12

421 43 70
                                    

Ofiara jedenasta.

-jedź na zakon Davidku-powiedział Erwin wpatrując się w starszego.

Gilkenly skręcił w ulicę obok All'oro powodując zamieszanie w makaroniarni. Spadiniarze wyciągnęli bronie z kabur po czym wycelowali w przejeżdżającego Sułtana RS wroga.

-Ci to mają głowy-zaśmiał się Knuckles-weź im krzyknij że my tylko pokojowo przejeżdżamy.-dodał a David wciągnął dużą ilość powietrza do płuc.
-nie umiem krzyczeć na zawołanie... Tyle razy to powtarzałem.-odparł Gilkenly po czym dodał gazu zostawiając All'oro za sobą.

Gdy dojechali obaj wyszli z auta skierowali się w kierunku katakumb gdzie miało odbyć się spotkanie rodzinne. Gdy byli niemalże na miejscu usłyszeli krzyki dochodzące zza drzwi podziemii. Było to straszne biorąc pod uwagę, że znajdywali się w miejscu gdzie chowane były ciała zmarłych.

-co tam się kurwa dzieje?!-zapytał David stojąc przy drzwiach.
-chcemy tam iść?-odpowiedział wystraszony Knuckles.
-Erwin... Jestem z tobą... Nie bój się...-Gilkenly delikatnie się uśmiechnął widząc przestraszone złote oczy. Knuckles wyglądał słodko gdy się bał.-Erwiiiiś... spokojnie... Chodź-powiedział cicho. Niepewnie wyciągnął dłoń w jego kierunku-pójdziemy do środka za rękę... Obiecuję, że nic Ci się nie stanie.-dodał a siwo-włosy nieśmiało złapał za jego rękę.

Mężczyźni weszli do środka lekko przestraszeni. Krzyki stały się głośniejsze niż przed tem. Erwin niczym mały chłopiec zacisnął palce na dłoni heterochromika przez co wyższy spojrzał na niego z delikatny, uspokajającym uśmiechem. Gdy zeszli z długich, męczących schodów ich oczom ukazał się jeden z przyjaciół uciskający krwawiącą ranę na nodze. David puścił dłoń przerażonego przyjaciela po czym podbiegł do Quinn'a ściągnął z siebie zieloną marynarkę po czym zawiązał ją na uszkodzonej kończynie maskarza.

-mówiłem że mnie dopadnie-rzekł Michael głosem przepełnionym bólem.
-Erwin dzwoń po EMS-krzyknął David odciągając na chwilę wzrok od najstarszego by spojrzeć na złotookiego.

Mimo wielkiego strachu Knuckles wyjął telefon po czym zadzwonił pod odpowiedni numer. W tym czasie Gilkenly próbował uspokoić Laboranta.
Kiedy EMS zjawił się na miejscu Quinn był już nieprzytomny co powodowało większą panikę u Erwina. Po zabraniu przez medyków Laboranta dwójka mężczyzn pojechała za karetką. Pod szpitalem wyszli z auta po czym wbiegli przed sale operacyjną gdzie ratownicy zanieśli na noszach Michael'a.

-czemu my?-zapytał Knuckles siedząc na krześle. Ruszał nerwowo noga na co, co jakiś czas David zwracał uwagę.
-Erwinku, spokojnie Labo da radę jak za pierwszym razem.-odparł Gilkenly klęcząc przed złotookim.
-teraz jest inna sytuacja. Stracił dużo krwi a wtedy się dusił...-odpowiedział młodszy. David wziął jego dłoń w swoją przy czym splótł ich palce razem.
-Erwiś... Już cicho...-rzekł uspokajająco przy czym wstał a następnie usiadł obok niższego.
-straciłem już wielu przyjaciół... Nie chcę stracić kolejnych... Co mam zrobić żebyście wszyscy przeżyli?-zapytał cicho Knuckles intensywnie myśląc.
-nie myśl o tym Erwinku...-odpowiedział kładąc głowę złotookiego na swoim ramieniu.

Gdy z sali wyszli medycy obaj mężczyźni szybko wstali z krzeseł.
Złotooki nawet na chwilę nie puścił dłoni starszego, czuł od niego wielkie wsparcie mimo tego że Gilkenly też bał się o Quinn'a.

-co z nim?-zapytał ściskając że stresu palce na dłoni przyjaciela.
-Pan Michael Quinn stracił sporo krwi ale będzie żył.-powiedział lekarz uśmiechając się na widok szczęśliwych przyjaciół.

Miasto Śmierci I 5city, Zakshot, DarwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz