6

533 42 100
                                    

Wróćmy na chwilę do Laboranta. Spójrzmy na jego stan, kilka dni po operacji.

Gdy Erwin wszedł do sali numer 369, Quinn wpatrywał się pusto w okno, jednak on, widział i słyszał w tamtym momencie więcej niż ktokolwiek inny. Do tego czasu Michael był jedyną osobą która przeżyła atak mordercy. Myślał o tym, wręcz dręczyło go to, oczy, które widział podczas... Tortur, zadawały większy ból, niż to co robił ich właściciel. Odczucie, które czuł jak morderca zdjął mu maskę było inne niż za każdym innym razem. Nawet teraz, gdy tak o tym myślał, odczuwał czasem jak brakuje mu powietrza.

-jak się czujesz?-zapytał niepewnie Knuckles. Co jak przerwał jakieś ważne przemyślenia Laborantowi?
-znam go Erwin... Ale nie pamiętam jak wyglądał... Wiem jedno, miał przerażające czerwone oczy...Wpatrywał się nimi w każdą moją ranę którą zrobił... Muszę przyznać... Pierwszy raz się tak bałem, Erwin.-odparł Quinn, z jego oka wypłynęła niewidoczna dla reszty łza, czarne oczy jego maski nie ukazywały nic, jednak te należące do niego pokazywały jedynie pustkę którą co i raz zakrywał strach.
-Ale już jest dobrze... Jesteś z nami więc jesteś bezpieczny... Obiecuje, że nic Ci się nie stanie.-odpowiedział złoto-oki lekko zdziwiony wyznaniem przyjaciela. Po niedługim namyśle Erwin podszedł do okna, dopiero gdy był obok wyższego zauważył co widzi w nim starszy.
-Będzie na mnie polował... I w końcu mnie dopadnie...-stwierdził Michael lekko drżącym głosem co narodziło więcej myśli w głowie Knuckles'a.
-Labo, będzie dobrze. Będziemy Cię wszyscy chronić, nikt Cię już nie skrzywdzi.-odparł skupiając wzrok na przejeżdżającym po autostradzie R8 Carbonary.
-Wiem Erwin...-mówiąc Laborant przekręcił głowę w stronę złoto-okiego zawieszając na nim wzrok.

Do pomieszczenia wszedł Nicollo prowadząc za sobą całą rodzinną wycieczkę.

-Koniec tych smutków bracia, siadajcie na podłodze, gramy w butelkę.-krzyknął śnieżno-włosy sam siadając w najlepszym miejscu na białych płytkach.

Laborant spojrzał w oczy siwo-włosego wpatrując się w nie przez chwilę.

-nie mów im...-szepnął przechodząc obok niższego chwilę po tym Knuckles dołączył do przyjaciół.

Po dłuższym czasie gry, David niepozornie zakręcił butelką sprawdzając minę każdego z graczy. Plastik z każdą chwilą zwalniał, gdy w końcu się zatrzymał wszyscy spojrzeli na wylosowaną osobę. Złote oczy Knucklesa zawiesiły się na Davidzie prosząc o litość, ten jednak uśmiechnął się złośliwie... Kurwa jebana... Różne oczy spojrzały raz na jedną osobę, drugi raz na drugą i wymyślił i pytanie jakie mógł zadać i wyzwanie.

-ojojoj Erwinku, pytanie czy wyzwanie?-zapytał Gilkenly patrząc się na wspomnianego z chytrym uśmiechem.
-wyzwanie, jak już grać to na poważnie-odparł z niemałą niepewnością w głosie.
-czy ja, jestem aż tak zły? Raczej tak... Przeliż się z Carbo-roześmiał się na widok min reszty.
-nie no kurwa, dlaczego ja?-zapytał przez śmiech, złość i zdezorientowanie Nicollo.
-no nie wiem, jakoś tak mi wpadło do głowy-zaśmiał się heterochromik.
-nie no David, ja z bratem się całować nie będę... Weź mu coś powiedz siwy!-krzyknął śnieżno-włosy.
-co ja mam mu powiedzieć? Wyzwanie to wyzwanie-odparł śmiejąc się.
-Nikomu nie powiemy, no tym bardziej Kylie... Zgódź się-powiedział Quinn widząc w głowie ich razem.
-Kurwa, no dobra, ale jak Kylie się dowie to rozpierdalam ekipę-rzekł na koniec Nico słysząc śmiech Davidka.

Nicollo wstał, zastanawiając się z tyłu głowy, co go podkusiło, żeby zgodzić się na to. Z jednej strony wszyscy w to grali, ale z drugiej, całowanie się ze swoim, nawet przybranym bratem na środku szpitala brzmi... ciekawie. I to nie w tym dobrym znaczeniu. Jeszcze David będzie mu to wypominał do końca życia... Specjalnie wybrał jego.

Erwin niepewnym krokiem podszedł do lekko zestresowanego Carbonary. Ułożył ręce na jego karku, zbliżając go do siebie. Białowłosy wpatrywał się w wąskie, różowe usta i poczuł, jak bardzo pragnie ich zasmakować. Przeniósł jedną dłoń na talię niższego, a drugą na jego zaróżowiony policzek. Pogładził go kciukiem, wywołując nieśmiały uśmiech na bladej twarzy.

Nicollo pochylił się i złączył ich usta w powolnym pocałunku. Subtelnie przygryzł wargę starszego, niemo prosząc o dostęp, który został mu chwilę później z łatwością przyznany. Ich wargi tańczyły ze sobą, idealnie do siebie pasując. Pocałunek trwał zdecydowanie dłużej niż powinien, był bardziej namiętny i wręcz uczuciowy. Cudowny. Piękny. Nieziemski.

Po parunastu sekundach, które wydawały się trwać jednocześnie krótką chwilę jak i niesamowitą wieczność, mężczyźni odsunęli się od siebie, wciąż patrząc sobie z oczy. Nicollo czuł, że niemal tonie w tych bursztynowych tęczówkach, które się mieniły szczerszym złotem, niż to w sejfie Diamond Casino. Były hipnotyzujące. Chciał widzieć je do końca życia.

Knuckles posłał białowłosemu mały uśmiech, który odwzajemnił. Było to dziwnie wspaniałe uczucie i w głębi serca, Carbonara chciał powtórzyć owe wyzwanie. Gdy z powrotem wrócili do reszty przyglądającym się im przyjaciół, nie potrafił oderwać wzroku od szarowłosego. Zastanawiał się, czy zrobiłby to gdyby nie gra i czy by tego nie żałował. Miał dziwne przeczucie, że odpowiedź brzmi tak.

Gdy noc w szpitalu się skończyła a kolejny dzień się zaczął, Nicollo otworzył szybko oczy wybudzając się z koszmaru, poczuł jednak, że ktoś leży obok, zawiesił na chwilę wzrok na pewnej osobie. Zdenerwowany myślami szybko wstał, uspokoił się jednak widząc że spał w ubraniach. Była to... Dobra, wiadomość. Wyszedł przez nieznane drzwi, był tu pierwszy raz, mimo tego, że było to mieszkanie jego bliskiego przyjaciela Erwina. Ujrzał salon połączony z jadalnią i kuchnią. Panował w nich niemały bałagan, lecz patrząc na to, do kogo należy apartament wszystko układało mu się w głowie. Poszedł do kuchni gdzie przeszukał chyba wszystkie szafki w poszukiwaniu swojego ulubionego napoju, jednak Erwin chyba go nie lubił tak samo jak on, gdyż nie mógł go znaleźć. Cóż... Usiadł przy stole w jadalni uprzednio nalewając do czystej szklanki wody. Myślał zawieszając wzrok na drzwiach przez które wcześniej przeszedł, co i raz brał łyka czystego napoju. Jak tu się znalazł? Przecież całą noc spędził w szpitalu razem z Labo, Davidem, Kuiem i kilkoma innymi osobami... Nagle, niespodziewanie klamka od drzwi się poruszyła, sekundę później stanął w nich widocznie niewyspany mężczyzna. Przetarł delikatnie oczy dłońmi zastanawiając się dlaczego już nie leży w łóżku.

-cześć... Co cię sprowadza do mojego mieszkania?-zapytał idąc powolnym krokiem od razu do kuchni.
-nic... Cały czas tu byłem, w ogóle, jak ja się tu znalazłem?-odpowiedział pytaniem patrząc na każdy krok starszego.
-nie wiem-odparł po chwili stawiając kawę na stole. Gdzie ona kurwa była?

><><><><><><><><><><><><><><

Cześć JEST CHUJOWO WIEM I PEWNIE JEST TO NAPISANE Z NUTĄ JAKBYM BYŁA NAJEBANA ALE PRZYSIEGAM ŻE NIE JESTEM

WYPIŁAM DZIŚ DWA ENERGOLE I CHCE MI SIĘ SPAĆ

A LIZANIE PISAŁA Fs_animri dzięki dzięki pięknie jest

Słów: 1084

21.04.22r.

Papa

Miasto Śmierci I 5city, Zakshot, DarwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz