14

430 41 111
                                    

Ofiara trzynasta.

-Davidku... Musimy się rozdzielić. Na godzinę... Później znowu się spotkamy...-rzekł z niemałym strachem Erwin.-muszę załatwić coś z Dią...-dodał przy czy zaczął wpatrywać się w niedopasowane oczy. Ich blask był jeszcze słabszy niż kilka dni wcześniej...
-uważaj na siebie.-odpowiedział po dłuższej chwili zastanowienia.-i pilnuj Dii...-dopowiedział przyciągając młodszego do uścisku. Nie chciał się rozłączyć... Tak cholernie bał się o tego małego chłopczyka który potrzebuje kogoś obok... Potrzebuje Davida...
-bądź czujny braciszku... Nie może Cię zabraknąć w moim życiu...-wyszeptał młodszy po czym odsuneli się od siebie. Niższy nieśmiało oparł się o ramię heterochromika.
-zadzwoń do Dii żeby zabrał cię stąd.-powiedział starszy. Oboje spojrzeli na swoje twarze, ich oczy się spotkały przez co i jeden, i drugi szukał w tych z naprzeciwka innych emocji niż strach i zmartwienie.

Knuckles wyjął telefon po czym wykonał "polecenie" Davida. A już po chwili obok nich nie stał jeden, a trzy samochody. Do tej pory dwójka nierozłącznych braci postanowiła rozdzielić się na kilkadziesiąt minut. Jednak przed tym musieli się pożegnać i to w taki sposób jakby mieli się już nigdy nie zobaczyć. Gilkenly mocno objął siwo-włosego a dwójce mężczyzn na ten przesłodki widok zmiękło serce...

-Napewno chcecie się rozłączyć?-zapytał Garcon wiedząc, że odkąd Los Santos przemieniło się w Miasto Śmierci, tej dwójki nigdy nie można było zobaczyć oddzielnie.

Zignorowali słowa ojca wszystkich Landryn zostając w przepełnionym miłością, strachem i smutkiem uścisku. Po chwili odkleili się od siebie pozostawiając oczy wbite w tęczówki drugiego. Mogliby tak stać w nieskończoność jednak Dia przerwał to wyobrażenie.

-Erwin, musimy jechać...-rzekł Garcon przy czym spojrzał na zegarek opierając się o drzwi auta.
-jasne.-odparł Knuckles. Na pożegnanie ułożył niepewnie swoją dłoń na policzku starszego nieśmiało patrząc mu się w oczy.-uwazaj na siebie... Nie chcę Cię stracić...-wyszeptał jeszcze chwilę pozostając w takiej pozycji. W odpowiedzi David ułożył swoje usta w ten pocieszający uśmiech.

Złotooki zaczął iść tyłem w stronę Dii cały czas zostawiając przestraszony wzrok na Gilkenly'm. Gdy był blisko celu odwrócił się a po sekundzie wsiadł do auta. Po chwili byli już w drodze na Great Ocean Highway.

-łączy Cię coś z Davidem?-zapytał Dia odtwarzając w głowie to co widział kilka minut temu.
-Co?! Jesteśmy poprostu przyjaciółmi!-oburzył się lekko złotooki.
-no nie udawaj że nic was nie łączy. Przecież wy tak słodko wyglądaliście...-odparł Garcon. Erwin bił się z każdą możliwą myślą. Ten mętlik który miał w głowie dotyczący uczuć do najbliższego mu mężczyzny był nie do pokonania. Przynajmniej dla siwo-włosego...
-ale... Ja... Nie wiem co jest między nami... Nie wiem co do  niego czuję...-rozpoczął monolog Knuckles powoli zaczynając się jąkać przez napływające do oczu łzy-To jest tak pojebane, bo z jednej strony martwię się i boję, że coś mu się stanie a z drugiej jest moim przyjacielem i strasznie obawiam się, że jak posunę się dalej to on mnie odrzuci... Codziennie boję się, że jak powiem, że to nie jest zwykła przyjaźń to on odpowie, że nie jestem mu potrzebny a ja nie będę umiał sobie bez niego poradzić i takie trudne będzie życie bez takiego kogoś jak on... Bo ten człowiek jest jedyny w swoim rodzaju... Nie ma innego takiego samego jak on...-odpowiedział na skraju płaczu.
-czyli kochasz go?-dopytał Dia a złotooki wbił wzrok w podłogę samochodu.
-naprawdę Dia, nie wiem czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie.-odparł a samotna łza spłynęła po jego policzku.

Reszta drogi minęła im raczej spokojnie. Gdy dojechali na Garcon Garage Erwin wysiadł z samochodu po czym zaczął iść w kierunku siedzących w środku przyjaciół.
W tym czasie czarnoskóry zaczął jechać w kierunku wyjazdu. Jednak coś go zatrzymało...
Erwin poczuł wielki odrzut przez co się wywrócił, usłyszał głośny huk za plecami, kiedy tylko sytuacja się lekko uspokoiła a małe odłamki plastiku oraz metalu przestały latać w każdą stronę Knuckles wstał z ziemi.
Pierwsze co zrobił to zbadał oczami co się właśnie odjebało. Ukazał mu się płonący samochód którym jeszcze przed chwilą jechał.
Po drugie obejrzał wszystkie dachy z których mógłby polecieć granat albo rakieta z RPG.
A trzecie-podbiegł do krieger'a.
Po chwili obok niego zjawiły się Landrynki.

-Dia...-rzekł cicho Knuckles uświadamiając sobie, że już nigdy go nie zobaczy.-musicie zadzwonić po Davida! Proszę... Powinien być tu teraz obok mnie!-krzyczał i błagał jednocześnie czując zagrożenie z każdej strony. Każdy mógł być mordercą. A jedyna osoba której ufał i przy której czuł się bezpiecznie była gdzieś daleko od miejsca gdzie być powinna. Złotooki opadł na kolana nie mogąc powstrzymać już łez które zbierały się w oczach. Tak bardzo się bał...

Landryny nie wiedziały co zrobić. Nie wiedziały jak zająć się szefitkiem w stanie w jakim nigdy go nie widziały. I nigdy zobaczyć nie powinny. Dlatego wykonały jedyną opcje jaka było zadzwonienie po heterochromika. W tym czasie Chase wbiegł do środka budynku po gaśnice którą zaczął gasić palący się samochód. Niedlugi czas po tym na miejscu zjawił się najbardziej wyczekiwany mężczyzna w tym momencie. Gilkenly nie oczekiwał wyjaśnień. Od razu gdy tylko carbonara zatrzymał pojazd David wysiadł z niego w pośpiechu i podbiegł do przerażonego oraz przestraszonego mężczyzny. Kucnął obok niego od razu go przytulając. Zdziwiony był jak bardzo Knuckles się trząsł, zawsze go uspokajał ale nigdy nie widział go tak roztrzęsionego.

-jestem już obok... Nie bój się, Jesteś bezpieczny...-wyszeptał Gilkenly. Erwin słysząc uspokajający głos przyjaciela zamknął oczy by powoli opanować swój oddech.

Przy nim od razu poczuł się spokojniejszy.

-chodź, wejdziemy do środka-powiedział Gilkenly cichym głosem po czym pociągnął przyjaciela na równe nogi.

Zaczęli iść dalej wtuleni w siebie w kierunku drzwi do budynku. Usiedli na schodkach które prowadziły do biura zmarłego już właściciela. Heterochromik wciągnął na swoje kolana złotookiego który po chwili wtulił się jeszcze bardziej w starszego. Jego oddech uspokajał się tak samo powoli jak jego ciało przestawało się trząść. Po dłuższym czasie niespodziewanie Knuckles zasnął.
Musiał być bardzo zmęczony - pomyślał Gilkenly wpatrując się w śpiącego mężczyznę. Delikatnie uśmiechnął się na jego widok.
Niedługo po Erwinie zasnął również David.

Pierwszy obudził się heterochromik słysząc głosy zza drzwi garażowych. Nie przejął się tym za bardzo gdyż wiedział że często przesiadują tu Landrynki. Po chwili owe wejście się otworzyło a do środka wszedł biało-włosy. Gilkenly ułożył palec na ustach czym pokazał by młodszy był cicho po czym wrócił ręka na plecy śpiącego. Davies w odpowiedzi lekko się uśmiechnął na to jak ta dwójka słodko siedziała po czym wyszedł, zamykając zakochanych samych.
Chwilę po tym starszy zauważył jak złotooki powoli się wybudza.

-co z Dią?-zapytał zaspanym głosem od razu gdy tylko otworzył oczy.
-nie da się przeżyć wybuchu Erwiś...-odparł Gilkenly, próbując jak najłagodniej ułożyć zdanie.
-zabierz mnie do domu... Chcę odpocząć...-powiedział chowając twarz w ramię starszego.

David powoli wstał tym samym ciągnąc Erwina na równe nogi. Gdy już oboje dotykali stopami podłogi razem zaczęli iść na zewnątrz. W tym samym czasie Gilkenly wyjął telefon i sprawdził wszystkie SMS'y jakie dostał w czasie snu. Zauważył on tylko wiadomość od Nico.
"Zabierz R8, kluczyki ma Karim"

-idź do Audi, za chwilę przyjdę-powiedział David po czym poszedł w kierunku wspomnianej brązowo-włosej Landrynki.

Knuckles stanął przy samochodzie a następnie zaczął śledzić każdy krok heterochromika. Patrzył na to gdzie idzie i po co. Gdy jednak zniknął za niechcianą przez Erwina ścianą, ten sprawdził czy czarne auto jest otwarte. Po kilku sekundach siedział już w środku.
Po niedługim czasie David przyszedł po czym odpalił silnik sprawiając, że samochód wydał swój charakterystyczny dźwięk na który sam delikatnie się uśmiechnął. Dawno go nie słyszał...

Mężczyźni wrócili w ciszy jednak w ich głowach były myśli o Dii oraz o mężczyźnie siedzącym obok.

><><><><><><><><><><><><><><><><
Hej

Dziś pomoc od Pana Adama Mickiewicza z cytatem "czy to przyjaźń, czy to kochanie" mój zjebany mózg stwierdził że to tam pasuje XD
Od jamafi która upewniała mnie ze niektóre zdania są dobrze XD
I od Schirkena od której niedługo będzie korekta <3333

Słów (z początku): 1309

Papa

01.05.22r.

Miasto Śmierci I 5city, Zakshot, DarwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz