5

501 40 111
                                    

Piąta ofiara.
Nosiła piękne imię, każdy go lubił i każdy płakał po jego śmierci.

-Erwin! Gonią mnie trzy czarne auta!-krzyknął do telefonu Vasquez.
-Jedź w kierunku Burger Shota-odparł zaniepokojony Knuckles, a kierowca samochodu którym jechał skręcił w ulice przy All'Oro.
-Strzelają z uzi-ponownie krzyknął Sindacco, słychać było hałas po jego stronie.
-zaraz będziemy-rzekł siwo-włosy rozłączając się.

Gdy byli blisko pastor zadzwonił do Vasquez'a jednak mężczyzna nie odbierał.

-SZYBCIEJ CARBONARA-powiedział złoto-oki a Nico docisnął pedał gazu.

Na miejscu zobaczyli tylko leżący na dachu samochód Vasqie'ego, nie było śladu po wcześniej wspomnianych przez Sindacco autach. Gdy śnieżno-włosy zatrzymał pojazd Erwin szybko z niego wysiadł po czym pobiegł w kierunku samochodu piwno-okiego.
Klęknął obok zatrzasnietych drzwi kierowcy.

-Vasqie...-rzekł cicho Erwin a wspomniany mężczyzna nie odpowiedział.

Podjechało do nich seu na co Knuckles nie zwrócił uwagi. Z corvette'y wysiadł Montanha, podszedł do złoto-okiego.

-co tu się stało?-zapytał Gregory klękając obok złoto-okiego.
-w środku jest Vasquez... Trzeba go uratować!-krzyknął siwo-włosy czując na policzkach łzy.
-Spokojnie-odparł Gregory dostrzegając idących w ich kierunku Nicollo i Davida.-Gilkenly zajmij się nim a ja z Carbo spróbujemy wydostać Vasquez'a.-zarządził a heterochromik zaczął prowadzić pastora w stronę Burger Shota.

Weszli na zaplecze BS'a gdzie brunet posadził młodszego na krześle, sam kucnął przy nim i złapał go za dłonie.

-Erwinku... Vasqie będzie żył... Jest silny, będzie dobrze...-powiedział David wpatrując się w twarz siwo-włosego.
-po co ktoś chce wybić naszych...? Chce mnie wykończyć? O co mu chodzi Davidku?-pytał Knuckles przez płacz.

Gilkenly wstał na równe nogi po czym przytulił niższego.

-nie mam Erwinku zielonego pojęcia...-szepnął mu do ucha.
-jesteście dla mnie jak rodzina, bez was nie dam rady nic zrobić. Nie chcę żeby niedługo trafiło jeszcze na was...-mówił Knuckles cały czas łkając.
-będę pilnował i siebie i ciebie jak oka w głowie. Dopóki się to nie uspokoi będę cały czas obok ciebie.-odparł Gilkenly łapiąc złoto-okiego za policzki.

Nagle na zaplecze Burger Shota wbieli Nicollo i Gregory trzymając na rękach Sindacco.
Pastor podniósł się najszybciej jak mógł trzymając Davidka za nadgarstki które uprzednio zdjął ze swojej twarzy. Ruszył w kierunku mężczyzn. Montanha zaczął sprawdzać puls Vasquez'owi, w tym samym czasie Carbonara wzywał przez telefon EMS.

-Co z nim?-zapytał Knuckles, podczas gdy złoto-oki mówił David zaczął obejmować go od tyłu.
-jest puls, ale ma ranę postrzałową na brzuchu.-odparł Gregory cały czas zajmując się Vasquez'em. Pastor odwrócił się do heterochromika.
-Vaqie krzyczał przez telefon że strzelają z uzi... Dojechaliśmy za późno...-złoto-oki objął Gilkenly'ego w pasie przy czym wtopił swoją twarz w jego klatkę piersiową.

Po niedługim czasie na miejsce przyjechał EMS, ratownicy zabrali rannego a czwórka rozdzieliła się na dwa samochody.
W szpitalu usiedli przed salą w której operowany był Vasqie.

-co jak nie przeżyje?-zapytał złoto-oki wpatrując się w oczy Davida.
-Erwin... Vasquez da radę... tak samo jak Labo.-odparł Nicollo a Gilkenly jeszcze mocniej przytulił Knucklesa.

Po długim czasie z sali wyszedł lekarz.

-Pan Sindacco stracił zbyt dużo krwi, nie daliśmy rady go uratować.-rzekł obojętnie medyk po czym zaczął monolog o jego stanie przed śmiercią.

Erwin już nie słuchał. Wybuchł dużym płaczem. Poległ następnym. W głowie mu siedziało, że niedługo może stracić i inne ważne osoby. Mimo wszystko najbardziej zależało mu na Davidzie, ich przyjaźń była piękna, zżyli się bardziej niż wszyscy inni z ich mafii.

-Davidku... Nie chcę cię stracić... Nigdy...-mówił Erwin cały czas wtulając się w wspomnianego mężczyznę.

Gregoremu zaczęło pękać serce na widok tak smutnego i przestraszonego Knucklesa. Współczuł mu straty Vasquez'a ale zazdrościł takiego wspierającego przyjaciela jakim był Gilkenly. Ich przyjaźń była magiczna, nieprzewidywalna, cudowna i piękna. Z jednej strony zwariowane duo a z drugiej, jak jest taka potrzeba, potrafią zadbać o siebie nawzajem.

Po tej śmierci życie bez tego zjeba było inne, i już nigdy nie mogło być takie same.

<><><><><><><><><><><><><>
SIEEEEMA

Jak tam?

Jak jest chujowo to jutro jeszcze poprawie bo w nocy zawsze mam pustki w głowie :/

Słów: 666

20.04.22r.

Papa

Miasto Śmierci I 5city, Zakshot, DarwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz