego.

– O czym myślisz? – zapytała Kiyoko.

– Mam być szczera czy miła?

– A nie możesz tego połączyć w jedno?

– Mogę się postarać, ale nic nie obiecuję – westchnęłam. – Mam wrażenie, że coraz mniej ze sobą rozmaimy.

– Rozmawiamy mniej, bo coraz więcej czasu spędzasz z Tsukishimą, co jest co najmniej dziwne.

– Dlaczego dziwne?

– Zachowujecie się jak obcy ludzie, a jak nikt nie patrzy, jesteście niczym najlepsi przyjaciele.

Zagryzłam wargę i schowałam dłonie do kieszeni bluzy, żeby mnie nie kusiła zabawa palcami.

– Tsukki poza szkołą jest kompletnie inny.

– I w to ciężko mi uwierzyć.

– Daj spokój, po prostu go lubię, jego brata też – wzruszyłam ramionami.

– Rób, co chcesz, tylko pamiętaj o jednym.

– O czym?

– Nie chcę być ciocią w tak młodym wieku.

– Zgłupiałaś?! My się nawet nie całowaliśmy, a ty mówisz o dzieciach bądź poważna.

– Nie? – zapytała autentycznie zaciekawiona.

– NIE! KONIEC TEMATU!

Uwierzyć w Księżyc |Tsukishima Kei x OC|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz