13

409 41 25
                                    

Ofiara dwunasta.

Dwójka przyjaciół wysiadła z samochodu. Ich oczom ukazał się łamiący serce widok. Fioletowo-włosy mężczyzna leżał na ziemi z pustką w oczach. Jego usta jak i inne miejsca na ciele poranione były od prawdopodobnie szkła leżącego w okół. Obok niego siedział załamany Dia a obok chodziły wszystkie Landrynki. W tym momencie znane przezwisko Erwina z ich ust nie brzmiało by tak samo. Jednak on w głowie miał tylko to jedno słodkie jak cukierek zwany landrynką Fosterkowe "szefitek".

-co się stało?-zapytał David rozszerzając oczy że zdziwienia.
-zamordował go... Kurwa... Myślałem, że ze mną są bezpieczne... A straciłem już czwarte dziecko...-odparł przerażony Dia.
-mogłem iść z nim... Wtedy nic by się nie stało...-dodał Karim cały czas kręcąc się w kółko.
-przestańcie się obwiniać. To fakt że trzeba zachować szczególne bezpieczeństwo, ale nie da się wszystkiego przewidzieć. Lepiej powiedźcie czy Foster miał okazję zabić mordercę?-zapytał Nicollo próbując jak najdelikatniej ułożyć słowa. Brązowo-włosa  Landrynka się zatrzymała skupiając wzrok na Nico.
- była sytuacja kiedy pojechał na Garcon Garage po Matiego, wrócił sam i w dodatku powiedział że musimy wracać do miasta. Wtedy też się dowiedzieliśmy że Mateuszek nie żyje.-odparł Karim dalej próbując przypomnieć sobie jak najwięcej.
-Jedźmy na katakumby. Tu nie jesteśmy bezpieczni.-rzekł Carbonara. On najrozsądniej myślał w tym momencie.-weźcie ciało. Pochowamy go tam gdzie resztę i odprawimy mały pogrzeb. Ubierzcie się elegancko.-dodał gdy wszyscy powoli pakowali się do fur.

Do Lamborghini jak zwykle wsiadła dwójka nie rozłącznych przyjaciół. Knuckles, jak po każdym ataku mordercy, nie był spokojny. Bał się. Patrzył w szybę szukając za nią rozwiązania największego problemu ich rodziny. Jednak odnalezienie go było niemalże niemożliwe.

-David... Jakbym miał umrzeć... Chciałbym żebyś był przy mnie...-powiedział nagle. Gilkenly spodziewał się, że młodszy będzie myślał w ten sposób.
-Erwiś... Powiedz mi, jak ja bym bez ciebie żył? Jesteś przy mnie prawie cały czas odkąd to się zaczęło. Za bardzo przyzwyczaiłem się do twojej obecności w moim życiu. Ty nie możesz umrzeć.-odparł heterochromik tworząc różne myśli w głowie młodszego.
-dzięki, że jesteś. Bez ciebie już dawno bym się zabił...-rzekł Knuckles na co David przeniósł na chwilę wzrok w jego stronę.
-nie mów tak... Znam Cię długo i wiem, że zawsze dajesz radę.-odpowiedział Gilkenly delikatnie się uśmiechając.

Przed dotarciem na zakon mężczyźni weszli jeszcze do wspólnego apartamentu. Założyli takie same czarne garnitury po czym wyszli i pojechali w kierunku Vinewood.
Na miejscu David jako pierwszy wysiadł z auta a następnie podszedł do drzwi od strony pasażera. Otworzył je a Knuckles wysiadł, mimo wydarzeń z przed kilkudziesięciu minut oboje na czyn Davida się zaśmiali. Zaczęli iść powoli w kierunku katakumb, nie chcieli żegnać przyjaciela. W połowie drogi David nieśmiało objął młodszego jedną ręką, delikatnie przyciągając go do siebie. Z perspektywy trzeciej osoby wyglądali zdecydowanie jak para.
Gdy byli już blisko niższy zauważył biało-włosą Lanrynkę. Chase siedział na małej górce obok wejścia do katakumb. Złotooki odkleił się od... Przyjaciela? I skierował się w stronę przyszywanego brata. Po chwili usiadł obok niego po czym delikatnie go objął tym samym sprawiając że Davies się w niego wtulił. Potrzebował choć trochę wsparcia. Po kilku sekundach dołączył do nich David.

Niedługi czas po tym pochowali Peter'a Foster'a w grobie gdzie leżały ciała reszty zmarłych z rodziny.

><><><><><><><><><><><><><><><><
Hej

Lekka pomoc ze strony jamafi w dzisiejszym rozdziale.

Słów: 554

Papa

30.04.22r.

Miłej majówki <3

Miasto Śmierci I 5city, Zakshot, DarwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz